Długo broniłem się przed komentarzem na temat tego, co opowiadał, czy w konsekwencji robił w ostatnim czasie prezes Wiktor Rydz. Jednak ciągłe gadanie, że się nie da, że coś jest niemożliwe, albo że są inne priorytety jest już lekko irytujące.
Egzamin na prawo jazdy. Egzaminator pokazuje kursantowi skrzyżowanie na planszy, na której jest samochód osobowy i karetka. Pada pytanie, kto przejedzie pierwszy? Kursant patrzy, myśli i w końcu wypala – Motocyklista! Egzaminator zirytowany pyta: panie, a skąd się panu tu wziął motocyklista? Na co zadowolony z siebie kursant odpowiada: A chu…. wie skąd oni się biorą!
Ja wiem, że nikomu nie jest do śmiechu. Obserwując jednak to, co dzieje się w naszym ukochanym klubie, po tym co czytamy czy słuchamy w wywiadach, kawał ten jednak doskonale odzwierciedla wybory na stanowisko prezesa.
Długo broniłem się przed komentarzem na temat tego, co opowiadał, czy w konsekwencji robił w ostatnim czasie prezes Wiktor Rydz. Jednak ciągłe gadanie, że się nie da, że coś jest niemożliwe, albo że są inne priorytety jest już lekko irytujące.
Oczywiście, że wszyscy rozumiemy w jakiej sytuacji jest klub. Wystarczająco długo obserwujemy, co się tu wyprawia już od lat. Wszyscy doskonale wiemy, że z roku na rok umowa z PGE przynosiła mniejsze pieniądze, a błędne decyzje przyczyniały się do kolejnych degradacji sportowych. Dlatego dzisiaj trudno się dziwić, że zderzamy się z rzeczywistością drugoligową. Póki pieniądze były na poziomie pozwalającym normalnie funkcjonować i nie wpadać w pętlę zadłużenia, wszystkim w klubie żyło się spokojnie i wygodnie. Teraz, kiedy potrzebna jest intensyfikacja działań w celu poszukiwania środków finansowych gdzie się da, okazuje się, że nikt nie ma na to pomysłu.
Tak, panie prezesie, są priorytety, ale tutaj trzeba zacząć pracę od podstaw. Nieprawdą jest, że pamiątki w sklepie klubowym, to nie warty na ten moment obszar działań. Wizerunek klubu to jest coś, co buduje się latami, a takim dyletanctwem, można go bardzo szybko nadszarpnąć. Kibice to klienci klubu, który oferuje im określony produkt. To nie tylko sam mecz piłkarski, ale też wiele innych rzeczy, które tego klienta przyciągają. Oferowanie do sprzedaży pamiątek z wizerunkiem piłkarzy, którzy nie grają w GKS od dwóch lat i niezbyt dobrze kojarzą się kibicom w Bełchatowie, to marketingowy strzał w kolano. I tu pada słowo klucz – marketing. Niby jest, a jakoby go nie było. W ostatnim wywiadzie dla naszej strony, wymieniał pan, panie prezesie, co w ostatnim czasie udało się zrobić w kontekście właśnie marketingu. I super, tylko to co się pojawiło w wywiadzie marketingiem nie jest! Udostępnianie salki VIP na urodziny, czy inne rzeczy o których pan wspominał, to działalność gospodarcza klubu, który zarabia na tym pieniądze, a co w zdrowych klubach piłkarskich często stanowi ok 70% dochodów.
W dalszej części mówi pan o tym, że nie ma pieniędzy na marketing. No to jak nie ma, to po co w GKS dyrektor marketingu? Po co utrzymywać stanowisko, które nie ma nic do roboty? Do pilnowania umowy z PGE? Tego typu rzeczy, to pewnie z powodzeniem mogłaby robić księgowa. Jak klub ma nie popadać w długi, skoro struktura jest sztywna i nie pasująca już do obecnych drugoligowych warunków? Nie chodzi tutaj o jakieś uprzedzenia personalne, ale fakt jest taki, że płacimy obecnie za nicnierobienie!
Pal licho, że nie potrafi pan wymienić składu z ostatniego meczu, że trudno panu wymienić przynajmniej jedno nazwisko z ekstraklasy, chociaż wypadałoby znać realia rynku na który się wkroczyło, ale już pojęcia o zarządzaniu powinniśmy od pana wymagać bezwzględnie. Zarządza pan przecież spółką akcyjną, która, jak się złożyło, jest naszą pasją i od lat troską, a przy okazji jesteśmy jej wiernymi i oddanymi klientami, którzy zawsze będą patrzeć wam na ręce i wytykać to, co jest niewłaściwe, a chwalić za te dobre rzeczy. Czy to będzie pan, czy ktokolwiek inny.
Tak to już jest, że diabeł tkwi w szczegółach. Gdyby nie ostatnia minuta i bramka Smolarka w meczu z Jagiellonią, być może nigdy byśmy tutaj nie polemizowali, a jednak stało się i degradacja z ekstraklasy stała się faktem. Gdyby ktoś uderzył pięścią w stół w odpowiednim momencie i wywalił pijaków, być może nie było by kolejnej degradacji i tak w kółko.
Powtórzę jeszcze raz, tutaj potrzebna jest praca u podstaw. Tym bardziej, że to nie są rzeczy, które wymagają nie wiadomo jakich nakładów finansowych (na Instagramie nie było żadnej aktywności od prawie roku!). Zardzewiałe logo na stadionie, baner z piłkarzami, których już nie ma, wizerunki Nowickiego i Krzynówka itd. (całe szczęście usunięte tuż po wywiadzie). Wszystko to wypunktowali w rozmowie redakcyjni koledzy. A wszystko to jest wizerunkowa i marketingowa porażka! W jaki sposób chcemy zbudować zaufanie sponsorów i kibiców? Nie znam takiego biznesu, gdzie klientom wciska się badziew, ogranicza dostęp do produktów, a przy okazji dobrze się prosperuje. Ma pan przy okazji odpowiedź na pytanie dlaczego lokalne media nie pojawiają się na meczach GKS.
Chwalił się pan w wywiadzie, że odwiedził ponad 30 firm. I świetnie, tylko jakoś trudno mi w to uwierzyć. Dlaczego? Bo najzwyczajniej w świecie, nie budzi pan w swoich poczynaniach zaufania. Opowiada pan, że spółki podległe PGE nie mogą sponsorować GKS, a tymczasem podpisujemy umowę z Epore, spółką…. podległą PGE! To jak to jest? A może jest więcej rzeczy, które wymagają jakiejś tam wiedzy i nagle okaże się, że …da się? Czy naprawdę przekształcenie GKS w spółkę akcyjną non-profit to jedyne i najlepsze rozwiązanie? Po co taki zabieg? Żeby dostać od miasta jakieś ochłapy? Czy tylko na tyle stać obecne władze GKS? Wszystko to fajnie brzmi w pana słowach, ale kibicom trzeba to powiedzieć wprost. Tego rodzaju przekształcenie to praktycznie uczynienie z GKS klubu amatorskiego i koniec wielkiej piłki w Bełchatowie. Takich spółek w Polsce jest kilkanaście, może kilkadziesiąt i to z przewagą spółek z o.o., a nie akcyjnych i do tego niekoniecznie w sporcie. Nikt tak po prostu nie działa. Do tego takie spółki wciąż mają nie do końca jasne uregulowania prawne.
Mówił pan raczej z przekonaniem o tym, że trener Konwiński ma ważny kontrakt i prawdopodobnie go wypełni, a kilka dni później został zwolniony. I bardzo dobrze, bo wszyscy już się bali, że znów będziemy dokonywać roszad, jak już będzie za późno. Wszyscy przecież widzieli, że trener Konwiński męczy się z szatnią, a szatnia z nim, co w konsekwencji przekładało się na to, że trudno oglądało się mecze ekipy Brunatnych. Tu potrzebny jest ktoś z warsztatem i charyzmą. Mam nadzieję, że za chwilę kogoś takiego poznamy, czas chyba najwyższy.
Jak zatem we wszystko to, co pan mówi, wierzyć? Czy za chwilę dowiemy się, że GKS jednak nie przystąpi do rundy rewanżowej? Że dojdzie do rewolucji kadrowej, bo nikt nie chce grać w klubie, w którym się nie płaci na czas? Na dodatek w ostatnim wywiadzie mówi pan o awansie. Jest pan w stanie zakontraktować odpowiednich zawodników i trenera? Kto będzie odpowiadał za takie decyzje? Pan bowiem pokazał, że nie ma w tej materii rozeznania! Dużo tutaj wątpliwości…
Pana poprzednikom zawsze wydawało się, że nie ma nic łatwiejszego niż zarządzać GKS. Małe miasto, pieniądze zawsze płyną otwartym strumieniem, zero presji kibiców i mediów. Taki sposób myślenia zawsze ich gubił. Całe szczęście, pan może nauczyć się na ich błędach i wreszcie rozpocząć… pracę od podstaw. Z korzyścią dla siebie i całej społeczności związanej z Dumą Brunatnej Stolicy.
I tego panu życzę.