Nieczęsto na stronie piszemy o sprawach niezwiązanych z GKS-em, ale dziś, to jest w środę 17 października 2012 roku wypada to zrobić. Reprezentacja Polski w piłce nożnej nie tylko nie skompromitowała się z silniejszym od siebie rywalem, ale powinna z tego pojedynku wyjść zwycięsko.
Kiedy we wtorek wieczorem ludzie odpowiedzialni za Stadion Narodowy kompromitowali się w najlepsze, chyba nikomu nie przyszło do głowy, że niespełna 24 godziny później reprezentacja Polski rozegra bardzo dobre spotkanie z reprezentacją Anglii.
Zaczęło się od samego rana. W każdych (dosłownie każdych!) mediach huczało od tego, że wtorkowy mecz może być jednym z największych w historii polskiej piłki. No i rzeczywiście był, bo się nie odbył z powodu niezasłoniętego dachu. Tym samym o meczu Polska-Anglia, który miał odbyć się na Stadionie Narodowym pisała cała Europa.
W środę zaczęło się dociekanie, kto jest odpowiedzialny za największą kompromitację i żenadę w polskiej piłce nożnej w XXI wieku. Swoje zdania dorzucali „eksperci”, a prezes Grzegorz Lato zastanawiał się nawet nad usunięciem dachu znad stadionu, skoro i tak nie spełnia swojej funkcji. Na szczęście kilka godzin przed meczem „mądre głowy” skończyły swoją paplaninę.
Sam mecz był pięknym przedstawieniem szczególnie w wykonaniu Polaków. Dłużej utrzymywali się przy piłce, szybko wychodzili do Anglików. Kiedy wydawało się, że Polska za chwilę wyjdzie na prowadzenie gola strzelili Synowie Albionu. Błąd w kryciu Wayne’a Rooney’a zwykle kończy się tak, jak w środowy wieczór. Cieszy to, że podopieczni Waldemara Fornalika nie spuścili głów i jeszcze przed przerwą dążyli do wyrównania.
Po zmianie stron jedni i drudzy opadli z sił, co owocowało sytuacjami podbramkowymi po obu stronach boiska. W końcu poważny błąd popełnił Joe Hart, w powietrze świetnie wyszedł Kamil Glik i stało się. Polska wyrównała stan rywalizacji na 1:1. Niestety dla Polaków mecz zakończył się remisem, ale z takiego wyniku z Anglikami i tak trzeba być zadowolonym.
Trochę szkoda mi młodego Wszołka na którego spadła chyba zbyt duża presja. To nie był gracz Polonii, którego oglądaliśmy jeszcze kilka dni wcześniej w spotkaniu z RPA. Szkoda też, że uparcie do ostatniej minuty na boisku trzymany był Robert Lewandowski, który pod koniec wyraźnie nie miał ochoty na walkę z angielską defensywą. Rywale byli dziś do ogrania i może gdyby na boisku pojawił się Arek Piech… Kto wie?
PS. Czy kogoś oprócz mnie tak bardzo wku**** obecność Wawrzyniaka na boisku?