Niemożliwe nie istnieje! GKS zróbcie to dla nas! Zapowiedź HITU sezonu

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

Nikogo nie musimy przekonywać jak ogromny ciężar gatunkowy niesie ze sobą niedzielny pojedynek. Wynik derbów ziemi łódzkiej zadecyduje, która z tych drużyn przybliży się do upragnionej I ligi, a która bezpowrotnie z tej rywalizacji odpadnie. Obie ekipy potrzebują zwycięstwa. Stawka jest więc ogromna! GKS po porażce w Toruniu znalazł się poza podium i z Widzewem musi wygrać, by mieć szansę na zajęcie ostatniego wolnego miejsca premiowanego awansem, wszak po dzisiejszych meczach Radomiak i Olimpia Grudziądz zapewniły sobie grę na zapleczu Ekstraklasy w przyszłym sezonie. Piłkarze GKS-u w swojej historii zdobywali już wicemistrzostwo Polski, grali w finałach Pucharu Polski i Ekstraklasy, trzykrotnie wygrywali I ligę, ale na dziś mecz z Widzewem w 33. kolejce II ligi, dla młodego pokolenia kibiców, urasta do rangi najważniejszego starcia w ostatnich latach! I wcale nie będzie przesadą stwierdzenie, że wynik tej rywalizacji może w dużej mierze zadecydować o przyszłości naszego klubu. Wstęp do przedmeczowej zapowiedzi zakończymy hasłem, które jutro z pewnością wybrzmi (nie tylko) z trybuny wschodniej: „Tylko zwycięstwo, GKS tylko zwycięstwo!”.

OPIS RYWALA

Widzew Łódź to jeden z najbardziej utytułowanych klubów w Polsce. Jego początki sięgają roku 1910, dlatego też domowe mecze Widzewa rozpoczynają się o godz. 19:10. W swojej ponad stuletniej historii, widzewiacy wywalczyli cztery mistrzostwa Polski siedmiokrotnie finiszowali na drugim miejscu, zdobyli Puchar i Superpuchar Polski. Wielokrotnie reprezentowali Polskę na arenie międzynarodowej: w 1983 roku dotarli do półfinału Pucharu Mistrzów, eliminując Liverpool (2:0, 2:3). Niestety w 1/2 finału dwie bramki Krzysztofa Surlita okazały się być niewystarczające, by pokonać Juventus Turyn z Platinim i Bońkiem w składzie. W tych rozgrywkach grali jeszcze w 1996 roku pod wodzą Franciszka Smudy i przez długie lata byli ostatnim przedstawicielem Polski w tych elitarnym rozgrywkach. W 1980 i 1984 roku doszli do 1/8 finału Pucharu UEFA, a w 1976 i i 1982 triumfowali w Pucharze Intertoto. W latach świetności barwy RTS-u reprezentowali tacy piłkarze jak: Zbigniew Boniek, Włodzimierz Smolarek, Józef Młynarczyk, Władysław Żmuda czy Dariusz Dziekanowski. Jednak po latach sukcesów i gry na szczycie, Widzew pogrążył się w kryzysie. Co prawda po rocznym pobycie w II lidze (1990/91), w 1996 i 1997 widzewiacy zdobyli dwa mistrzostwa i zagrali w Lidze Mistrzów, ale był to zmierzch Widzewa. Na zawsze w pamięci polskich kibiców pozostaną jednak emocjonujące spotkania łódzkiego klubu, tak jak chociażby to z Legią Warszawa z 1997 roku, uznane za najlepsze w historii piłki nożnej nad Wisłą. Widzew w decydującym o mistrzostwie Polski meczu na stadionie gospodarza przegrywał do 88. minuty (0:2), ale potrafił odwrócić losy starcia o tytuł i w nieprawdopodobny sposób wygrać (3:2). Ten mecz – jak również wiele innych, w tym niezapomniane i często zwycięskie starcia w europejskich pucharach z Liverpoolem, Juventusem Turyn, Borussią Dortmund czy Manchesterem United – w latach 80. i 90. stworzyły, a następnie utrwaliły znany w całej Polsce i Europie „widzewski charakter”, czyli symbol piłkarzy niezwykle ambitnych i walczących. To właśnie dzięki takim spotkaniom marka Widzew jest znana nie tylko w regionie łódzkim, ale w całym kraju i Europie. To już jednak historia. W 2015 roku ogłoszono upadek Widzewa. Klub przez złe zarządzanie i długi został rozwiązany. Łodzianie jednak za cel przyjęli sobie utworzenie nowego tworu na tradycji Widzewa z 1910 roku. Klub wystartował od IV ligi i po trzech sezonach znalazł się na trzecim szczeblu rozgrywkowym. Obecnie Widzew znajduje się na 3. miejscu w tabeli II ligi z dorobkiem 55 punktów. Runda wiosenna nie należy do najlepszych w wykonaniu Widzewiaków. Swoje miejsce w tabeli zawdzięczają dobrej postawie, którą prezentowali jesienią. Dziesięć spotkań z rzędu nie byli w stanie pokonać swoich przeciwników. Przełamanie przyszło dopiero w 32. kolejce, gdy to przed własną publicznością pokonali Ruch Chorzów (3:0). W minioną środę awansem rozegrali mecz 34. kolejki z Olimpią Grudziądz, który zakończył się zwycięstwem gości (2:1), co zepchnęło łodzian z miejsca premiowanego awansem.

HISTORIA POJEDYNKÓW

Do pierwszego spotkania z Widzewem doszło w roku, w którym Tadeusz Mazowiecki stawał na czele pierwszego niesocjalistycznego Rządu RP w powojennej historii naszego kraju, Reprezentacja Polski przegrywała eliminacje do Mundialu we Włoszech, a swoją kinową premierę miał „Piłkarski poker”. Był rok 1989, a ściślej mówiąc 18 października, jesienne popołudnie przy ulicy Sportowej 3, mecz 1/8 finału Pucharu Polski sezonu 1989/90. Właśnie wtedy do Bełchatowa przyjechał I-ligowy Widzew z Jackiem Bayerem, Mirosławem Myślińskim i młodym Tomaszem Łapińskim w składzie. GKS był wówczas klubem III-ligowym, który przed pojedynkiem z utytułowanym sąsiadem wyeliminował wcześniej Cuiavię Inowrocław (1:0), Motor Lublin (2:0) i Olimpię Poznań (3:1). Łodzianie w tym starciu okazali się jednak zbyt silni dla podopiecznych trenera Jana Króla i zasłużenie wygrali, choć trzecioligowcy napsuli im sporo krwi. Oto filmowy zapis tego spotkania:{youtube}https://www.youtube.com/watch?v=hAHv0dl0DoM{/youtube}
Drugi raz losy obu klubów skrzyżowały się już w Ekstraklasie. 30 września 1995 r. absolutny beniaminek z Bełchatowa, dla którego był to pierwszy sezon na najwyższym szczeblu, podejmował u siebie jednego z kandydatów do mistrzostwa Polski. Widzewiacy pod batutą Franciszka Smudy rozegrali rywala koncertowo, zwyciężając (4:1), co jak powiedział na pomeczowej konferencji prasowej trener GKS-u Krzysztof Pawlak:Było wkalkulowane„. Ponad 6000 widzów zgromadzonych na stadionie było świadkami ciekawego widowiska:

W rundzie wiosennej GKS heroicznie walczył o utrzymanie, a Widzew bił kolejne rekordy meczów bez porażki, tocząc zażarty pojedynek o mistrzostwo Polski z Legią Warszawa. Spotkanie 27. kolejki potwierdziło różnicę klas pomiędzy drużynami Smudy i Pawlaka. Widzewiacy zaaplikowali górnikom pięć goli, nie dając się zaskoczyć ani razu. I choć ta przegrana do dziś jest najwyższą wyjazdową porażką GKS-u w historii występów w Ekstraklasie, mecz mógłby się potoczyć zupełnie inaczej gdyby w 35. minucie – przy stanie 0:1 – dośrodkowanie Dariusza Durdy wykorzystał Krzysztof Kukulski… Bełchatowianie na boisku faworyta prowadzili otwartą grę, za co zostali skarceni:

„Brunatnym”  bardzo szybko nadarzyła się okazja do rewanżu. W środę 29 maja 1996 r. w półfinale Pucharu Polski pokonali niemalże pewnego korony mistrza Polski (2:1). Wynik otworzył przepięknym strzałem w okienko Janusz Prucheński (na zdjęciu poniżej z Markiem Koniarkiem), ale tuż po przerwie wyrównał eks-giekaesiak Sławomir Gula, który jeszcze jesienią występował w Bełchatowie. I gdy kibice szykowali się na dogrywkę, rozpędzonego z piłką Roberta Górskiego nieprzepisowo powstrzymywał Marek Bajor i sędzia podyktował „jedenastkę”. Rzut karny wykorzystał niezawodny w takich sytuacjach Jacek Berensztajn i sensacja stała się faktem! GKS w finale Pucharu Polski kosztem wielkiego Widzewa! Ależ to była radość przy S3!

Jak się później okazało, nie było to jedyne zwycięstwo GKS-u nad drużyną mistrzów Polski w 1996 roku. 10 sierpnia Widzew po 37 ligowych meczach bez porażki, znalazł wreszcie pogromcę. Był nim oczywiście GKS Bełchatów, prowadzony już przez nowego trenera Janusza Białka i z kilkoma nowymi piłkarzami w składzie, m.in. Sławomirem Konkiewiczem, Adrianem Sobczyńskim czy Mariuszem Kukiełką. Początek meczu należał jednak do gości, którzy bombardowali bramkę Zbigniewa Millera raz po raz. Po jednym z rzutów rożnych Radosław Michalski zdobył nawet gola dla przyjezdnych, ale uczynił to z pozycji spalonej. Po kwadransie gry pierwsza składna akcja GKS-u przyniosła im prowadzenie! Robert Górski pognał lewą stroną, wyłożył piłkę Sylwestrowi Szkudlarkowi, a kapitan górników wprawił w ekstazę bełchatowską publiczność, zaś łódzkich dziennikarzy w niemałe zdziwienie. Oto GKS, który przegrał trzy pierwsze mecze w sezonie, strzelił gola Widzewowi, który przed momentem wygrał pierwszy dwumecz o Champions League z duńskim Broendby! Łodzianie ruszyli do odrabiania strat, ale ani Marek Citko, ani Jacek Dembiński, ani Ryszard Czerwiec nie zdołali pokonać świetnie dysponowanego tego dnia Millera. Druga połowa również zaczęła się od przewagi Widzewa. GKS starał się kontratakować. Po jednym z takich kontrataków Sławomir Suchomski wykończył akcję Górskiego i reprezentacyjny bramkarz Maciej Szczęsny skapitulował po raz drugi. 2:0 dla GKS-u, ale tego dnia emocji było więcej. Najpierw w 66. minucie kontuzjowanego golkipera „Brunatnych” musiał zastąpić 19-letni Aleksander Ptak, dla którego był to dopiero czwarty mecz w Ekstraklasie. Trzy minuty później stuprocentową okazję zmarnował Marek Koniarek, zaś kilka chwil po tym wydarzeniu sędzia Jacek Granat musiał przerwać spotkanie na kilka minut, gdyż na murawę wbiegli kibice Widzewa, którzy zerwali jedną z flag fanatyków GKS-u. Natychmiast z odsieczą ruszył bełchatowski… piłkarz – Robert Rogan – który swoją interwencją na stałe zapisał się w pamięci (dziś już nieco starszych) kibiców. Zresztą, zobaczcie sami:

Drugie zwycięstwo z najlepszym zespołem w kraju na przestrzeni niespełna trzech miesięcy musiało cieszyć, zwłaszcza, że w dalszej części sezonu legendarna drużyna Smudy awansowała do fazy grupowej Ligi Mistrzów i obroniła tytuł mistrzów Polski. Zanim jednak widzewiacy wznieśli puchar za drugi z rzędu tytuł, 15 marca 1997 r. gościli na swoim stadionie GKS Bełchatów w ramach 21. kolejki spotkań. Obie drużyny rozpoczęły ostrożnie. GKS nastawił się na wzmocnioną defensywę i tylko Dariusz Patalan starał się nękać łódzkich obrońców. Widzew konsekwentnie zdobywał teren, przesuwając się coraz bliżej bramki Jarosława Krupskiego, który kilka razy ratował swój zespół przed utratą gola. Niestety w 27. minucie sposób na golkipera GKS-u znalazł Sławomir Majak, który płaskim strzałem zdobył jedyną bramkę w spotkaniu, którego II połowa była transmitowana „na żywo” w TVP2.

Finał sezonu 1996/97 był taki, że Widzew świętował czwarty w historii tytuł, zaś GKS po dwóch latach gry w Ekstraklasie, spadł do II ligi (dzisiejszej I ligi). Na szczęście po roku w świetnym stylu powrócił w szeregi najlepszych i znów mógł rywalizować m.in. z łódzkim Widzewem. To był już jednak zupełnie inny Widzew: z Arturem Wichniarkiem i Maciejem Terleckim w składzie oraz Wojciechem Łazarkiem na ławce szkoleniowej. 18 września 1998 r. emocji na stadionie przy S3 było równie wiele jak w poprzednich dwóch spotkaniach w Bełchatowie. Przypomnijmy sobie:

Przed meczem rewanżowym 1 maja 1999 r. obydwu zespołom przyświecały zupełnie inne cele. Łodzianie walczyli o miejsce premiowane startem w europejskich pucharach, GKS chciał pozostać w lidze. Ostatecznie tylko gospodarzom udało się zrealizować zamierzony cel. Sam mecz przy al. Piłsudskiego był dość jednostronnym widowiskiem, choć przed pierwszym gwizdkiem sędziego nowy-stary trener GKS-u Krzysztof Pawlak zapewniał: „Przyjechaliśmy pokazać jak najlepszą piłkę. Zagramy z pełnym zaangażowaniem”. I początkowo rzeczywiście słowa trenera pozwalały wierzyć, że tak właśnie będzie, ponieważ jego drużyna napsuła sporo krwi obrońcom i bramkarzowi Widzewa, zwłaszcza po strzałach Piotra Szarpaka i Mariusa Skinderisa. Później jednak uwidoczniła się przewaga miejscowych, którzy co rusz zagrażali bramce Aleksandra Ptaka. Bełchatowianie bronili się dzielnie, jednak do osiągnięcia celu, jakim było wywalczenie jednego punktu, zabrakło pięciu minut. W 84. minucie Sylwester Szkudlarek sfaulował Zbigniewa Czajkowskiego tuż przed linią pola karnego. Czteroosobowy mur piłkarzy GKS-u nie zatrzymał silnego i precyzyjnego strzału Macieja Terleckiego, a Ptak właściwie tylko odprowadził pędzącą piłkę wzrokiem. Widzew prowadził 1:0. GKS rzucił się do ataków, chcąc odrobić stratę. Trener górników wprowadził na boisko Dariusza Patalana i Grzegorza Rasiaka lecz na wyrównanie zabrakło już czasu. I choć do końca sezonu pozostało jeszcze sześć kolejek, GKS ugrał w nich zaledwie dwa punkty i w kiepskim stylu pożegnał się z Ekstraklasą, do której powrócił dopiero sześć lat później. W międzyczasie również Widzew opuścił szeregi najlepszych drużyn w kraju (ostatnie miejsce w sezonie 2003/04) i oba zespoły spotkały się ponownie, choć tym razem w II lidze. 13 sierpnia 2004 r. w 3. kolejce sezonu 2004/05 na stadionie w Bełchatowie, na którym zgromadziło się 7000 widzów. GKS rozgromił wtedy łodzian (4:1) co tylko potwierdziło, że zespół prowadzony przez Mariusza Kurasa będzie głównym faworytem do awansu. Pierwsze skrzypce grali wówczas Grzegorz Król i Janusz Dziedzic, choć w składzie przeciwnika występowali tacy piłkarze jak, m.in.: Rafał Pawlak, Michał Probierz czy Adrian Klepczyński.

W rundzie wiosennej ponownie lepszy był GKS, który zwyciężył w Łodzi (2:1) i była to pierwsza (historyczna!) wygrana „Brunatnych” na stadionie Widzewa. 31 marca 2005 r. wynik otworzył Grzegorz Król w 58 minucie, a drugi cios dziewięć minut później zadał Dariusz Pawlusiński, który precyzyjnym strzałem pokonał Adam Piekutowskiego. Gospodarzy co prawda stać było na bramkę autorstwa Rafała Szweda, ale trzy punkty ostatecznie pojechały do Bełchatowa. Tym razem na finiszu sezonu świętować mogli „Brunatni”, którzy z przewagą ośmiu punktów nad czwartym w tabeli Widzewem, awansowali do Ekstraklasy z drugiego miejsca. Łodzianie mieli jeszcze szansę powalczyć o awans w barażu z Odrą Wodzisław, ale ostatecznie okazali się słabsi o jedną bramkę (2:3 w dwumeczu) od drużyny prowadzonej wówczas przez… Franciszka Smudę i kolejny sezon spędzili w II lidze. Do otwierającego drugą dziesiątkę starć pomiędzy GKS Bełchatów a Widzewem doszło 4 sierpnia 2006 r. w Bełchatowie. Beniaminek z Łodzi przyjechał na Sportową z myślą wywiezienia choćby jednego punktu, jednakże bardzo szybko te plany zweryfikował Radosław Matusiak, który po wyrzucie piłki z autu przez Tomasza Wróbla i przedłużeniu jej przez obrońcę gości Bartłomieja Koniecznego, strzałem z pół woleja dał prowadzenie swojej drużynie, którego GKS do końca już nie wypuścił. To był początek najlepszego sezonu w historii GKS-u, który rundę jesienną zakończył na 1. miejscu w tabeli. Apetyty były rozbudzone, więc na wiosenny rewanż do Łodzi podopieczni Oresta Lenczyka jechali w roli zdecydowanych faworytów. A tam pierwszoplanową rolę odegrał młodziutki Dawid Nowak. 11 marca 2007 r. na stadionie przy al. Piłsudskiego napastnik „Brunatnych” zdobył dwa gole, a przy jednym tak absorbował Jakuba Rzeźniczaka, że defensor „czerwono-biało-czerwonych” wbił piłkę do własnej bramki. Wisienką na torcie była z kolei bramka numer trzy, w której „Dawidek” zachował się niczym piłkarski profes. GKS odniósł spektakularne zwycięstwo na łódzkiej ziemi (3:0) i choć jak pamiętamy, ostatecznie mistrzostwa Polski nie zdobył, do kolejnego pojedynku z Widzewem ponownie stawał jako faworyt. Ten mecz po raz drugi w 2007 r. odbył się w Łodzi. 5 sierpnia w 2. kolejce sezonu 2007/08 padł bezbramkowy remis, choć przez większą część spotkania inicjatywę mieli piłkarze „Brunatnych”. Do rewanżu doszło jeszcze tego samego roku, ponieważ z racji zbliżającego się EURO 2008, dwie pierwsze kolejki z wiosny zostały rozegrane jesienią. Tak więc piłkarski rok GKS kończył domowym meczem z Widzewem. 8 grudnia 2007 r. piłkarzom Oresta Lenczyka bardzo zależało na godnym pożegnaniu się z własnymi kibicami, wszak przed tym meczem zajmowali dopiero ósmą pozycję w ligowej stawce, ze stratą aż dwudziestu punktów do liderującej Wisły Kraków, a należy pamiętać, że oczekiwania wobec wicemistrzów Polski przed tym sezonem były zdecydowanie wyższe. „Brunatni” spięli się więc na derby województwa i po bardzo dynamicznych dziewięćdziesięciu minutach, zwyciężyli (3:1). Pierwszego gola tuż przed przerwą zdobył z rzutu karnego były widzewiak Maciej Stolarczyk, zaś grający od 39. minuty w osłabieniu goście, wyrównali pięć minut po przerwie po błędzie Dariusza Pietrasiaka i strzale Łukasza Mierzejewskiego. Co ciekawe trenerem Widzewa był wtedy znany – choć może nie do końca dobrze wspominany – w Bełchatowie Marek Zub, który zachęcał swoich podopiecznych do pójścia za ciosem i niewiele brakowało by łodzianie wyszli na prowadzenie po uderzeniu Włocha Stefano Napoleoniego – dobrze interweniował Łukasz Sapela. Gospodarze otrząsnęli się z marazmu dopiero na kwadrans przed końcem, kiedy akcję Łukasza Garguły strzałem głową wykończył Carlo Costly. Kropkę nad „i” postawił Dawid Nowak, który po przełożeniu Tomasz Lisowskiego pokonał rezerwowego bramkarza Widzewa Bartosza Kanieckiego, który niespełna dziesięć minut wcześniej pojawił się na placu w miejsce kontuzjowanego Fabiniaka. W ten sposób GKS pokonał u siebie czterokrotnego mistrza Polski po szósty z rzędu.

Kolejny raz drogi obu zespołów skrzyżowały się w sezonie 2010/11. 29 października 2010 r. w obecności ponad 5200 widzów „Brunatni” prowadzeni przez charyzmatycznego Macieja Bartoszka długo nie potrafili znaleźć sposobu na złamanie widzewskiej defensywy. Próbowali m.in.: Grzegorz Kuświk i Marcus Da Silva, ale dopiero ostatnia akcja meczu dała im upragnione zwycięstwo. Eksplozję radości kibiców oraz piłkarzy po zdobyciu tego gola, najlepiej oddaje relacja z Canal+:

W rundzie wiosennej zespół GKS-u pojechał do Łodzi 11 maja 2011 r., gdzie w związku z decyzjami politycznymi nie mogła mu towarzyszyć liczna rzesza kibiców z Bełchatowa, którzy zmuszeni byli zadowolić się transmisją meczu na stadionowym telebimie. Z derbowego pojedynku górnicy wrócili bogatsi o jeden punkt, który zapewnił im niezawodny w starciach z łodzianami Dawid Nowak, dla którego trafienie z 86. minuty było bramką numer cztery strzeloną Widzewowi. Mecz zakończył się remisem (1:1), choć gdyby nie błędna decyzja sędziego liniowego, który dopatrzył się pozycji spalonej przy wcześniejszym uderzeniu Nowaka, „Brunatni” mogli wrócić ze stolicy województwa z pełną pulą. Cztery miesiące później doszło do siedemnastego starcia obu drużyn. Początek sezonu 2011/12 był dla „Brunatnych” słabiutki, ponieważ zespół prowadzony wówczas przez Pawła Janasa w pięciu meczach wygrał tylko raz, doznając w pozostałych spotkaniach czterech porażek. Wtedy w klubie postanowiono „podziękować” byłemu selekcjonerowi, a dać szansę jednemu z jego asystentów – Kamilowi Kieresiowi, dla którego mecz z Widzewem 10 września 2011 r. był debiutem na stanowisku pierwszego trenera GKS-u. Spotkanie to było dość marnym widowiskiem, ponieważ akcji podbramkowych było jak na lekarstwo, a gości interesowało przede wszystkim zabezpieczenie swojej bramki. Na wysokości zadania stanęli za to kibice, którzy pomimo przeciętnego widowiska, głośno dopingowali „Brunatnych”.

Spotkanie rewanżowe rozegrane w Łodzi 11 marca 2012 r., pamiętamy głównie z występu Radosława Matusiaka w barwach… Widzewa. Generalnie mecz 21. kolejki poziomem nie odbiegał od spotkania z rundy jesiennej, choć w tym przypadku padła jedna bramka. Zdobył ją tunezyjski obrońca gospodarzy Hachem Abbès, który w 41. minucie strzałem głową zaskoczył Łukasza Sapelę. W ten sposób widzewiacy przerwali serię dziewięciu kolejnych spotkań bez zwycięstwa w meczach z GKS.

Zbliżając się do końca historii pojedynków z Widzewem, cofnijmy się jeszcze do sezonu 2012/13, w którym to po raz ostatni przyszło nam pasjonować się derbami województwa z najbardziej utytułowanym łódzkim klubem. 1 września 2012 r. drużyna Kamila Kieresia ponownie zawitała na stadion przy al. Piłsudskiego i po raz drugi z rzędu przegrała (0:1). Okoliczności porażki były bliźniaczo podobne ponieważ, Paweł Buzała niemiłosiernie pudłował, a gola dla Widzewa zdobył ponownie obcokrajowiec – Brazylijczyk Aléx Bruno de Souza Silva. Łodzianom zwycięstwo w tym meczu dało pozycję lidera, zaś bełchatowian zepchnęło na ostatnie miejsce w tabeli. Przed rewanżowym, a zarazem jubileuszowym 20. meczem, GKS był „czerwoną latarnią” ligi z zaledwie ośmioma punktami na koncie, zaś Widzew z przewagą jedenastu punktów nad „Brunatnymi” był jedenasty. Mecz z 9 marca 2013 r. rozgrywany był przy minusowej temperaturze, co z pewnością miało wpływ na niską frekwencje: 2300 widzów. Jednak ci, którzy zdecydowali się wtedy przyjść na stadion z pewnością nie żałowali, ponieważ mecz był dynamiczny i prowadzony w szybkim tempie. Okazje do strzelenia gola mieli Mateusz Mak i Łukasz Madej, a Szymon Sawala trafił piłką w poprzeczkę. Z drugiej strony świetnie dysponowanego Emiliusa Zubasa próbowali pokonać Sebastian Dudek i Mariusz Stępiński. Ostatecznie mecz zakończył się drugim w historii bezbramkowym remisem. To co najciekawsze działo się w drugiej połowie:

Później ponad pięć lat przyszło czekać sympatykom GKS-u na kolejny derbowy pojedynek z łódzkim Widzewem. Po raz pierwszy doszło do tej rywalizacji na trzecim szczeblu rozgrywkowym. I choć spotkanie z 27 października 2018 r. zakończyło się bezbramkowym remisem, emocji nie brakowało do końcowego gwizdka, o czym możecie się przekonać oglądając kulisy jesiennego meczu:

Ogólny bilans pojedynków wygląda więc następująco: 9 zwycięstw GKS-u, 5 remisów i 7 wygranych Widzewa. Bramki 25:24 na korzyść „Brunatnych”.

SYTUACJA W GKS

Pożegnalny mecz na S3 w sezonie 2018/19 będzie dla kibiców „Torfiorzy” nie lada atrakcją. Dla Widzewa to ostatnie spotkanie w sezonie, zaś GKS czeka jeszcze podróż na Pomorze. By pojedynek w Stargardzie Szczecińskim miał jakiekolwiek znaczenie dla układu górnej połowy tabeli, „Brunatni” muszą jutro zwyciężyć. Zadanie nie będzie proste, zwłaszcza, że pod znakiem zapytania stoi występ Émile Thiakane, a po ostatnim meczu w Toruniu na drobny uraz narzekał m.in. Marcin Ryszka. „Wierzę w swój zespół, wierzę w siłę mentalną tej drużyny. Nic nie jest w stanie nas złamać, nawet te mniejsze czy większe problemy, z jakimi się borykamy na przestrzeni tego roku. Cały sezon na to pracowaliśmy i chyba każdy piłkarz chciałby grać teraz w meczach o wysoką stawkę” – powiedział po czwartkowym treningu Artur Derbin. W ekipie GKS-u wszyscy są maksymalnie skoncentrowani i pełni wiary w zwycięstwo. Dla dwóch giekaesiaków może to być pożegnalny mecz przed bełchatowską publicznością w trykocie „Brunatnych”. Tym bardziej więc liczymy na dobre zawody w wykonaniu Damiana Michalskiego i Patryka Mularczyka.

CIEKAWOSTKI

GKS aby awansować do I ligi musi zdobyć komplet punktów w dwóch ostatnich meczach. Wówczas „Brunatni” bez oglądania się na innych będą mieli zagwarantowaną promocję na zaplecze Ekstraklasy i szansę na zajęcie co najmniej drugiej lokaty na koniec sezonu. W przypadku remisu i zwycięstwa „Brunatni” również mogą świętować awans, lecz tu musi zostać spełniony dodatkowy warunek – Elana nie może w ostatniej kolejce wygrać u siebie z broniącą się przed degradacją Olimpią Elbląg. Staropolskie przysłowie mówi jednak wprost: „Umiesz liczyć? Licz na siebie!”

W środowym meczu Widzew – Olimpia Grudziądz swojego 10. gola w sezonie strzelił najskuteczniejszy wśród widzewiaków Mateusz Michalski, który obecnie zajmuje piąte miejsce w klasyfikacji bramkowej w całej II lidze. Dorzucił do tego sześć asyst, co sprawia, że jest liderem w klasyfikacji kanadyjskiej w łódzkiej ekipie. Z kolei w drużynie GKS-u najwięcej bramek na swoim koncie ma Patryk Mularczyk, który ustępuje Michalskiemu zaledwie o jedno trafienie i dwie asysty.

Z obecnej 25-osobowej kadry „Brunatnych”, smak awansu do I ligi poznało do tej pory zaledwie czterech zawodników: Marcin Grolik (w sezonie 2012/13 awansował z ROW-em Rybnik), Patryk Mularczyk, Marcin Sierczyński i Hubert Tylec (2014/15 z Zagłębiem Sosnowiec).

Faworytem jutrzejszego meczu wg bukmacherów jest… Widzew. BetFan oferuje na zwycięstwo łodzian kurs 2,48, natomiast kurs na wygraną GKS-u to 2,63. Najmniej prawdopodobny – zdaniem bukmachera – jest w tym meczu remis (kurs 3,0). Korzystając z oferty BetFan można postawić na to, że obie drużyny strzelą bramkę (TAK – 1,72; NIE – 1,99), na ilość goli w tym spotkaniu (najbardziej prawdopodobna zdaniem bukmachera opcja to 2-3 bramki), a także na rozstrzygnięcia w poszczególnych połowach.

Dla Mateusza Szymorka (na zdjęciu) jutrzejszy mecz będzie 70. występem w barwach GKS-u. 25-letni defensor zdobył do tej pory jednego gola.

PODSUMOWANIE

Ostatnie półfinały Ligi Mistrzów pokazały, że w futbolu nie ma rzeczy niemożliwych! Zachowując oczywiście odpowiednie proporcje, wcale nie oczekujemy piłkarskich fajerwerków, jakich dostarczyli kibicom z całego świata piłkarze Liverpoolu i Tottenhamu. Liczymy na maksimum ambicji, pełne zaangażowanie i nieustępliwą walkę każdego z podopiecznych Artura Derbina. Kończący się powoli drugoligowy sezon 2018/19 nie raz udowodnił, że każdy scenariusz jest możliwy. GKS pomimo straty dwóch punktów do podium, wcale nie jest na straconej pozycji. I choć zapewne o końcowym wyniku zadecydują niuanse, serce nam podpowiada, że cały team „Brunatnych” – począwszy od stojącego w bramce Lenarcika, po siedzących na ławce rezerwowych Boćka i Stolarczyka – udowodni wszystkim zebranym na stadionie oraz przed telewizorami, że w przekroju całego sezonu, ten AWANS DO I LIGI w pełni im się należy! Początek starcia o godz. 13:05.
GKS do boju! Jesteśmy z Wami!