WYWIAD GKS.NET.PL

Hubert Tylec: Cieszymy się chwilą i naszą grą. Tu nie ma przypadku

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

Stworzyliśmy w Bełchatowie naprawdę fajną drużynę, w której jeden za drugiego walczy na sto procent (…) Generalnie wszyscy bronimy, wszyscy też atakujemy i mecz w Elblągu to udowodnił, ponieważ środkowy obrońca dał drużynie wygraną. Tworzymy zgrany team – powiedział w rozmowie z GKS.net.pl 24-letni pomocnik GKS-u, Hubert Tylec, który w sobotnim meczu z Olimpią zaliczył asystę przy zwycięskiej bramce Damiana Michalskiego. Po ósmym meczu bez porażki i pierwszej wygranej „Brunatnych” na wyjeździe, poprosiliśmy byłego zawodnika m.in. Zagłębia Sosnowiec o ocenę spotkania 8.kolejki oraz ostatnich wyników „Dumy Górniczego Miasta”. Oto, co nam powiedział:

Damian Agatowski (GKS.net.pl): Jakie zadania nakreślił ci trener Derbin, gdy wchodziłeś na boisko w miejsce Bartka Bartosiaka?

Hubert Tylec (pomocnik GKS Bełchatów): Wchodząc na boisko miałem świadomość, że wynik mimo wszystko jest korzystny, ponieważ było 0:0. Pełna koncentracja na niską obronę, którą stosujemy i szybkie kontrataki – taki był plan. Jednak trener uświadamiał mi, że na pewno będziemy mieli okazję strzelecką, ponieważ rywal opadał już z sił. Po to więc wszedłem, by pomóc drużynie w akcjach ofensywnych i to się poniekąd udało, ponieważ wygraliśmy ten mecz.

Czy asysta przy golu Damiana Michalskiego w jakimś stopniu zrekompensowała ci fakt, że jak pojawiasz się na boisku, to wciąż tylko jako rezerwowy?

Nie, nie. Wejście z ławki, a więc rola rezerwowego boli zawsze każdego zawodnika. Ale taka jest piłka. Grać może jedenastu piłkarzy. Wszyscy wiemy, jak wystartowaliśmy i jakie osiągamy wyniki, więc każdy chce grać i walczy o swoje miejsce. Oczywiście jest we mnie piłkarska złość, ale trzeba to przekuć na trening, trzeba być cierpliwym i wciąż sumiennie pracować. Sezon jest długi i w pewnym momencie pojawią się kontuzje i żółte kartki, więc wtedy na pewno będzie okazja wskoczyć do składu. Póki co, muszę pracować i cierpliwie czekać na swoją szansę. Rola zmiennika nigdy mnie nie usatysfakcjonuje.

Przy takiej dyspozycji kolegów, może być jednak trudno o pierwszy skład, pomimo wczorajszej asysty, nie sądzisz?

Zgadza się. Wszyscy widzą, jak dziś gra GKS Bełchatów. Kibice nas chwalą i powiem nieskromnie – nie bierze się to z przypadku. Na te wyniki ciężko pracujemy. Ukształtowała się pewna jedenastka od pierwszej kolejki, która jeszcze nie przegrała meczu. Dlatego nie dziwię się trenerowi, że nie myśli o jakiś większych zmianach personalnych. Póki co, muszę więc korzystać i wyciskać maksymalnie jak najwięcej nawet z tych 10 czy 15 minut, które w meczach daje mi trener. Wchodzę na boisko i robię swoje.

A czy to nie jest trochę tak, iż z każdym kolejnym meczem, w którym zdobywacie punkty, apetyt rośnie w miarę jedzenia i chce się więcej i więcej?

Pewnie, że tak. Zawsze tak jest. Jak drużynie idzie dobrze, jak wygrywa mecze i zdobywa punkty, każdy chce grać jak najwięcej, bo ma świadomość tego, że zespół jest w dobrej dyspozycji; że jest dobra atmosfera i wszystko układa się tak jak należy. Póki mamy tą dobrą passę, musimy z tego korzystać, aby zdobywać jak najwięcej punktów i cały czas trzymać się czołówki. Zdajemy sobie sprawę, że w pewnym momencie może przyjść zadyszka i kryzys formy. Wobec tego trzeba nazbierać taką ilość punktów, by wówczas nie stracić kontaktu z górą tabeli. Póki jest dobrze, póki jest forma i sprzyja nam również szczęście, musimy z tego korzystać i brać od losu obiema rękami.

W czym w twojej opinii tkwi recepta na sukces, jakim niewątpliwie jest seria ośmiu meczów bez porażki. Bo jak sam słusznie zauważyłeś, przypadku w tym być nie może?

Stworzyliśmy w Bełchatowie naprawdę fajną drużynę, w której jeden za drugiego walczy na sto procent. Nie ma czegoś takiego, że jak jeden straci piłkę, to reszta stoi i ma do niego pretensje. Wtedy jest drugi, trzeci i następny zawodnik, który pędzi by ją przeciwnikowi odebrać. Według mnie właśnie w tym tkwi klucz do wyników, które osiągamy. Sami wiecie, jak wyglądało budowanie tej drużyny przed sezonem. Do końca nie było wiadomo, ilu zawodników będzie w kadrze. Kogo klub może pozyskać, a kogo nie. Jeden wyjechał, drugi przyjechał, roszady były cały czas. Myślę jednak, że trener dobrał sobie takich ludzi, zarówno pod kątem boiska jak i „szatni”, że od początku zaczęło to funkcjonować. W naszej drużynie mamy sporo młodzieży, która dopiero zaczyna poważne granie oraz młodzieży – nazwijmy to – bardziej doświadczonej (śmiech) i to połączenie na wszystkich korzystnie wpłynęło. Nie ma żadnych podziałów na starych i młodych. To jest chyba najważniejsze, że zawodnicy wraz ze sztabem szkoleniowym tworzą jeden kolektyw i wszystkim dobrze się ze sobą współpracuje. Bywają drużyny, że szatnia jest charakterna i mocna, ale ze sztabem nie ma tej „chemii”, wtedy wyniki bywają bardzo różne, a u nas na chwilę obecną wszystko chodzi jak w zegarku.

Można powiedzieć, że dziś Sosnowiec rządzi w Bełchatowie?

(Śmiech) Ja wiem, czy rządzi? Trzech wychowanków Zagłębia w GKS to wcale nie tak dużo. Trener całą naszą trójkę dobrze zna. Marcin Sierczyński przyszedł najwcześniej, ja już za poprzedniego trenera byłem w Bełchatowie zimą, choć wtedy jeszcze nie udało się podpisać umowy z klubem. No i Patryk Mularczyk, który został wypożyczony z Zagłębia, ale wszyscy widzą, jak wkomponował się w zespół, więc chyba nikt nie ma za złe trenerowi tego, że ściągnął do klubu chłopaków, których znał z Sosnowca?

Teraz przed Wami mecz z Rozwojem Katowice, który jest obecnie na dole ligowej tabeli. Pytanie moje jest nie „czy” lecz „ile” goli strzelicie w sobotę katowiczanom, którzy w ostatniej kolejce „przyjęli” trójkę od Ruchu Chorzów?

Ja bym tak do tego nie podchodził. Wiemy jak wygląda polska liga. Mamy świadomość, co się dzieje na boiskach Ekstraklasy czy I ligi, jakie tam potrafią padać wyniki. Oczywiście, mamy dobry czas, punktujemy w każdym meczu, ale to jest sport. Możesz przegrać pięć spotkań z rzędu, ale przychodzi mecz z liderem czy innym zespołem z czołówki i drużyna się mobilizuje i często dochodzi do niespodzianki. Tabela jest płaska i te różnice punktowe wcale nie są takie duże. Każdy z każdym może wygrać. Przykładem może być chociażby postawa Rozwoju w poprzednim sezonie. Jesienią przez wszystkich byli skreślani, a na wiosnę nazbierali mnóstwo punktów, odbierając je m.in. faworytom. To będzie mecz jak każdy inny, w którym te punkty trzeba będzie wyszarpać. Wiemy, że przyjeżdża do nas drużyna z dołu tabeli, która ostatnio przegrywa, lecz mamy świadomość, że na pewno ostatnie niepowodzenia, będzie chciała sobie odbić na nas. My jednak musimy jak najlepiej przygotować się do tego meczu, by zwyciężyć i ponownie móc się cieszyć z kibicami z czwartego domowego zwycięstwa.

A czy po meczach spoglądacie w ligową tabelę, kalkulujecie, o ile miejsc w klasyfikacji podskoczyliście?

Oczywiście, że patrzymy na tabelę, ale nie na tej zasadzie ile punktów tracimy do lidera, a ile mamy przewagi nad strefą spadkową. Cieszymy się przede wszystkim, że pod rubryką „porażki” na naszym koncie wciąż widnieje zero. To jest dla nas niezwykle istotne. Kolejny mecz, w którym zdobywamy punkty jeszcze bardziej buduje atmosferę w drużynie. Wygrywa, remisuje i broni cały zespół. Nie ma podziału, że za obronę bramki odpowiada sama defensywa czy bramkarz, chociaż przyznaję „Lenti” (Paweł Lenarcik – przyp. red.) potrafił nam ostatnio wybronić mecz. Generalnie wszyscy bronimy, wszyscy też atakujemy i mecz w Elblągu to udowodnił, ponieważ środkowy obrońca dał drużynie wygraną. Tworzymy zgrany team. Nie patrzymy kto jest przed nami, kto jest za nami, cieszymy się chwilą i naszą grą.