Wiadomo, oceniać piłkarza po jednym meczu to jak recenzować książkę po okładce. Niemniej trudno powiedzieć, by ligowa inauguracja w wykonaniu piłkarzy GKS-u kogokolwiek zadowoliła. Chyba nikt, kto oglądał mecz w Łęcznej nie powie, że drużyna Marcina Węglewskiego dostała potężny zastrzyk pozytywnej energii i wzniosła się na wyżyny piłkarskiej jakości. Na wszystko potrzeba czasu. Niemniej należy jak najszybciej wyciągnąć wnioski z tej porażki i nie chować głowy w piasek przy pierwszym niepowodzeniu. Czy ktoś w pojedynku z Górnikiem zasłużył w ogóle na pochwałę? A kto powinien marzyć, by o tym meczu w jego wykonaniu zapomniano? Poznajcie nasze typy!
Oceny przyznawane są w skali od 1 (najgorszy) do 10 (najlepszy):
Paweł Lenarcik – 2 – rozpoczął całkiem obiecująco od skutecznego wybicia piłki po dośrodkowaniu Michała Golińskiego z prawej strony. W 17. minucie pewnie obronił uderzenie Pawła Wojciechowskiego, który przymierzył z 22 metrów. W 32. minucie piłkę po wrzutce Pawła Sasina także przechwycił. I jeśli chodzi o pochwały, to by było na tyle… Jeszcze przed przerwą skapitulował w dość kuriozalnych okolicznościach – po centrostrzale Sasina. Po godzinie gry GKS przegrywał już 0:2 po tym, jak nasz bramkarz nie zdołał odbić piłki po główce Bartosza Śpiączki. Siedem minut później padła trzecia bramka, będąca pokłosiem błędów w obronie i braku zdecydowanej reakcji golkipera Brunatnych, co bezlitośnie wykorzystał Goliński, ustalając wynik spotkania. O czwartym golu, słusznie nieuznanym – nie ma już co wspominać. Na otarcie łez pozostała skuteczna interwencja z 86. minuty po strzale Krykuna.
Marcin Sierczyński – 4 – w pierwszej połowie podłączał się do akcji oskrzydlających, stosując wysoki pressing na Leândro. Był zdecydowany w odbiorze i nawet leżąc „w parterze”, potrafił wyłuskać piłkę spod nóg przeciwnika. Nie ponosi bezpośredniej odpowiedzialności za stracone bramki, lecz nagana należy mu się za głupio zarobioną żółtą kartkę. „Siara” wściekły po decyzji sędziego liniowego odnośnie tego, kto ma wykonywać wyrzut z autu, cisnął piłką o ziemię, głośno przeklinając, za co został upomniany przez arbitra.
Seweryn Michalski – 4 – wygrał kilka pojedynków główkowych, zablokował parę podań, a w 29. minucie mógł nawet dać GKS-owi prowadzenie po rzucie rożnym. Jak zawsze ambitny i waleczny, choć niekiedy bywał spóźniony. Przy trzeciej bramce złamał linię spalonego, przez co Michał Goliński stanął „oko w oko” z Lenarcikiem. Na kwadrans przed końcem ostrym wślizgiem w środku pola zaatakował Serhija Krykuna, za co obejrzał żółtą kartkę.
Mariusz Magiera – 2 – od początku wydawało się, że będzie zaporą nie do przejścia. Już w 6. minucie przerwał groźnie zapowiadającą się akcję gospodarzy, a w 13. nie dość, że odebrał piłkę Śpiączce, to jeszcze swoim dalekim podaniem „uruchomił” Hilbrychta. Z czasem jednak tama „Magica” zaczynała niebezpiecznie pękać. Nie popisał się przy pierwszej straconej bramce, dając się wyprzedzić Michałowi Golińskiemu. Podobnie rzecz się miała przy golu na 3:0, kiedy 20-letni pomocnik miejscowych odjechał naszemu kapitanowi, zamykając tym samym wynik meczu. Wczoraj nawet stałe fragmenty gry bite przez najbardziej doświadczonego w ekipie Marcina Węglewskiego, nie były tak precyzyjne jak w poprzednim sezonie.
Mateusz Szymorek – 2 – tradycyjnie aktywny na boku i nie bojący się walki „bark w bark”. Niestety był poważnie zamieszany w stratę dwóch pierwszych bramek. Najpierw zostawiając niepilnowanego Golińskiego ruszył do Sasina na tyle późno, że ten miał wystarczająco dużo czasu i miejsca na dośrodkowanie, które ostatecznie zakończyło się golem dla Górnika. W 60. minucie dał się zaskoczyć Bartoszowi Śpiączce, który niemalże na jego plecach podwyższył na 2:0. W ostatnich fragmentach meczu wychowanek GKS-u miał okazję do częściowej rehabilitacji, lecz jego próba wstrzelenia piłki w światło bramki, zatrzymała się na Macieju Gostomskim i przeleciała obok dalszego słupka.
Szymon Łapiński – 1 – kompletnie niewidoczny. Raz jeden uciekł prawą stroną boiska i sprzed linii końcowej próbował zagrywać do Przemysława Zdybowicza, którego jednak skutecznie pokryli rywale. Zmieniony w przerwie przez Patryka Makucha.
Waldemar Gancarczyk – 2 – braki w wyszkoleniu technicznym starał się nadrabiać doświadczeniem i walecznością. Debiutu w GKS nie będzie jednak miło wspominał, choćby dlatego, że był zbyt pasywny przy dośrodkowaniu Leândro, po którym Górnik podwyższył na 2:0.
Michał Pawlik – 5 – właściwie jedyny jasny punkt biało-zielono-czarnych w tym meczu. Dużo widział, antycypował i gasił w zarodku ofensywne zapędy rywali. Kilkukrotnie starał się też długimi podaniami przenosić ciężar gry z jednej strony boiska na drugą. Zdecydowanie podnosił poziom naszej gry w środku pola. Udowodnił też, że potrafi skutecznym i (co najważniejsze!) czystym wślizgiem wyłuskać piłkę spod nóg przeciwnika w beznadziejnej (wydawać by się mogło) sytuacji – patrz 24 minuta. Widząc bezradność partnerów sam też w 81. minucie próbował uderzać na bramkę miejscowych, lecz nad celnością musi jeszcze popracować.
Damian Hilbrycht – 2 – po bramce zdobytej w meczu z Legią oczekiwania wobec 22-latka były zdecydowanie większe. Niestety w meczu z Górnikiem raził niedokładnością, brakiem precyzji, a niekiedy nawet odwagi w szybszym podejmowaniu decyzji. Próbował szukać swoimi podaniami wysuniętego Zdybowicza, lecz nie przynosiło to wymiernych korzyści. Na plus umiejętność zastawienia się plecami, a także fakt, iż był w tym meczu najczęściej faulowanym piłkarzem GKS-u.
Łukasz Wroński – 4 – niezłe przechwyty i fragmenty nienagannej gry „jeden na jeden” w wykonaniu skrzydłowego GKS-u, mogły rokować udany występ. Niestety, na rokowaniach się skończyło. Chociaż oddać należy Łukaszowi próbę strzału z 14. minuty oraz efektowną wymianę podań i zagranie piętą do nabiegającego Zdybowicza, który strzałem w boczną siatkę postraszył bramkarza Gostomskiego. Przypomnijmy też, że to po faulu na nim żółty kartonik obejrzał Marcin Stromecki. Niestety z minuty na minutę gasł i w 79. minucie na placu gry został zmieniony przez Damiana Warneckiego.
Przemysław Zdybowicz – 3 – sporo krytyki wylało się w ostatnich tygodniach, a nawet miesiącach na 20-letniego napastnika, wypożyczonego ponownie z Wisły Kraków. Wobec absencji Patryka Winsztala, obecność „Zdyba” w pierwszym składzie wydawała się czymś oczywistym. I choć przełamania w postaci strzelonego gola znowu nie było, to właśnie on stworzył największe zagrożenie pod bramką Górnika. W 43. minucie otrzymał ładne podanie od Wrońskiego, lecz trafił tylko w boczną siatkę. Po zmianie stron znów dał sygnał do ataku, przymierzając z około 25 metrów. W 65. minucie przy stanie 0:2 opuścił boisko, ustępując miejsca Bartłomiejowi Eizenchartowi.
Z ławki rezerwowych weszli:
Patryk Makuch – 3 – wszedł w przerwie i dostosował się poziomem do kolegów. W 78. minucie pokusił się o strzał z dystansu, lecz ten był zupełnie nieudany. Pokazał, że ma szybkość, że ma dobre pierwsze przyjęcie, lecz całościowo występ raczej do zapomnienia.
Bartłomiej Eizenchart, Dawid Flaszka, Damian Warnecki – grali zbyt krótko by ich oceniać.