Głębokie przemyślenia o górniczym klubie

Czy trener Patryk Rachwał powinien ustąpić ze stanowiska?

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

Początki Patryka Rachwała na stanowisku pierwszego trenera GKS-u Bełchatów źle nie wyglądały. Jednak od pewnego czasu świeżo naoliwiona machina spadkowicza z Fortuna 1 Ligi się zacięła i wśród kibiców coraz częściej pojawia się pytanie: czy Patryk Rachwał powinien odejść?

Otóż nie. Po siedmiu kolejkach pisałem w swoim tekście o starcie Brunatnych w eWinner 2 Lidze. Porównałem zdobycze punktowe Rachwała i jego poprzedników: Marcina Węglewskiego oraz Artura Derbina. Nie wypadł blado, lecz od meczu z Motorem Lublin coś ewidentnie się zacięło i GKS nie jest w stanie pokonać żadnego rywala. Czy to wina tylko i wyłącznie trenera? Oczywiście, że nie. Jednak łatwiej jest zwolnić jednego człowieka, który zarządza zespołem, niż kilkunastu wykonawców, których zadaniem jest wstrzelenie się w prostokąt stojący na jednym końcu boiska. Dlaczego zatem warto dać 40-latkowi czas na wyjście z kryzysu? Powodów jest kilka.

Powód 1: Nieskuteczność zawodników

W jedenastu ligowych spotkaniach, biało-zielono-czarni strzelili zaledwie dziewięć bramek. Gorszym wynikiem mogą „pochwalić” się jedynie nasi sąsiedzi w tabeli, Hutnik Kraków (siedem) oraz Sokół Ostróda (trzy). Natomiast zespół Wigier Suwałki, podobnie jak GKS, cieszył się z bramek dziewięciokrotnie. Według STATSCORE podopieczni Patryka Rachwała oddali łącznie 39 celnych strzałów, więc zaledwie 23% z nich okazało się skuteczne. Dla porównania, rywale oddali ich niewiele więcej, 50 (z czego dwanaście sam Ruch Chorzów!). Jednak w lidze Kewin Komar wyciągali piłkę z siatki aż 16 razy, Leonid Otczenaszenko raz, co sprawia, że aż 34% celnych strzałów na bramkę GKS-u kończyło się golem. PRZEPAŚĆ.

Wrócę jednak do nieskuteczności oraz dokonań strzeleckich bełchatowskich piłkarzy. Najwięcej trafień na swoim koncie mają obrońca oraz pomocnik: Martin Klabnik i Artur Golański, którzy dwukrotnie pokonali bramkarzy rywali. Po jednym golu w obecnym sezonie zdobyli Dawid Flaszka, Szymon Sołtysiński, Damian Warnecki oraz bracia Gancarczykowie. Na próżno wśród nich szukać nominalnego napastnika („Sołtys” grywa także na skrzydle), bowiem Jewhen Radionow dopiero wraca po kontuzji, a młody Mateusz Kempski nie otrzymuje zbyt wielu szans. Natomiast Adrian Bielka (na zdjęciu poniżej) mógłby aspirować do miana najlepszego strzelca drużyny, lecz w tym miejscu przejdźmy do meritum opowieści o pechu i nieskuteczności…

… bowiem po dwóch wygranych z rzędu (Hutnik i Pogoń Siedlce) do Lublina biało-zielono-czarni nie jechali w roli faworytów, lecz z nadzieją na sprawienie niespodzianki. Jej jednak nie było, ponieważ Motor zaaplikował Komarowi aż cztery gole. Warto jednak zwrócić uwagę, że Brunatni przy stanie meczu 0:1 mieli swoje okazje. Niestety to właśnie na Arenie Lublin objawiło się fatum bełchatowian w tym sezonie. Znakomite szanse mieli przecież Golański oraz Warnecki. Tydzień później, wspomniany wyżej Bielka chybił na pustą bramkę, a Dawid Flaszka zapakował piłkę w słupek! W Elblągu górnicy doświadczyli pecha także pod własną bramką, bowiem o przegranej zadecydowało trafienie z doliczonego czasu gry.

Następny mecz z rezerwami Lecha II Poznań również Brunatnym nie wyszedł. Jednak przy stanie 0:0 bełchatowianie mieli JEDYNĄ godną odnotowania okazję po swojej stronie. W centrum wydarzeń był ponownie Bielka, który ponownie efektownie wyprowadził GKS na prowadzenie spartaczył to, co należy do jego obowiązku. Nie trafił w kolejnej wyśmienitej sytuacji, a po chwili zrobił to Krivets z Lecha II. Za to w spotkaniach z Garbarnią oraz Pogonią Grodzisk Maz. możemy mówić o zbiorowym pechu wszystkich próbujących oddania jakiegokolwiek strzału. Nawet powrót doświadczonego Radionowa na chwilę obecną nie pomógł. Jednak czy to wina trenera, że jego zawodnicy nie wykorzystują tylu sytuacji? Poniekąd tak, bowiem jego rolą jest odpowiednie napędzenie oraz zmotywowanie piłkarzy. Lecz co może zrobić Rachwał w sytuacji, gdy jego podopieczni nie mogą wepchnąć piłki z pięciu metrów do pustej bramki? Z pozycji trenera może jedynie obserwować, jak kolejne punkty przelatują nam między palcami. Przecież sam nie jest w stanie wykorzystać za nich stuprocentowych szans.

Powód 2: Bez piłki meczu nie wygramy

To jest akurat zarzut wobec trenera. GKS Bełchatów w zaledwie czterech spotkaniach (Wisła, Znicz, Śląsk II oraz Pogoń Siedlce) był dłużej w posiadaniu piłki od swojego przeciwnika. Warto zaznaczyć, że w meczach tych Brunatni zdobyli siedem z jedenastu punktów! Godne uwagi jest także to, że mecze te rozegrane zostały na samym początku, w pierwszych sześciu seriach spotkań. Po tym czasie GKS nieco zatracił swój styl budowany od początku przygody Rachwała z funkcją pierwszego trenera. Zawodnicy oddali piłkę przeciwnikom, czekając na kontrataki, które jednak sukcesów nie przynoszą. Problem z rozgrywaniem akcji jest spory i objawił się przede wszystkim w starciu z Lechem II Poznań, gdzie nasi pomocnicy momentami byli bezradni.

Chcę jednak jasno podkreślić – GKS Bełchatów Rachwała nie gra w piłkę źle. W pamięci mam jeszcze wiosenne męki i wątpliwą radość z oglądania Brunatnych pod wodzą trenera Węglewskiego. Tamten zespół nie miał pomysłu na to, co zrobić z piłką i pragnął się jej jak najszybciej pozbyć. Natomiast to, co obserwujemy w wykonaniu obecnej drużyny, ma (przynajmniej teoretycznie) ręce i nogi. Wydaje się jednak, że Brunatni powinni spróbować powrócić do stylu z sierpnia, gdzie to rywal, a nie GKS biegał za piłką. Przynosiło to korzyści w postaci punktów, a i zespół wydawał się pewniejszy w swoich poczynaniach. Dajmy zatem czas trenerowi na odbudowanie tego, co w tak zwanym międzyczasie zostało zatracone.

Powód 3: Doświadczeni nie pomagają

Gdy Dawid Flaszka pokonywał strzałem nożycami bramkarza Znicza Pruszków, miałem w głowie myśl: „To będzie jego sezon! Wreszcie „Flaszi” zostanie liderem drużyny!” I gdybym dodał do tego, że dam sobie uciąć rękę, że tak będzie, to niniejszy tekst pisałbym jedną dłonią. Niestety wychowanek GKS-u loty obniżył, podobnie jak reszta doświadczonych zawodników. To oni mieli stanowić szkielet drużyny, lecz na chwilę obecną stanowią dużą niewiadomą. Wybrany nowym kapitanem zespołu Mikołaj Grzelak w okresie przygotowawczym złapał kontuzję i dołączył do zespołu w trakcie ligi. Nie gra źle, lecz nie stanowi takiej wartości, na jaką go stać. Inny z rekonwalescentów, Jewhen Radionow, daje nadzieję na przełamanie strzeleckiej niemocy, lecz widać, że potrzebuje jeszcze chwili na złapanie rytmu meczowego. Na całej linii zawodzi za to wracający po ciężkiej kontuzji Łukasz Wroński. Wchodząc z ławki nie jest w stanie pobudzić ofensywy w końcówce spotkań, a zapewne z takim zadaniem Patryk Rachwał wysyła go do boju.

Także sprowadzeni latem Artur Golański oraz Adam Dobosz na chwilę obecną nie aspirują do miana liderów drużyny. Pierwszy z nich nie przypomina siebie sprzed kilkunastu miesięcy, kiedy to współtworzył awans GKS-u do Fortuna 1 Ligi. Natomiast były gracz Sokoła Ostróda przywitał się z Bełchatowem hat-trickiem… sprokurowanych rzutów karnych. W następnych spotkaniach zagrał lepiej, lecz nadal trudno ocenić ten ruch pionu sportowego in plus.

Jedynie Martin Klabnik oraz bracia Gancarczykowie spisują się bez większych zarzutów, a ich zaangażowanie i poziom gry może być punktem odniesienia dla młodszych. Muszę jednak zaznaczyć, że Klabnik jest liderem obrony, która wpuściła aż 22 gole(!), jednak jedna z jego bramek zapewniła nam komplet punktów, a liczne interwencje uchroniły przed większymi blamażami. Także młodszy z braci Gancarczyków, Mateusz (na zdjęciu poniżej), miał słabe wejście do zespołu, jednak z meczu na mecz gra coraz lepiej, czego efektem był gol strzelony w Elblągu. Niestety później swoją celnością dopasował się do kolegów.

W sytuacji, gdy najbardziej doświadczeni piłkarze są pod formą, obowiązkiem sztabu szkoleniowego jest próba powrotu do optymalnej dyspozycji. Jest to jednak proces trwały, który nie wydarzy się w trakcie jednego czy dwóch tygodni treningów. Nie warto zatem „wyrzucać” trenera na pierwszej przeszkodzie i załamaniu formy zespołu. Tym bardziej, że sam Rachwał wspomina o trudach (nie tylko sportowych), z jakimi mierzy się w Bełchatowie.

Powód 4: Nie ma następcy

No właśnie, a propos trudów nie tylko sportowych. Jeżeli zarząd klubu zdecyduje się na pożegnanie z Patrykiem Rachwałem, kto zajmie jego miejsce? Naturalnym następcą wydaje się być dyrektor sportowy, Wojciech Robaszek. Podobną drogę przebył przecież Marcin Węglewski, który stołek szkoleniowca otrzymał w schedzie po Arturze Derbinie. Jednak jeśli włodarze klubu zdecydują się na taki ruch, to równie dobrze sami mogą podać się do dymisji i zająć zarządzaniem klubem w FIFIE 22 (bo Football Manager również ich przerośnie). Zwolnią ich zdaniem winnego słabych wyników trenera, a zastąpią dyrektorem sportowym, który odpowiada za transfery do klubu. W polskiej piłce to możliwe, ale chyba nie tędy droga…

A jeżeli już zwolnić Rachwała, dyrektora Robaszka pozostawić w garniturze, to na kogo stać GKS Bełchatów? Zwolnieni w ostatnim czasie z klubów drugoligowych Bartosz Tarachulski, Szymon Szydełko i Jarosław Kotas nie mogą prowadzić naszego klubu. Zwolniony z Resovii Radosław Mroczkowski wydaje się być poza finansowym zasięgiem GKS-u. Tym bardziej, że jeśli to klub zwolni Rachwała, pozostanie on na liście płac.

Dajmy czas Rachwałowi

Patrząc na rzeczywistość przez pryzmat ligowej tabeli, pozycja Patryka Rachwała jako pierwszego szkoleniowca GKS-u Bełchatów jest niepewna. Zespół nie wygrał od pięciu meczów, a po drodze zaliczył wstydliwą przygodę z Pucharem Polski. Jednak jeśli spojrzymy na sytuację od wewnątrz i skupimy się na realnych bolączkach zespołu, a nie punktach, możemy dojść do wniosku, że czas będzie działać jedynie na korzyść Rachwała. Owszem, jesteśmy w strefie spadkowej, a do bezpiecznego miejsca tracimy siedem punktów. Jednak sezon zaczynaliśmy z ujemnymi czterema „oczkami” i gdyby nie one, GKS byłby w stanie wydostać się na bezpieczne miejsce w ciągu jednej, dwóch kolejek.

Ten zespół tworzy sytuacje i jest w stanie zdobywać bramki, a co za tym idzie wygrywać mecze i dopisywać punkty do swojego konta. Na konferencji po meczu z Pogonią Grodzisk Maz. trener powiedział o tym, że widzi nadzieję w szansach, do jakich dochodzi jego zespół. Jest to niewątpliwe światełko w tunelu. I oby w Chojnicach te sytuacje, które od miesiąca są bełchatowskim fatum, wreszcie się ziściły i wpadły do siatki tamtejszej Chojniczanki. Patryk Rachwał „wierzy w ten zespół i jest przekonany, że zacznie on punktować”. Niech więc tak się stanie już w sobotę w meczu 12. kolejki! Czas zażegnać kryzys!

#GKSnigdyniezginie