Łatwo jest kibicować drużynie, która rok w rok wszystko, albo prawie wszystko wygrywa, jak np. Real Madryt czy FC Barcelona. Jest to o tyle proste, bo kiedy skończą się dobre czasy dla klubu, szybko można znaleźć sobie zastępstwo i podniecać się sukcesami kogoś innego. Tymczasem prawdziwy kibic klubu nie wybiera. On się przy nim i wraz z nim wychowuje.
Tu nie ma zmiłuj. Jesteś jak w dobrym małżeństwie w zdrowiu i chorobie, na dobre i na złe.Czasem się pokłócisz, może powiesz o jedno słowo za dużo, to normalne.
Tak się potoczyły moje losy, że klub, który „ukłuł” mnie w serce od małego gnojka to ten z Bełchatowa. I chociaż już od 15 lat nie mieszkam w tym mieście – moje serce pozostało przy Sportowej. Barw się bowiem nie da przeszczepić, nie da się ich kupić, ani sprzedać. One są „dane” raz na całe życie. Po co te ckliwe wspomnienia?
Bo po pierwsze wkurzają mnie Ci, co notorycznie życzą temu klubowi (komentarzy nie da się już nawet czytać), aby spadł, tocząc przy okazji niesamowity hejt zazdrości, nienawiści. Jakby hejterzy, którym w życiu nic nie wyszło, coś chcieli wszystkim udowodnić, albo wyładować swoją frustrację, lecząc przy okazji swoje małe ego. Co to znaczy niech spadną to się nauczą? Przecież jak „oni” spadną to i my polecimy, a wtedy co?
Przypomina mi się taka stara historia jednego z weteranów wojennych, który podczas tych wstrząsających wydarzeń, doświadczył traumy i przestał mówić. Po powrocie do domu, lekarze nie potrafili podać przyczyny,uznając, że ma to podłoże psychiczne. Pewnie i mieli rację, ale zapomnieli, że psychika często blokuje się wtedy kiedy i „serce krwawi”.
W każdym razie ów weteran odzyskał swój głos po tym jak pewnego dnia oglądał mecz swojej ulubionej drużyny. Kiedy dostrzegł notoryczne działania sędziów, ewidentnie krzywdzące jego drużynę, nie wytrzymał i górę wzięła jego prawdziwa natura kibica. Po wielu miesiącach wypowiedział wreszcie pierwsze słowa do samego siebie: ” Co? znowu chcecie NAS przekręcić?”!!!
Historyjka ta krótka, ale jakże prawdziwa w kontekście sytuacji NASZEJ drużyny. Kibicem się jest, a nie bywa. Sukces ma wielu ojców – dość z tymi, którzy w dobie zwycięstw krzyczą WYGRALIŚMY, a kiedy przychodzą gorsze czasy, to wołają TE DZIADY PRZEGRAŁY.
Jasne sam niejednokrotnie nie szczędzę słów i to ostrych i całe szczęście, że nie wziąłem się za pisanie tego artykułu tuż po meczu z Górnikiem i udało mi się zagryźć język po meczu z Zawiszą. No i chwała prawdziwemu kapitanowi Arkowi Malarzowi, który opublikował swój komentarz na oficjalnym fan pagu klubu – nie wiem dlaczego, ale trochę mnie to uspokoiło.
Nie zmienia to jednak faktu, że chyba jeszcze nigdy nie wstydziłem się za swój klub, a w poniedziałek po raz pierwszy ogarnęło mnie, jeśli nie dokładnie to uczucie, to już bardzo zbliżone do wstydu. Pokaz bezsilności, totalnego załamania mentalnego i stłumione ambicje pod płaszczem przerażającego strachu przed grą, piłką i odpowiedzialnością. To nie przystoi profesjonalistom.
Jeszcze w poniedziałek tytuł tego artykułu brzmiałby „Klub niezwykłych patałachów”, ale po jakimś czasie uznałem, że nie ma sensu, a i rzeczywiście to nie ich problem jedynie, ale przede wszystkim nasz – KIBICÓW.
Spadniemy do pierwszej ligi, to głównie MY, a nie ONI!
Błędy popełniane były już od długiego czasu, chociaż wszystkim wydawało się, że wreszcie zbudowaliśmy solidny, świadomy z jasną wizją klub, który spokojnie może regularnie łapać się do mistrzowskiej ósemki, a to bach, jakieś dziwne decyzje personalne u sterów.
Wszyscy chyba niepotrzebnie wpatrzyli się również w „mega” robotę Kamila Kieresia, nie dostrzegając zbliżającego się zagrożenia. Dziś analizując ostatnie dwa lata i obecną sytuację widzę to inaczej.
Chyba wiemy kto powinien przeprosić za transfery Simicia, Turkovsa, Kirovskiego i teraz jak się okazuje Olszara, Małkowskiego itd… Wiadome było, że w Bełchatowie zawodnicy na piłkarskim aucie, ci „doświadczeni”, rozwalali szatnię i pokładów ambicji i zdrowia nie zostawiali na boisku za dużo. GKS kojarzył im się ze spokojną emeryturką, bądź jeszcze szansą pokopania sobie na poziomie Ekstraklasy bez żadnej presji.
Pozory, pozory, pozory, pozory… pozory profesjonalizmu.
Trenera Zuba nie winię. Zatrudniono faceta, który nawet nie ukrywał, że nie orientuje się obecnie w realiach polskiej Ekstraklasy, a zawodników musi poznać. To nie jest Michniewicz, Zieliński, Wdowczyk, którzy oglądają niemalże wszystkie spotkania, żeby w razie czego wskoczyć na ligową karuzelę i od razu sprzątać.
Ktoś chyba w klubie o tym wiedział? Trener Marek Zub to na pewno bardzo dobry trener, ale czy w sytuacji ratowania Ekstraklasy czyli ŻYCIA dla GKS?
Został dokonany już przegląd wojsk w trzech spotkaniach – wierzę, że z meczu z Jagą wyjdzie już autorski zespół Zuba, a jego przemyślenia będą wystarczające, żeby to poukładać. Bo słusznie zauważył Malarz jest źle, ale nie beznadziejnie jeśli chodzi o tabelę, teraz tylko trzeba krzyknąć w szatni, albo zdjąć pasa, a nie całować się i głaskać.
Przypominam bowiem, że póki co jesteście NASZYMI piłkarzami i reprezentujecie to miasto, jego historię, sportową reputację i nasze nadzieje i marzenia. No i biorąc pod uwagę specyfikę „układów” i politycznych decyzji – również walczycie o NASZE SPORTOWE ŻYCIE!
Jak nie zaczniecie być profesjonalistami – nie wybaczymy wam tego nigdy!