Brunatni nie są w najlepszej sytuacji, gdyż po trzech kolejkach na koncie wciąż widnieje „jajo”, choć wszyscy ci, którzy obserwują mecze GKS zgodnie twierdzą, że tak wcale być nie musiało.
W ciszy i spokoju minęła przerwa na Reprezentację dla GKS Bełchatów. Bez większych problemów kadrowych i w komfortowych warunkach, ekipa Kamila Kieresia przygotowywała się do meczu z Lechem Poznań.
Brunatni nie są w najlepszej sytuacji, gdyż po trzech kolejkach na koncie wciąż widnieje „jajo”, choć wszyscy ci, którzy obserwują mecze GKS zgodnie twierdzą, że tak wcale być nie musiało.
W Krakowie wróciły stare grzechy i znów zapomnieliśmy, że mecz trwa nie tylko 90 minut, ale czasem i dłużej, a punkty będzie sobie można dopisać, dopiero jak wszyscy piłkarze wraz ze sztabem szkoleniowym zasiądą w autokarze.
Z Legionistami, nikt pretensji nie miał, bo Warszawiacy w tej chwili są poza naszym zasięgiem, ale dało się usłyszeć głosy, że nie może być tak, że oddajemy jeden, albo dwa strzały w światło bramki.
W Łodzi miało być już inaczej. Rywal zza miedzy również w przerwie doznał istnej rewolucji kadrowej, biorąc zawodników większości sympatykom futbolu anonimowych. Kłopoty finansowe również wpisują się w tamten krajobraz. Inaczej w Łodzi jednak nie było. W GKS zabrakło skuteczności, a przede wszystkim chyba wiary we własne umiejętności i mimo dobrej gry, znów Widzew okazał się lepszy. Nieporadnością strzelecką raził Paweł Buzała, niemal po każdej akcji trzymając się za głowę, a pecha miał Mirek Bożok trafiając w słupek. Nie popisał się także Tomek Wróbel nie wykorzystując dobrej sytuacji, która mogła odwrócić losy spotkania.
To już jednak historia. Na poniedziałek wszyscy zgodnie zapowiadają, że nie ważne jak, ale trzy punkty muszą pozostać w Bełchatowie. Grzegorz Baran, zapowiadał, że w szatni musi dojść do „dupnięcia”, bo kolejne porażki mogą mocno skomplikować sytuację Brunatnych, a nikt z zawodników „nie chce kopać się po czołach” jak to miało miejsce w poprzednich rozgrywkach.
Na wiele rzeczy można zwalić winę słabego startu. Na trudny kalendarz, braki mentalne, przygotowanie taktyczne itd. ale fakt jest taki, że potrzeba tej drużynie charyzmy i charakteru. Polska liga jest „tak silna”, że niejednokrotnie ambicją i wolą walki, można „zabiegać” każdego rywala. Trzeba jednak te pokłady z drużyny wydobyć.
Kluczem staje się podjęcie odpowiedzialności za grę każdego, a trener po porażkach nie może mówić, że bierze te słabe wyniki na siebie. Wszyscy wygrywają i wszyscy przegrywają i to jest strategia na „jutro”. Schodząc już jednak na „poziom” murawy, mając za sobą trzy takie, a nie inne spotkania, trzeba powiedzieć sobie jasno. Na Lecha potrzebne jest nam Uzi i mam nadzieję, że przebudzi się Buzi!