Co wiemy po meczu z Podbeskidziem? Kilka mgnień z sobotniego pojedynku

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

Można powiedzieć, że to była p(i)echowa sobota w wykonaniu piłkarzy GKS-u Bełchatów. Dwa stracone gole jeszcze w pierwszej połowie zdecydowanie podcięły skrzydła podopiecznym Kamila Kieresia, a straty udało się odrobić jedynie połowicznie. Co gorsza, groźnych urazów nabawili się Adrian Basta oraz Bartosz Ślusarski, którzy wypadną ze składu na mecz z Piastem Gliwice. Ale nie dla wszystkich ten mecz był wyjątkowo nieudany.

GKS wygląda bardzo dobrze pod względem fizycznym, ale to nie nowość odkąd trenerem bełchatowian jest Kamil Kiereś, który po raz kolejny przygotował dobrze swoich podopiecznych. Mocny początek meczu również świadczy o tym, że motorycznie i kondycyjnie powinno być dobrze do końca sezonu.

Brunatni zmienili system gry, przynajmniej w meczu z Podbeskidziem, na 4-4-2, ale w dalszym ciągu nasza gra opierała się na akcjach skrzydłami. Bardzo często do gry podłączali się boczni obrońcy, co tworzyło przewagę w okolicach pola karnego rywali. Szkoda, że w sobotę GKS nie był bardziej skuteczny.

Z dobrej strony pokazał się Pavel Komolov, który cały czas chciał być pod grą, ale musimy wrzucić kamyczek do tego ogródka. Mając przed sobą dwóch napastników, aż prosi się o prostopadłą piłkę do któregoś z dwójki wyżej ustawionych kolegów. Nie chcemy wyjść na mądrali, ale w ten sposób można wykorzystać szybkość Arka Piecha.

Do listy kontuzjowanych zawodników dopisujemy dwa nazwiska: Basta oraz Ślusarski. Co stało się z ich zdrowiem oraz czy będą do dyspozycji sztabu szkoleniowego na kolejny mecz pisaliśmy TUTAJ.

Emilijus Zubas. Mecz z Podbeskidziem miał pokazać, czy litewski bramkarz będzie nam przypominał tego, który został przed dwoma sezonami wybrany bramkarzem ligi. Niestety na weryfikację formy golkipera GKS będziemy musieli poczekać przynajmniej do meczu z Piastem, bo w minioną sobotę nie miał za dużo do roboty, a umówmy się – przy obu golach dla TSP nie miał nic do powiedzenia.

Z dobrej strony zaprezentował się Arkadiusz Piech, który swoją postawą na boisku udowodnił, że nie przyjechał do Bełchatowa grać za karę. Zdobył bramkę, wygrywał pojedynki główkowe z wyższymi od siebie przeciwnikami i cały czas starał się pokazywać partnerom do gry.

Mniejsza wiara w siebie. Kiedy bełchatowianie tracili bramki w minionej rundzie, reakcje zawodników na boiskowe wydarzenia były zgoła odmienne. Najbardziej martwi nas spuszczenie głów po drugim straconym golu. O ile po pierwszej bramce Brunatni próbowali jeszcze coś zwojować i szybko odrobić stratę, o tyle drugi stracony gol od razu podciął skrzydła podopiecznym Kamila Kieresia. Miejmy nadzieje, że GieKaeSiacy w kolejnych spotkaniach wrócą do dobrych nawyków.