Od Wielkiej Soboty słyszę, że lada moment dogonimy Ruch Chorzów i to właśnie z nim będziemy walczyć o ligowy byt, bo Podbeskidzie to już pewny spadkowicz. Tymczasem jedyny pozytyw po ostatniej kolejce gier jest taki, że opuściliśmy ostatnie miejsce w tabeli…
W sobotę zagraliśmy mecz ze Śląskiem Wrocław. Według mnie, pierwsza połowa mogłaby się w ogóle nie odbyć. Jeden celny strzał na bramkę Mariana Kelemena. Po zmianie stron wszedł Dawid Nowak, który jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, odmienił grę Brunatnych w ofensywie. Napastnik GKS wywalczył rzut karny, osłabił rywala i przede wszystkim (znając swoje zdrowie) poszedł do końca za piłką. Na powyższym zdjęciu doskonale widać kontakt bramkarza Śląska z nogą „Dawidka”. Tego samego człowieka, który po wejściu na boisko został „przywitany” gwizdami… Ale mniejsza o wieśniackie zachowanie niektórych kibiców. Chodzi mi to, że bełchatowianie wygrali drugi mecz w sezonie i nagle z pewnego spadkowicza staliśmy się jednym z kandydatów do opuszczenia ligi. Po drugim wygranym meczu w sezonie! Rozumiem hurraoptymizm co niektórych fanów, ale szczerze mówiąc drużynie Kamila Kieresia szans na utrzymanie daję 1%. Nie więcej, nie mniej. Minimalne szanse. Większe zostały pogrzebane w rundzie jesiennej, po której mieliśmy tylko 6 punktów…
Poza tym, jeżeli mówimy o gonieniu jakiegokolwiek zespołu, to nie mówmy tu o Ruchu Chorzów, ale o… Pogoni Szczecin. Włodarze beniaminka zrobili nam przysługę i zwolnili Artura Skowronka już po 4. kolejkach rundy wiosennej. Zatrudniony został Dariusz Wdowczyk, który twierdzi, że przygotowane przez niego drużyny grały dobrze w piłkę. Zapomina przy tym dodać, że „kilka” z tych meczów kupił, za co zostały mu zawieszone trenerskie uprawnienia.
Wracając do ligi, to po 20. serii spotkań chorzowianie mają 22 punkty, czyli dokładnie tyle samo co Portowcy. Z tym, że ci drudzy grają jeszcze nędzniej niż Widzew, który ma od wcześniej wymienionej dwójki tylko jedno oczko więcej. Kogo zatem gonimy nie ma w naszej sytuacji najmniejszego znaczenia, bo i tak jesteśmy w bardzo głębokim dole, z którego możemy się wygrzebać tylko cudem. Bo jak inaczej będzie można nazwać 6 wygranych meczów z pozostałych 10. do końca sezonu?
PS. Nagrodę „buca roku” zapewnił sobie Mateusz Cetnarski, który schodząc z boiska pokazał „faka” kibicom swojego byłego klubu. Oczywiście, nie wiemy, co wykrzykiwali ludzie w stronę „Cetnara” (o ile w ogóle coś krzyczeli), ale swoim zachowaniem Mateusz pokazał, a raczej utwierdził nas w przekonaniu, jak małym jest człowiekiem…