Trudno nie zgodzić się, że póki co nowy/stary trener wywiązał się z zadania perfekcyjnie. Sklecona na kolanie młoda drużyna, wsparta Patrykiem Rachwałem i kilkoma doświadczonymi zawodnikami z Czech, bez przygotowania do sezonu, uplasowała się w środku stawki. Graliśmy dokładnie tak jak można było się spodziewać czyli nieprzewidywalnie. Było kilka wzlotów i kilka upadków. Po kompromitującym spadku z Ekstraklasy, ostatecznie, póki co nie utonęliśmy.
Święta tuż tuż. A to oznacza, że niemalże każdego ogarnia szał zakupów i domowych porządków. Dla kibiców GKS Bełchatów to czas wyjątkowy, bowiem po spadku z hukiem z Ekstraklasy, nastała nowa rzeczywistość. O ile 1 liga, to dla nas nic nowego, bo przecież całkiem niedawno w niej również gościliśmy, to jednak okoliczności już były zupełnie inne.
Odeszła cała masa skompromitowanych zawodników, a zmianie uległ nie tylko pion szkoleniowy, ale również i zarządczy. Jak zwykle w tego typu sytuacjach znów zapanował niepokój, związany ze sponsorem (wstyd), ale i również ten, związany z najbliższą przyszłością całego klubu.
Zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że PGE wszędzie dookoła chętnie rozdaje pieniądze, natomiast w Bełchatowie notorycznie trzeba się o nie prosić i siedzieć grzecznie cicho, aby przypadkiem sponsor się nie obraził i nie wycofał czyli wieczna łacha, jak zwykle.
Nowym szkoleniowcem został doskonale znany w Bełchatowie Rafał Ulatowski, a stery zarządzania przejął nieznany szerszej publice w Bełchatowie Krzysztof Nowicki. Klub od razu rozpoczął z grubej rury ruchy transferowe i jako pierwszy na pokładzie pojawił się … Jacek Krzynówek jako dyrektor sportowy i główna twarz marketingowa klubu w rundzie jesiennej sezonu 2015/16.
Rzeczywiście trudno się było nie zgodzić z zasadnością tego ruchu, bo choć Krzynówek na polu dyrektorskim doświadczenia nie miał żadnego, to jednak w sytuacji w jakiej znalazł się GKS, skompromitowany po wyczynach ekipy Kamila Kieresia, koniecznością stało się wysłanie wyraźnego sygnału, że GKS jeszcze ostatecznie nie upadł. Znany, szanowany z sukcesami sportowymi o jakich wielu piłkarzy w Polsce może tylko pomarzyć. Idealny kandydat do inspirowania młodych zawodników do ciężkiej pracy i piłkarskiego rozwoju. Po prostu strzał w dziesiątkę.
Jak się bowiem szybko okazało, GKS ma być miejscem, gdzie będzie „kumulowała” się zdolna polska młodzież, by za chwilę wypłynąć na szerokie wody. Strategia niewątpliwie słuszna, bo już wszyscy mieli dość oglądania pseudo piłkarzy z tak zwanym nazwiskiem i już w Ekstraklasie słychać było głosy, aby lepiej rundę dokończyć młodzieżą, a wynik nie byłby gorszy.
I tak oto, po czystkach w szatni, po omacku, z ogromną niepewnością i niepokojem, chociaż z ogromną wiarą i ambicją Rafał Ulatowski wraz z nowym prezesem i dyrektorem sportowym rozpoczął kompletowanie składu, który dałby nadzieje na utrzymanie, a w kolejnym sezonie realną walkę o powrót do Ekstraklasy.
Przed sezonem wiedzieliśmy jedno. Rafał Ulatowski w swojej „desperacji zawodowej” o czym wielokrotnie mówił na łamach mediów, mógł albo dokonać cudu, albo pogrzebać się ostatecznie i znów na długo wypaść z ligowej karuzeli. Nie oszukujmy się, sytuacja GKS była taka, że tutaj nikt o zdrowych zmysłach i dobrym warsztacie trenerskim by nie przyszedł, tutaj potrzebny był… „desperat”, który gotów był postawić wszystko na jedną kartę.
Trudno nie zgodzić się, że póki co nowy/stary trener wywiązał się z tego zadania perfekcyjnie. Sklecona na kolanie młoda drużyna, wsparta Patrykiem Rachwałem i kilkoma doświadczonymi zawodnikami z Czech, bez przygotowania do sezonu, uplasowała się w środku stawki. Graliśmy dokładnie tak jak można było się spodziewać czyli nieprzewidywalnie. Było kilka wzlotów i kilka upadków. Po kompromitującym spadku z Ekstraklasy ostatecznie póki co nie utonęliśmy.
I wszystko ekstra, tylko nie zmienia to faktu, że GKS popadł w przeciętność, wtopiliśmy się w pierwszoligową szarzyznę, a produkt jaki obecnie proponujemy jest niskiej jakości.
Jacek Krzynówek w ostatnim wywiadzie dla jednej z gazet podkreślał, że jest zawiedziony frekwencją, a bełchatowianie przyzwyczaili się do dobrego. Czy to w ogóle dziwi? W ostatnich latach GKS rozgrywał wiele spotkań na najwyższym szczeblu, bijąc się z najlepszymi w kraju. To już nie te czasy kiedy GKS jako kopciuszek pukał do bram Ekstraklasy, a każda wzmianka w mediach o klubie była wielką lokalną sensacją.
Na przestrzeni ostatnich lat wypracowaliśmy sobie konkretną markę, nikt i nic nie jest wstanie wytłumaczyć teraz bełchatowianom, że jest git i przychodźmy tłumami na mecze … ledwie pierwszoligowe, tak ledwie. Wszyscy wiemy, że można zrobić w Bełchatowie piłkę, która była by godna tego miasta i przemysłu vel sponsora. Jeszcze tak niedawno biliśmy się o mistrza, a stadion w Bełchatowie gościł po 7 tysięcy ludzi, chociaż oficjalnie mieści trochę ponad pięć. Piłką w Bełchatowie żyło całe województwo. Ale za tym muszą iść konkretne pieniądze, odpowiednio inwestowane i wydawane. Nikt już w Bełchatowie nie nabierze się na pozory, nikogo już nie obchodzi bylejakość.
Ciągle będę się upierał, że to wstyd dla sponsora jakim jest PGE i wielu ludzi co deklarowało nie raz, że nie pozwolą by GKS traktowany był po macoszemu… dziś jest jak jest… pieniędzy znów nie ma na nic jak to wszem i wobec powtarza się w różnych kręgach… Czy to prawda nie wiem, ale jesteśmy tu gdzie jesteśmy, a z klubu odchodzą ikony takie jak Dariusz Marzec czy Aleksander Baranowicz.
Oczywiście cieszy myśl i wizja jaką emanują nowe władze. Podejmowane działania w obszarach społecznej odpowiedzialności są godne pochwały, bo to kierunek, którym GKS powinien podążać od dawna, pisałem zresztą o tym wielokrotnie nie tylko na łamach GKS.net.pl.
Pytanie tylko czy to nie jest próba zbudowania jedynie fasady. Czy to nie jest robienie dobrej miny do złej gry? Trudno powiedzieć, ale wiem jedno. Bełchatowian tak łatwo się już nie oszuka i można być pewnym, że środowiska związane żywo z GKS na dobre i na złe będą bacznie się przyglądać i komentować, będą zadawać trudne pytania. Ta władza czy inna musi mieć świadomość, że dziś jest, a jutro jej nie ma. My natomiast byliśmy, jesteśmy i będziemy. Amen.