Zielonym piórem pisane

Arek Malarz, kapitan jak… malowany.

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

Można mieć fantastycznie ułożoną drużynę, rozpracowanego przeciwnika i wydawałoby się, że wszelkie atuty po swojej stronie do osiągnięcia zwycięstwa, tymczasem czasem coś się zacina w trakcie gry i trudno to wytłumaczyć.

Kiedy statek tonie, kapitan powinien opuścić go jako ostatni. Tak przynajmniej mówi niepisana zasada żeglugi. Historia jednak pokazuje, że z tymi kapitanami to różnie bywało.Spokojnie nic złego naszej drużynie się nie dzieje i żaden „okręt” nie tonie, natomiast niepodważalnym faktem jest to, że każdy zespół chcący osiągać sukcesy musi mieć przywódcę z prawdziwego zdarzenia.

W poprzednich latach, częstą zasadą było mianowanie na stanowisko kapitana zawodnika, który legitymował się najdłuższym stażem w drużynie. Nikt nie pytał czy ten ktoś się nadaje, czy ma poklask w zespole, czy młodzi chcą go słuchać i od niego się uczyć. Po prostu był najdłużej, więc opaska należała się jak psu buda.

Odkąd o sporcie i jego behawioralnych aspektach wiemy coraz więcej, dobór zawodników do drużyny, a w konsekwencji tworzenie ich wewnętrznych struktur nabrało zupełnie innego wymiaru.

Można mieć fantastycznie ułożoną drużynę, rozpracowanego przeciwnika i wydawałoby się, że wszelkie atuty po swojej stronie do osiągnięcia zwycięstwa, tymczasem czasem coś się zacina w trakcie gry i trudno to wytłumaczyć. Świetnym tego przykładem była ostatnia batalia naszych siatkarzy z Brazylią, gdzie zostaliśmy rozbici w trzecim secie. Przed kolejną partią padły słowa bełchatowianina Mariusza Wlazłego: „Panowie gramy teraz tak, jakby każda piłka decydowała o zwycięstwie”. O dziwo pomogło.

Czasem wystarczy jedno słowo, jeden gest, jedno zagranie, aby dać wyraźny impuls do walki. Tak powinien reagować prawdziwy kapitan – lider, który kiedy trzeba staje na pierwszej linii, a kiedy nie, działa schowany z tyłu, gotowy do reakcji w każdym momencie.

Jakiego kapitana ma GKS?

Kiedy do zespołu dołącza nowy zawodnik, trudno mieć do niego zaufanie, kiedy ten nowy zawodnik bardzo szybko dostaje opaskę kapitana, nie dzieje się to przypadkowo.Arek Malarz to postać niezwykle charyzmatyczna. Człowiek, który wie czego chce od życia i z nie jednego piłkarskiego pieca jadł chleb. To urodzony kapitan z krwi i kości.

Karierę Arka obserwuję od dawna. Każdego kibica zawsze cieszy, gdy polski zawodnik jedzie za granicę i mówi się o nim w samych superlatywach dzięki postawie na boisku. Świetne występy w Skodzie, a potem w Panatinaikosie musiały budzić respekt.

Kiedy wybrał mały Bełchatów, pomyślałem, że coś tu nie gra. Przerabialiśmy już powroty „nazwisk”, które później okazywały się zgranymi kartami. Arek zaskoczył chyba wszystkich sceptyków jego transferu, bo mimo wieku (wciąż jednak jak na bramkarza przecież młodego) okazał się człowiekiem z ambicjami.

Młodzi szybko zaczęli się słuchać i czerpać z doświadczenia starszego kolegi. Bardzo szybko zjednał sobie szatnię, a swoimi występami, szczególnie już w Ekstraklasie pokazał, że GKS Bełchatów ma kapitana jak … malowanego.

Sympatyczny, stanowczy z dużym dystansem do siebie i życia, znający się na żartach. To obraz świeżego przecież kapitana Dumy Brunatnej Stolicy.

Kiedy po serii porażek w pierwszej lidze, wyszedł do dziennikarzy i powiedział: „Spokojnie, my zrobimy ten awans…”, wiedziałem, że on jest tego pewien, że nie odpuści, ani sobie, ani drużynie, chociaż formalnie jeszcze wtedy opaski nie nosił.

Kiedyś podobną rolę w szatni odgrywał ceniony w Bełchatowie Mariusz Ujek. Dziś w składzie GKS jest Arkadiusz Malarz i o siłę, spokój i odpowiednią atmosferę w szatni i na boisku możemy być spokojni.

Wszyscy do Chorzowa!