– Nie poddałem się, nigdy nie byłem na kolanach. Mogłem uciekać, wymyślać kontuzje, cuda wianki… – mówi w wywiadzie udzielonemu „Przeglądowi Sportowemu” pomocnik GKS-u.
– Gdyby spotkał pan dziś trenera Hapala lub prezesa Bestrzyńskiego, uścisnąłby pan im dłoń?
– Z prezesem przy rozwiązywaniu kontraktu pożegnałem się normalnie, z trenerem nie miałem okazji. Nie wiem, czy miałbym ochotę z nim rozmawiać. Chyba nie mielibyśmy tematów do rozmów.
– Uścisnąłby pan?
– Dlaczego nie. Nie jestem tak wychowany, żeby komuś nie podać ręki.
– Cytat z filmu: Bóg wybacza, Rambo nigdy.
– Nie będę ukrywał, że cała ta sytuacja dużo mnie kosztowała. Gram w piłkę tyle lat, a jeszcze nigdy nikt mnie tak nie potraktował, gdzieś w środku mocno to przeżyłem. Ale są w życiu gorsze tragedie, ludzie umierają. W Zagłębiu Lubin to była próba charakteru i czuję się po niej mocniejszy. Nie poddałem się, nigdy nie byłem na kolanach. Mogłem uciekać, wymyślać kontuzje, cuda wianki, nie chodzić na zajęcia. Cały czas miałem motywację do treningu i ciężkiej pracy, nikt mnie do tego nie zmuszał. A wybaczanie? Człowiek musi wybaczać. To jest etap zamknięty. Zaczynam nowy rozdział, chcę się cieszyć graniem.
– Wraca pan do klubu, o którym kiedyś powiedział, że w żadnym innym nie ma takiej atmosfery.
– Człowiek dobrze się tu czuje. Wiem, jaka jest sytuacja, ale po tych ciężkich czasach przyjdą lepsze. Prędzej czy później klub musi się z tego wygrzebać.
– Drużyna zdecydowała, kto będzie kapitanem?
– Kapitanem jest Grzesiu Baran i mówię od razu, że jak nie dostanę opaski, to nie będę zły (śmiech). To żart oczywiście. Nie ma tematu. Nie przychodziłem przecież do Bełchatowa po to, żeby zostać kapitanem.