Zielonym piórem pisane

Trzy kolory, ale to nie Kieślowski

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

Istnieje takie żartobliwe powiedzenie, że faceci znają tylko trzy rodzaje kolorów: Fajny, pedal… i hu….! No cóż, może i tak, myślę, że każdy kibic płci męskiej sam może zadać sobie takie pytanie i odpowiedzieć czy warto go wysyłać do sklepu po farbę?

Jako kibice GKS jednak o ten stan rzeczy martwić się nie powinniśmy, bo cały okres przygotowawczy pokazał, że i owszem sporo świeżości w ekipie Brunatnych, ale już po remoncie i na ligę wszystko już posprzątane i poukładane. Niestety trudno o inny stan jak niepokój o to co dzieje się z naszą „Bandą”.

Po dwóch kolejkach (tak, słownie dwóch) nowe „lokum” nie przypadło nam do gustu, bo nie mogło. Należy bowiem spojrzeć na stan w szerszym kontekście i niestety przypomnieć, że GKS Bełchatów notuje fatalną serię bez zwycięstwa już od siedmiu spotkań. Jeśli przypomnimy sobie mecz z Jagiellonią Białystok z 3 listopada to zaczyna to przypominać dobry, oj bardzo dobry film SF. Tak grającej Gieksy jak w tamtym spotkaniu nie oglądałem już dawno. 

Kolejne spotkania to już równia pochyła, a rywale? No cóż, poza Legią Warszawa, która mimo wszystko zagrała rezerwami, kolejni rywale to Cracovia Kraków, Korona Kielce, Górnik Łęczna, Śląsk Wrocław (ok. to akurat solidna ekipa), Podbeskidzie Bielsko Biała i Piast Gliwice!!! Ktoś podejmie się spekulacji ile punktów powinniśmy mieć po spotkaniach z tymi ekipami?

Ok, tak, tak, to jest sport, za chwilę ogramy Wisłę Kraków, Lechię Gdańsk itd., i będzie git… oby, tylko czy aby na pewno mamy prawo w to wierzyć?

Na pewno tak, Kamil Kiereś pokazał to wielokrotnie, że potrafi wyciągnąć drużynę z dołka tylko pytanie brzmi, czy akurat ten „materiał” będzie chciał „dobrze leżeć” w jego dłoniach? Nie ulega bowiem wątpliwości fakt, że coś się zaczęło psuć, coś, gdzieś „śmierdzi” tylko nie wiadomo gdzie? Wszystko rozpoczęło się od nagłej zmiany prezesa, który raczej przed sezonem rozpościerał wizję dalszego rozwoju, potem z szatni wyrwano kapitana, który potrafił mobilizować (trzeba z czegoś żyć), na koniec zamiast czerpać z rogu obfitości, jaki miała zapewniać kadra zespołu, mamy plagę kontuzji i sztukowanie składu.

A przecież w Turcji trenowaliśmy różne ustawienia i warianty, właśnie po to, żeby nasza gra nie wyglądała raz fajnie jak w meczu z Jagą, by za chwilę ped…  jak z Podbeskidziem czy hu… jak z Piastem, że tak nawiążę do początkowego dowcipu.

Oczywiście nikomu nic tu nie zarzucam, komentuje ostatnie mecze z perspektywy kibica, a tak to niestety wygląda, niezależnie jakie tłumaczenia będą komunikowane po każdym spotkaniu, coś należy zrobić. „Materiał” bowiem jest trudny, o czym pisałem już wcześniej w ostatnim felietonie pt. „A koziołek tylko beczy…”. Choć Kamil Kiereś to nie Krzysztof Kieślowski, to jednak spokojnie – nie musi nim być, wystarczy, że będzie kierował się spokojem.

W tej chwili kluczowym zadaniem jest to, aby GKS stał się… drużyną, bo póki co tego nie widać. Wyglądamy jak zbieranina przypadkowych zawodników o różnych celach, a z tego nigdy nic dobrego nie wynika. Gramy dobrze, ale tylko do 20 minuty. Strzelamy bramki, ale więcej tracimy. Mamy trafiony transfer (przynajmniej póki co – chociaż Ślusarski…) Arka Piecha (2 mecze i 2 gole), ale to tylko najemnik, który ze swojej perspektywy ma strzelać, a to czy wygrywamy ma mniejsze znaczenie, walczy o kontrakt w lepszym klubie i tyle, nie ukrywa tego celebrując bramki, nie szukając raczej „głasków” ze strony partnerów. 

Potrzebna jest motywacja i wspólny cel dla wszystkich, trudno nie odnieść bowiem wrażenia, że właśnie zmarnowaliśmy rundę jesienną i teraz już nie wystarczy pomalować, teraz potrzebne jest położenie gładzi na nowo, albo się mylę i wystarczy tylko przemeblować i na spokojnie wszystko poukładać. Mecz z Wisłą w dużej mierze da sporo odpowiedzi.