BYŁ TAKI MECZ

„Koniec jazdy Białej Gwiazdy” – jak GKS zdobywał twierdzę Kraków

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

Był to mecz, na który giekaesiacy wyszli bez kompleksów. Przyjechali jak po swoje, nie zważając na to, gdzie i z kim przyszło stanąć im do walki. Po końcowym gwizdku sędziego piłkarze znaleźli się na ustach wszystkich, a blisko 130-osobowa grupa bełchatowskich kibiców, w której miałem przyjemność być i ja, rozpoczęła świętowanie, skandując „Koniec jazdy Białej Gwiazdy”. Dziś. w 15. rocznicę tego wydarzenia wracam pamięcią do meczu, który był kamieniem węgielnym pod największy sukces w historii klubu. Zapraszam na wyjątkową podróż w czasie, do Krakowa, w którym „Brunatni” dokonali rzeczy niezwykłej, zadziwiając piłkarską Polskę.

Wielu młodym ludziom trudno dziś zrozumieć, czym dla ówczesnego pokolenia bełchatowskich kibiców była drużyna z sezonu 2006/07. Po latach bezowocnych starań, GKS Bełchatów przestał być ligowym Kopciuszkiem, nie mogącym nawet zbliżyć się do najlepszych w Polsce. 15 lat temu drużyna dowodzona przez charyzmatycznego Oresta Lenczyka złapała wiatr w żagle, notując imponujące – nierealne z dzisiejszej perspektywy – wyniki. Wobec kiepskiej formy broniącej mistrzowskiego tytułu Legii Warszawa, nieprzekonywującej gry wicemistrza i zarazem uczestnika fazy grupowej Pucharu Uefa, Wisły Kraków, dziewiąty w sezonie 2005/06 GKS Bełchatów zdecydowanie ożywił rozgrywki, stając się z meczu na mecz rewelacją Ekstraklasy.

POCZĄTEK PIĘKNEJ HISTORII

Po dziewięciu miesiącach pracy trenera Lenczyka w GKS, z zespołu broniącego się przed spadkiem udało mu się „zrobić” lidera tabeli. 64-letni wówczas szkoleniowiec dał szansę młodym zawodnikom, wyczyścił zespół z przeciętnych cudzoziemców (Chifon, Ferhatović, Joldić, Omeonu, Radulović), postawił na szybkość i rozmach w grze. Twardą ręką i niezłomnym charakterem wpoił piłkarzom swój pomysł na GKS. Budżet klubu wynosił wówczas ok. 10 milionów złotych i był dość przeciętny, jak na warunki Ekstraklasy. Zdecydowana większość środków pochodziła z kopalni, ale również znaczący był udział wpływów pieniężnych z Canal+ i elektrowni.

– Nie oczekuję wzmocnień. Znam swoje miejsce w szeregu i możliwości klubu. Mój plan polega na systematycznym wprowadzaniu młodych piłkarzy. Ale ostrożnie. Bo zespół to jak łańcuch i w zbyt wielu miejscach przerwać go nie wolno. Może są kluby, gdzie działacze siadają i kreślą cele, ale w Bełchatowie tak nie jest – mówił w sierpniu 2006 roku na łamach „Piłki Nożnej” trener Lenczyk.

Jego podopieczni sezon 2006/07 rozpoczęli od czterech wygranych z rzędu. Najpierw pokonali na wyjeździe Górnik Łęczna (3:1), a potem wygrali u siebie z Widzewem (1:0). Zwycięstwo w 3. kolejce w Warszawie z Legią (2:1) miało ogromny wpływ na postawę drużyny w kolejnych spotkaniach. Biało-zielono-czarni nabierali coraz większej wiary we własne możliwości. Łukasz Garguła, Tomasz Wróbel czy Radosław Matusiak pokazali, że można i pociągnęli za sobą pozostałych. Kolejna seria gier rozpoczęła się od przetrzepania skóry piłkarzom Odry Wodzisław (5:1). Po 4. kolejkach „Brunatni” byli zdecydowanym liderem tabeli.

– O zaskoczeniu można było mówić w poprzedniej rundzie. Teraz po prostu jesteśmy dojrzałą, silną drużyną z wyrównanym kolektywem i kilkoma zawodnikami wybijającymi się ponad resztę – mówił wówczas obrońca GKS-u, Jacek Popek.

– Jeśli GKS jest na fali to mogę powiedzieć, że są zawodnicy, których ta fala niesie, ale i tacy, których w niektórych momentach przykrywa. Muszę popuszczać trochę powietrza, aby ten balon nie był zbyt napompowany – tonował nastroje trener Orest Lenczyk.

Potem przyszło zmierzyć się z m.in. Zagłębiem Lubin, Lechem Poznań, Górnikiem Zabrze i… pierwszym kryzysem. Jedna wygrana w siedmiu spotkaniach spowodowała, że na bełchatowską drużynę przestano patrzeć z uznaniem. Dopiero wyraźne zwycięstwo z Wisłą Płock (4:0) w 12. kolejce dało wszystkim do zrozumienia, że GKS wraca do formy. Dwa gole Matusiaka, precyzyjny strzał tuż przy słupku Mariusza Ujka i wspaniała indywidualna akcja, zakończona bramką Tomasza Wróbla, pozwoliły „Brunatnym” wrócić na ligowe podium. W następnej serii gier doszło do starcia z wiceliderem tabeli, którym wtedy była Korona Kielce. Spotkanie rozgrywane przy S3 w mroźny listopadowy wieczór rozpoczęło się dość niemrawo. Do przerwy na tablicy wyników widniał bezbramkowy remis. Fajerwerki wystrzeliły tuż po zmianie stron. Najpierw trzy i pół tysięczną rzeszę zmarzniętych kibiców rozgrzał Dariusz Pietrasiak, który w 49. minucie uderzeniem głową dał „Brunatnym” prowadzenie. Kwadrans później strzałem w długi róg wyrównał Marcin Robak. I gdy wydawało się, że ten wyrównany pojedynek zakończy się remisem, swoje „turbo” włączył tercet Ujek-Matusiak-Garguła. Najpierw w 79. minucie Matusiak z Ujkiem perfekcyjnie rozmontowali defensywę Korony, finalizując akcję golem na 2:1 autorstwa Matusiaka.

– Rozegranie akcji, palce lizać! Ręce same składają się do oklasków – relacjonował na antenie Canal+ Marcin Rosłoń.

Cztery minuty później znakomite podanie Garguły na bramkę zamienił Ujek i choć Korona zdołała jeszcze odpowiedź kontaktowym golem Piotra Bagnickiego, finalnie zwyciężył GKS, przeskakując kielczan w tabeli. Wtedy na dwie kolejki przed zakończeniem rundy jesiennej „Brunatni” mieli na swoim koncie 24 punkty i do liderującej Wisły Kraków tracili zaledwie jedno „oczko”.

BITWA POD WAWELEM

Była zimna, chwilami deszczowa sobota, 11 listopada, 88. rocznica odzyskania Niepodległości. Piłkarze „Białej Gwiazdy” prowadzeni od 20 września przez Serba Dragomira Okukę mieli za sobą dwa dość pechowo przegrane mecze w fazie grupowej Pucharu Uefa z angielskim Blackburn Rovers i francuskim AS Nancy (oba po 1:2), ale za to najdłuższą serię domowych meczów bez porażki w historii klubu oraz w całej ligowej Europy – 73! Mimo to już dawno krakowska Wisła nie miała tak kiepskiej serii. Po gładkim wygraniu derbów z Cracovią (3:0), szczęśliwym remisie w Grodzisku z Dyskobolią (2:2) i przegranej w Pucharze Polski z II-ligowym Ruchem Chorzów (1:2), do starcia z GKS Bełchatów przystępowała z pozycji lidera Ekstraklasy. Trener Orest Lenczyk, pytany w przedmeczowych wywiadach na łamach prasy, jak traktuje powrót na stadion Wisły, z którą zdobywał mistrzostwo Polski w 1978 roku, odpowiedział: – Sentyment to ja mam, ale do dziewcząt.

Pomimo decyzji Komisji Ligi Ekstraklasy o zamknięciu trybuny wschodniej (za ekscesy kibiców w derbach), według niektórych źródeł spotkanie zgromadziło na trybunach nawet 10 tysięcy fanów. Należy jednak pamiętać, że stadion przy Reymonta, jaki znamy dzisiaj w 2006 roku był w trakcie przebudowy i posiadał zaledwie jedną zadaszoną trybunę. Olbrzymia flaga, sektorówka z napisem WISŁA witała piłkarzy wychodzących na przedmeczowy rozruch. Z okazji Święta Niepodległości odegrany i odśpiewany został Hymn Narodowy, a na trybunie południowej rozpoczęło się „racowisko” kibiców Wisły. Atmosfera na meczu od początku była bardzo gorąca, a fakt umiejscowienia sektora gości na jednej trybunie z fanatykami „Białej Gwiazdy”, spotęgował eskalację emocji. Miałem to szczęście, że jako jeden z pierwszych kibiców GKS-u wszedłem na stadion, tuż przed pierwszym gwizdkiem sędziego Grzegorza Gilewskiego. Przez opieszałość ochrony, niektórzy bełchatowscy fani (w tym m.in. późniejszy asystent w sztabie szkoleniowym GKS-u, Kacper Jędrychowski) wchodzili na sektor dopiero w 20. minucie meczu…

Piłkarze GKS-u, wyprowadzeni na murawę przez swojego kapitana Edwarda Cecota, nie przestraszyli się ekipy spod Wawelu i od początku spotkania ruszyli do ataku. W tym miejscu wspomnieć wypada, że „Brunatni”w trakcie swoich dotychczasowych czterech wizyt na stadionie przy Reymonta (w 1987, 1996, 1999 i 2005 roku), nie zdobyli nawet jednej bramki! Nie ulegało jednak wątpliwości, że jeśli przełom ma nastąpić, to właśnie tego dnia. Już w 52. sekundzie meczu Tomasz Wróbel zacentrował idealnie na głowę Mariusza Ujka, a ten wykorzystując pasywną postawę obrońców, efektownym szczupakiem pokonał krakowskiego bramkarza. W 5. minucie piłkę w środku przejął Grzegorz Fonfara, zagrał precyzyjną, prostopadłą piłkę do Radosława Matusiaka, a ten z zimną krwią podwyższył na 2:0!

– Na początku meczu krakowianie wyglądali przy rywalach jak – nie przymierzając traktor Massey Ferguson przy Ferrari. Wolniejsi, mało zwrotni, reagujący z opóźnieniem, bez koniecznej dynamiki. – relacjonował później wieloletni rzecznik prasowy Wisły, a ówczesny dziennikarz TVP, Jarosław Krzoska.

Bełchatowianie uwidocznili wszystkie mankamenty w grze „Białej Gwiazdy”. Świetnie rozpracowali rywala, co przyniosło efekty już na wstępie. GKS rzucił się na Wisłę jak sfora wygłodniałych wilków. Rozpoczął bez respektu, z odwagą, nastawiony na frontalny atak. W 23. minucie australijski obrońca Michael Thwaite w starciu z Tomaszem Jarzębowskim wybił piłkę wprost pod nogi znajdującego się na pozycji spalonej Radosława Matusiaka. Napastnik biało-zielono-czarnych nie namyślając się długo, uderzył zza pola karnego doskonale, po koźle, tuż przy słupku i Emilian Dolha został pokonany po raz trzeci! To, co się wtedy działo na sektorze zajmowanym przez nas, kibiców GKS-u trudno opisać słowami. Szał radości. Duma. Euforia. Nawet teraz, jak o tym wspominam, mam „ciary”, a wtedy pamiętam, powoli traciłem już głos 🙂 Stoicki spokój zachowywał za to szkoleniowiec „Brunatnych”: – Będąc w Krakowie, nie mogę skakać z radości po golach. Byłoby to nietaktem. – mówił po meczu Orest Lenczyk. Pomimo czerwonej kartki Mariusza Ujka i sytuacji strzeleckich m.in. Mauro Cantoro i Nikoli Mijailovica po stronie Wisły, GKS schodził na przerwę prowadząc 3:0!

– Jest dobrze. Gramy swoją piłkę, strzeliliśmy trzy bramki. Wisła dawno nie miała takiego wyniku na swoim boisku. Troszkę nam pokrzyżowała plany czerwona kartka Mariusza Ujka, ale miejmy nadzieję, że nie odbije się to na wyniku i dowieziemy ten korzystny wynik – mówił w przerwie meczu w rozmowie z dziennikarzem Canal+ Adamem Westfalem, strzelec dwóch bramek Radosław Matusiak.

Po zmianie stron GKS bawił się w Krakowie na całego, grając fenomenalny koncert pod batutą Oresta Lenczyka. Mecz stał na bardzo wysokim poziomie, nikt nie kalkulował. Miejscowi na drugą połowę wystawili trzeciego napastnika, byłego reprezentanta Polski, Pawła Kryszałowicza. Na niewiele się to jednak zdało. Już w 48. minucie „Rado-Matu” ponownie postraszył miejscowych. Mając przed sobą dwóch obrońców najpierw położył Thwaite’a, a potem oddał strzał w długi róg. Dolha strącił jednak piłkę poza pole karne. Tysiące kibiców „Białej Gwiazdy” w szoku, a nasza niespełna 130-osobowa grupa kibiców zagrzewa piłkarzy krzycząc z całych sił: „GKS! GKS! GKS!”. Zaraz jednak krakowska publiczność pokazała swoją wyższość nad nami ogłuszającym: „Wisła Kraków! Wisła Kraków!” – w tej kwestii byli bezdyskusyjnie mocniejsi. I tylko w tej. Na murawie rządzili bełchatowianie. W 50. minucie Radosław Matusiak po raz kolejny zatańczył w polu karnym z obrońcami, ściągnął na siebie uwagę Dariusza Dudki, Michaela Thwaite’a i Piotra Brożka, przełożył piłkę na lewą nogę, podał do Tomasza Jarzębowskiego, a ten z sześciu metrów nie dał szans Rumunowi strzegącemu bramki Wisły. Było 4:0! Nokaut!

– Drużyna Wisły jest bezradna. Powiem szczerze, że od początku powstania mocnej Wisły, nie pamiętam tej drużyny tak nisko na kolanach, bo tak to trzeba w tej chwili powiedzieć – komentował na antenie Canal+, współprowadzący transmisję Kazimierz Węgrzyn.

Zwykle taki przebieg boiskowych zdarzeń powoduje koniec emocji, ale nie tego wieczoru i nie w przypadku tych drużyn. Tu nikt nie miał zamiaru rezygnować z dalszej walki. Gospodarze dążyli do odwrócenia wyniku i raz po raz zagrażali bramce 37-letniego Piotra Lecha. Golkiper „Brunatnych” po raz pierwszy skapitulował w 64. minucie, choć wcześniej obronił kilka groźnych strzałów. Dośrodkowanie Piotra Brożka z rzutu wolnego, strzałem głową wykorzystał Jakub Błaszczykowski, który choć stał tyłem do bramki, przelobował Lecha. Wisła złapała oddech w tym meczu. Dwie minuty później znów zakotłowało się w naszym polu karnym, jednak strzał głową Dudki oraz dobitkę Pawła Brożka doświadczony bramkarz obronił. W odpowiedzi szansę na piątego gola mieli „Brunatni”. Jacek Popek zagrał na lewą stronę do wprowadzonego chwilę wcześniej Marcina Kowalczyka, ale ostry strzał 21-latka udanie wybił Emilian Dolha. Po chwili było już 2:4. Piotr Brożek z własnej połowy zagrał przerzutem do brata, a ten wyprzedzając obrońców, minął Piotra Lecha i uderzył do pustej bramki. „Biała Gwiazda” poczuła krew. Kolejne sytuacje, m.in. Dudki w 77. minucie z wolnego i Kryszałowicza w 86. minucie po uderzeniu głową, zatrzymywały się na bramkarzu GKS-u. Mecz powoli zbliżał się do końca, a chwilowa nadzieja miejscowych na uratowanie choćby punktu gasła bezpowrotnie. W samej końcówce wiślaków dobić mógł jeszcze Łukasz Garguła, który po podaniu Fonfary stanął oko w oko z Dolhą, lecz potknął się w ostatniej chwili i nie zdołał oddać strzału na bramkę. Chwilę później gwizdek sędziego Gilewskiego wybrzmiał po raz ostatni i sensacja stała się faktem. Po 73 spotkaniach sposób na „Białą Gwiazdę” przy Reymonta znalazł GKS Bełchatów. Twierdza Kraków padła!

– Zrobiliśmy coś wielkiego, zdajemy sobie z tego sprawę. Pokonaliśmy Wisłę, która nie przegrała u siebie przez pięć lat – mówił zaraz po meczu w rozmowie z „Dziennikiem Łódzkim” Radosław Matusiak. – W najjaśniejszych snach nie spodziewałem się tego, że na boisku Wisły będziemy prowadzić 4:0. (…) Pokazaliśmy, że potrafimy grać nawet w dziesięciu. Rozegraliśmy bardzo dobry mecz i zostajemy liderem – opowiadał przed kamerą Canal+ podekscytowany Tomasz Jarzębowski.

Orest Lenczyk po spotkaniu triumfował, choć w specyficzny dla siebie sposób: – Powiedziałem zawodnikom w przerwie, że jak przegrają ten mecz, to cała Polska będzie się śmiała, a jak wygrają to Bełchatów oszaleje. Nie wiem co się dzieje w Bełchatowie, ale jestem przekonany, że sprawiliśmy sporą satysfakcję naszym kibicom. Mówiono, że udaje nam się wygrać, zdobyć punkty. Nienawidzą nas w Warszawie, Kraków jest inny to nam wybaczy.

– Ten mecz scementował całą drużynę. Dał nam wtedy mentalnego kopa. – powiedział po latach w rozmowie z GKS.net.pl Jacek Popek.

Wydarzenia z Reymonta trafnie podsumował były piłkarz m.in. reprezentacji Polski, Grzegorz Mielcarski: – Zwycięstwo Bełchatowa nie jest dla mnie sensacją, co najwyżej niespodzianką. (…) Każdy z innych ligowych rywali prowadząc z Wisłą 2:0 skupiłby się wyłącznie na obronie, tymczasem GKS – przeciwnie, prowadził otwartą grę.

„Piłka Nożna” z kolei pisała: Wygrywając na tym trudnym terenie GKS ostatecznie przekonał wszystkich wątpiących, że jest w stanie zdobyć mistrzostwo Polski. Można wręcz powiedzieć, że w tej chwili stawianie przed zespołem jakiegoś mniejszego celu byłoby kpiną z bełchatowskich kibiców.

„MIASTO LIDERA, BEŁCHATÓW MIASTO LIDERA!”

Aż sześciu piłkarzy „Brunatnych” (Lech, Fonfara, Cecot, Jarzębowski, Wróbel i Matusiak) trafiło po tym meczu do jedenastki kolejki „PN”. Garguła, Matusiak – to „okręty flagowe” GKS-u; czapki z głów przed Bełchatowem; piłkarze, których w swoich szeregach chciałyby widzieć wszystkie kluby naszej ligi – rozpływała się w komplementowaniu prasa. Cztery dni po meczu z Wisłą Radosław Matusiak strzelił zwycięskiego gola dla reprezentacji Polski w meczu eliminacji do Mistrzostwa Europy z Belgią w Brukseli, a dziennikarze nie tylko sportowych mediów szaleli na jego punkcie.

Wypad pod Wawel zapisał się złotymi zgłoskami w historii bełchatowskiego klubu. Dość powiedzieć, że zwycięstwo z Wisłą zostało wybrane w głosowaniu kibiców (z 16 propozycji z różnych okresów), najlepszym ligowym meczem w historii 40-lecia GKS-u, a sześciu uczestników tego wydarzenia zostało wybranych do drużyny 40-lecia. W dodatku w plebiscycie „Piłki Nożnej” spotkanie to zostało wybrane meczem roku 2006.

– Zwycięstwa nad Wisłą wszyscy nie mogli się nachwalić, aż tu nagle okazało się, że najważniejszym meczem jesieni stała się potyczka z Pogonią Szczecin, czego już nikt, łącznie ze mną, się nie spodziewał. Albowiem z trzech żądeł zostało mi tylko jedno – Radek Matusiak, zresztą zmęczony – co zrozumiałe – po znakomitym występie w Brukseli. Natomiast Łukasz Garguła pauzował za żółte kartki, a Mariusz Ujek miał karę za czerwień w Krakowie. Zwracam na to uwagę, bo zaczął sypać mi się plan pozostania na pierwszym miejscu w tabeli na najbliższe trzy miesiące. Wygraliśmy jednak 1:0. I dobrze, bo już wcześniej zapowiedziałem swoim zawodnikom, że szanuje się tylko tych, którzy są liderami. O innych – nawet na drugim czy trzecim miejscu, kibice szybko zapominają. Dlatego tak powszechnie lekceważonego klubu jak GKS Bełchatów, lokata na zakończenie rundy jesiennej nie może być bez znaczenia. – powiedział w wywiadzie dla „PN” podsumowującym jesień 2006 r. Orest Lenczyk.

Ten mecz to piękna, choć nieco już zakurzona karta bełchatowskiego futbolu. Matusiak, Garguła, Wróbel, Fonfara, Ujek, Pietrasiak, Popek – właściwie można by wymienić w ten sposób całą drużynę, bo w ekipie Lenczyka nie było słabych punktów. Wielu piłkarzy osiągnęło wówczas życiową dyspozycję. Znakomity warsztat szkoleniowy, poparty rzetelną pracą i talentem zawodników przyniósł niesamowite efekty. Na wyróżnienie zasługiwał również człowiek z cienia, dziś już śp. doktor Jerzy Wielkoszyński, który pomagał Lenczykowi zbudować formę fizyczną zawodników.

Co było potem? Ostatecznie piękna przygoda biało-zielono-czarnych zakończyła się na mistrzostwie jesieni i drugim stopniu ligowego podium na koniec sezonu. Do złotego medalu mistrzostw Polski zabrakło jednego punktu. Z dzisiejszej perspektywy już wiemy, że ani wcześniej, ani później żaden biało-zielono-czarny team nie zbliżył się do tego osiągnięcia i (niestety) można z dość dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że prędko się to nie zmieni. Szansa przepadła, a bolesne ukłucie rozczarowania, że GKS Bełchatów finalnie nie postawił mistrzowskiej „kropki na i” zostanie już ze mną na zawsze. Niemniej podpisuję się pod słowami, myślę wielu kibiców: Panowie, byliśmy dumni. Naprawdę!

To był najmocniejszy GKS Bełchatów w historii i #NajlepszyMeczWHistorii

Wisła Kraków – GKS Bełchatów 2:4 (0:3)
Bramki:
Jakub Błaszczykowski 64, Paweł Brożek 73 – Mariusz Ujek 1, Radosław Matusiak 5 i 23, Tomasz Jarzębowski 51

Wisła Kraków: Emilian Dolha – Marcin Baszczyński, Michael Thwaite, Dariusz Dudka, Nikola Mijailović – Jakub Błaszczykowski, Radosław Sobolewski, Mauro Cantoro (46. Paweł Kryszałowicz), Marek Zieńczuk (46. Piotr Brożek) – Paweł Brożek, Jean Paulista.
Trener: Dragomir Okuka
GKS Bełchatów: Piotr Lech – Grzegorz Fonfara, Edward Cecot, Dariusz Pietrasiak, Jacek Popek (81. Rafał Grodzicki) – Tomasz Wróbel (90. Piotr Klepczarek), Paweł Strąk, Tomasz Jarzębowski (71. Marcin Kowalczyk), Mariusz Ujek, Łukasz Garguła – Radosław Matusiak.
Trener: Orest Lenczyk

Żółte kartki: Mijailović – Popek, Wróbel, Garguła, Lech
Czerwona kartka: Ujek (34 min.)
Sędzia: Grzegorz Gilewski (Radom)
Widzów: 9000