Moje miasto, mój klub...

Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą!

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

Po ostatnich niepowodzeniach drużyna GKS znalazła się bardzo nisko w ligowej tabeli. Dość nieoczekiwanie widmo spadku zajrzało w oczy podopiecznym Rafała Ulatowskiego. Na drużynę spadła fala krytyki, w wielu przypadkach konstruktywnej i w pełni zasłużonej. Jednakże czy my, jako kibice, właśnie wtedy gdy drużynie nie idzie, zamiast narzekać i „wieszać psy” na zawodnikach oraz trenerze, nie powinniśmy ich wspierać i dopingować? Czyż prawdziwy i wierny fan nie powinien być ze swoją drużyną „na dobre i na złe”? I o tym właśnie będzie ten felieton…

Kibicem GKS-u jestem od ponad 20 lat. Pierwszy mecz, który widziałem na własne oczy to zwycięstwo w ówczesnej II lidze z Błękitnymi Kielce (3:0) w sezonie 1994/1995. Myślę, że każdy prawdziwy kibic „Brunatnych” pamięta kiedy po raz pierwszy zjawił się na stadionie przy Sportowej 3 i z młodzieńczą dumą wspierał bełchatowską drużynę. Na przestrzeni tych wszystkich lat wyniki sportowe były bardzo różne. Radowaliśmy się z v-ce mistrzostwa Polski, przeżywaliśmy dwa finały Pucharu Polski oraz finał Pucharu Ekstraklasy. Niestety obok radosnych wspomnień, doświadczaliśmy również sportowych upokorzeń, jak chociażby spadek z Ekstraklasy w sezonach 2012/2013 i 2014/2015. Wszyscy to pamiętamy… Zostawmy jednak historię naszych występów w najwyższej klasie rozgrywkowej, a skupmy się na wynikach osiąganych przez GKS na jej zapleczu, kiedy oczekiwania zarządu i kibiców nie sięgały zbyt wysoko. Cofnę się więc o kilkanaście lat wstecz, kiedy trudnych momentów było równie wiele co dzisiaj…

Końcówka sezonu 2000/2001 i pięć porażek w ostatnich siedmiu meczach, w tym w wyjazdowych derbach regionu z RKS Radomsko (4:1) i u siebie z KS Myszków (0:2), po którym kibice „Torfiorzy” po meczu wybiegli na boisko by „podziękować” piłkarzom za ich „wyczyny”. Jesienią 2001 roku „Brunatni” pod wodzą trenera Józefa Dankowskiego przegrywają na własnym terenie z Tłokami Gorzyce (0:3), a wiosną, kiedy trenerem był już Krzysztof Tochel ulegają Ceramice Opoczno (1:4).  Wówczas GKS zajmował na koniec sezonu odpowiednio ósme (2000/2001) i piąte miejsce (2001/2002), co przy prężnie działającym wówczas klubie i pewnym zabezpieczeniu finansowym z „KWB” Bełchatów, odbierane było za wynik grubo poniżej oczekiwań.

Co przynosi teraźniejszość? 13. miejsce w tabeli I ligi na sześć kolejek przed zakończeniem sezonu. Tak źle nie było od 25 lat (wówczas GKS występował w III lidze, obecnej II)!
Wiosną 2016 roku na 27 możliwych punktów do zdobycia, ugraliśmy zaledwie 7 (w tym trzy za walkower z Dolcanem…). Czy ja mam więc pewnego rodzaju deja vu z poprzedniej rundy wiosennej, choć granej jeszcze w Ekstraklasie, kiedy to z GKS wygrywali właściwie wszyscy? Co się zmieniło od poprzedniej wiosny? To, że dziś nie przegrywamy z Piastem Gliwice czy Pogonią Szczecin, lecz z MKS Kluczbork i Pogonią… Siedlce. Dziś nie walczymy już o utrzymanie w lidze kosztem Ruchu Chorzów (14-krotny mistrz Polski, 75 sezonów w Ekstraklasie) czy Cracovii (5-krotny mistrz Polski, 36 sezonów w Ekstraklasie), lecz drżymy aby nie przeskoczyły nas w tabeli wspomniany wyżej Kluczbork, Chojniczanka (oba zespoły występują dopiero trzeci sezon na zapleczu Ekstraklasy) i Rozwój Katowice (absolutny debiutant na tym szczeblu rozgrywkowym).

Celem mojego tekstu absolutnie nie jest pastwienie się nad obecnym wynikiem sportowym GKS, lecz zwrócenie uwagi wszystkim, którym leży na sercu dobro tego klubu, że zapaliła się czerwona lampka z napisem „Spadek!”. „Nie jesteśmy GKS-em Bełchatów, który grał w Ekstraklasie. Dzisiaj realia Bełchatowa są zupełnie inne” – mówił po ostatnim meczu w Siedlcach trener Rafał Ulatowski. I chyba czas to zaakceptować. Niestety po każdym przegranym meczu rośnie liczba malkontentów, którzy tylko na chwilę nieco ucichli po zwycięstwie z Zagłębiem Sosnowiec. „Kocham tych chłopaków za to, że potrafiliśmy wyjść i zagrać takie zawody, że Vacek Cverna (…) wykonał trzy 80-metrowe sprinty w pierwszych 20 minutach, bo był zdeterminowany pomóc napastnikom w zdobyciu bramki” – kontynuował podczas konferencji prasowej szkoleniowiec GKS – i może właśnie ta ambicja i determinacja pozwolą nam złapać oddech już w najbliższą sobotę po meczu z Miedzią Legnica? Aby tak się stało, zaangażować musimy się wszyscy – od piłkarzy, trenerów, po kibiców włącznie. Wspierajmy chłopaków w każdym następnym spotkaniu jeszcze mocniej, bo do zdobycia jest przecież 18 punktów. Niech każdy da z siebie 100%, by na koniec sezonu móc stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie: zrobiłem wszystko co było możliwe, aby mój klub, mój GKS był jak najwyżej.
GKS Bełchatów to przecież nasze wspólne dobro.