Serce ze Sportowej

Wybory w PZPN – idzie nowe?

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

W nadchodzący piątek odbędą się wybory na stanowisko prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. Kandydatów jest pięciu, z czego tylko dwóch może zagwarantować jakiekolwiek zmiany.

Moim faworytem jest Zbigniew Boniek. I nie dlatego, że zna kilka języków i przyjaźni się z szefem UEFA. Boniek od lat próbuje „leczyć” polską piłkę, wytyka błędy i składa propozycje, jak je naprawić. Do tej pory beton był zbyt twardy. Teraz okazja do tego, aby w końcu coś zwojować wydaje się idealna. W końcu „baronowie” dali się przekonać do reform i na dzisiaj, powołując się na media, to właśnie były piłkarz m.in. Juwentusu ma największe poparcie pośród wszystkich kandydatów.

Drugi w kolejce do fotela prezesa PZPN-u jest Roman Kosecki, który nie przekonuje mnie w ogóle. Nie chodzi o to, że jest politykiem, ale mam dziwne przeczucie, że były legionista wcale aż tak bardzo reformować polskiej piłki nie chce. A może nie potrafi? Do dzisiaj nigdzie nie przeczytałem ani nie usłyszałem żadnych konkretów z ust „Kosy”, jak np.: poprawić szkolenie młodzieży, albo co zrobić z feralnym Klubem Kibica.

Pierwszego i drugiego różni jeszcze jedna, bardzo ważna rzecz. Boniek otwarcie mówi, że będąc prezes-em związku odciąłby się od betonu i wprowadził do niego sporo świeżej krwi np.: Marka Koźmińskiego. Kosecki natomiast chce wprowadzać zmiany m.in. z Rudolfem Bugdołem jako wiceprezesem…

W moim mniemaniu Boniek oznacza bardzo duży powiew świeżości. Przede wszystkim chce, aby PZPN był transparentny i przejrzysty dla wszystkich. Kosecki, mimo wszystko, też jakieś zmiany gwarantuje. Może nie tak radykalne jak jego główny konkurent w wyścigu o fotel prezesa, ale jednak.

O kandydaturach innych w ogóle nie chce pisać, ani myśleć. Mam nadzieję, że ani Kręcina, ani Antkowiak, ani Potok nie zostaną wybrani na głównego dowodzącego polskiej piłki, bo wtedy wszystko zostałoby po staremu.

Na dwie noce przed wyborami prowadzi Boniek, ale jak wiadomo, wszystko rozegra się w nocy z czwartku na piątek w hotelu Sheraton, a tam, niestety, wszystko jest możliwe.