„Kiedy pierwszy raz wszedłem do szatni nie wiedziałem czy mówić na pan, czy normalnie zwracać się po imieniu lub ksywce”. Tak Przemysław Zdybowicz zaczynał przygodę w pierwszym zespole GKS Bełchatów. To dopiero początek jego piłkarskiej kariery. Jak potoczą się jego losy? Zapraszamy do długiej rozmowy, którą przeprowadziliśmy z młodym napastnikiem Górniczego Klubu Sportowego.
Bartłomiej Domin (GKS.net.pl): Jak zaczęła się twoja przygoda z piłką nożną?
Przemysław Zdybowicz (napastnik GKS-u Bełchatów): – Moja przygoda z futbolem zaczęła się w wieku 5 lat. Tata z mamą wpadli na pomysł żeby zapisać mnie do GKS-u Bełchatów. Wtedy jeszcze nie było mojego rocznika, bo on dopiero powstawał. Zaczynałem pod opieką trenera Krystiana Kieracha i ta przygoda trwa do teraz. Mam nadzieję, że będzie ona trwała jak najdłużej.
Adam Kieruzel (GKS.net.pl): Coraz więcej słyszy się o tym, że rodzice wywierają na swoich dzieciach coraz większą presję, a szczególnie, gdy te trenują piłkę nożną. Jak to było u ciebie? Czułeś wsparcie ze strony rodziców, czy raczej wywierali oni na tobie pewnego rodzaju presję?
– Na pewno nie było żadnej presji. Rodzice od małego jeździli ze mną na mecze, na turnieje, wspierali mnie, dawali dobre rady, bo to oni widzieli z boku jak gram i jak wyglądam. Bardzo dużo mi pomogli w osiągnięciu tego, że jestem w pierwszej drużynie. Przede wszystkim czułem z ich strony wsparcie, nie dołowali mnie. Cieszę się, że mam takich rodziców.
B.D.: Opowiedz nam w skrócie jak to wszystko przebiegało w twojej dotychczasowej karierze. Jak przeskakiwałeś z poziomu na poziom, aż do tego wyjazdu do Anglii.
– Do pewnego czasu trenowałem u trenera Krystiana Kieracha. Kiedy zaczynałem mniej więcej do 2007, 2008 roku. Potem przejął mnie trener Dawid Ciupiński i z nim przez dłuższy okres czasu współpracowałem. Potem dopiero zostałem przesunięty do rocznik 99 do trenera Piotra Kurzawskiego. Zagrałem tam około półtorej sezonu i znów trafiłem pod skrzydła trenera Kieracha do drużyny rezerw. W październiku ubiegłego roku trener Andrzej Konwiński zapraszał mnie na treningi do pierwszej drużyny, wypadłem dobrze i zostałem w pierwszej drużynie aż do teraz.
A.K.: Miałeś w przeszłości jakieś poważniejsze urazy, kontuzje czy omijały cię takie problemy?
– Nie. Nigdy nic nie miałem złamanego, zerwanego i oby tak zostało.
B.D.: Czy trudny był przeskok z juniorów do drużyn seniorskich?
– Na pewno dało się to odczuć, bo w juniorach nie ma takiej szybkości gry i ma się o wiele więcej czasu po przyjęciu piłki. W seniorach jest o wiele więcej walki fizycznej, ale i szybciej doskakują obrońcy co powoduj, że gra jest o wiele szybsza.
A.K.: Czy kiedykolwiek wcześniej pojawił się temat przesunięcia cię do pierwszej drużyny, czy dopiero trener Konwiński jako pierwszy zdecydował się na taki ruch?
– Trener Konwiński jako pierwszy zadecydował, że przesunie mnie na treningi do pierwszej drużyny i zostałem do tej pory.
A.K.: Jak wspominasz tego szkoleniowca, bo bez względu na sportowy wynik, który osiągnął z GKS-em, ty chyba zawdzięczasz mu wiele?
– Tak. To on wprowadził mnie do tej drużyny. Dziękuję mu za to, bo do tej pory jestem w szatni z seniorami. Być może trener Pawlak też by mnie tutaj wprowadził i też bym mu za to dziękował. Akurat wypadło na trenera Konwińskiego, że to on mnie wypatrzył i wprowadził do pierwszej drużyny.
B.D.: A któremu trenerowi zawdzięczasz najwięcej, bo chyba jest osoba, która przyczyniła się do tego, że jesteś w tym miejscu, w którym jesteś?
– Na pewno każdy trener dał mi dużo. Wiele mogłem się nauczyć od każdego z nich i cieszę się bardzo, że mi pomagali. Zaczynając od trenera Kieracha, przez trenera Ciupińskiego, Kurzawskiego aż do Andrzeja Konwińskiego i Mariusza Pawlaka.
A.K.: Kto pomógł ci wprowadzić się do szatni GKS-u, bo w wieku 16 lat to nie było z pewnością takie proste? Miałeś czasami w głowie myśl jak odezwać się do tych bardziej doświadczonych zawodników w szatni, bo jednak jest w szatni GKS-u kilku graczy z wieloma występami w Ekstraklasie.
– Kiedy pierwszy raz wszedłem do szatni nie wiedziałem czy mówić na pan, czy normalnie zwracać się po imieniu lub ksywce. Gdzieś tam na początku się stresowałem, ale zaaklimatyzowałem się dobrze, każdy mi pomógł, wszyscy mnie wspierali. Nie było mowy o tym, że jestem młodszy robię to, to i to tylko każdy musiał wykonywać to co do niego należy. Myślę, że dobrze wprowadziłem się do szatni.
B.D.: Kto pod względem piłkarskim patrząc na pierwszą drużynę robi na tobie największe wrażenie?
– Jednym z takich zawodników jest na pewno Patryk Rachwał. On ma bardzo duży bagaż doświadczenia z Ekstraklasy. Jest kapitanem drużyny, dużo potrafi podpowiedzieć. Z pewnością podglądam również zachowania na boisku”Papy”, bo ma niesamowita technikę i na meczu potrafi wkręcić obrońców w ziemię
B.D.: Wróćmy do przeszłości. Kilka lat temu słyszało się o twoim transferze z GKS-u do Polonii Warszawa?
– Było blisko do odejścia, ale zostałem tutaj i myślę, że to nie byłą zła decyzja. Zostałem wtedy przesunięty do drużyny trenera Kurzawskiego, a potem do rezerw.
A.K.: To ty sam podjąłeś taką decyzję, że zostajesz czy słuchałeś podpowiedzi innych osób, trenerów?
– Nie. Było po prostu kilka wątków o których nie chciałbym teraz mówić. Zostałem i nie żałuję.
A.K.: Jak się czułeś po debiucie w „Brunatnych” barwach?
– Na pewno bardzo fajnie. Od dziecka marzyłem żeby zagrać w pierwszej drużynie GKS-u. Chodziłem na mecze i do głowy przychodziła myśl kiedy nadejdzie mój czas, kiedy ja tutaj wybiegnę. Bardzo dobrze się czułem, nie było większego stresu.
A.K.: Serce przy wchodzeniu na murawę zabiło mocniej?
– Dokładnie. Szkoda, że debiut nie był u siebie tylko na wyjeździe, ale było mimo wszystko pozytywnie.
B.D.: Kiedy dowiedziałeś się, że jest możliwość wyjazdu do Anglii i czy były inne kluby, które o ciebie zabiegały?
– Nie. Słyszałem jedynie o Leicester. Najpierw serce mocniej zabiło, pomyślałem – taka informacja. Cieszyłem się, że będę miał okazję coś takiego przeżyć, zobaczyć jak to wszystko wygląda od środka. Vardy, Mahrez…
B.D.: Słyszało się coś o włoskim Sassuolo?
– Tak, ale nie było bardziej konkretnych propozycji niż ta z Leicester City.
A.K.: Czyli Anglicy chcieli ciebie najbardziej?
– Można tak powiedzieć (uśmiech).
A.K.: Co poczułeś kiedy dowiedziałeś się już w stu procentach, że jedziesz do Anglii?
– Na początku trochę się stresowałem. Pojawiła się myśl czy dam sobie radę, ale potem przeszło. Pomyślałem – czemu miałbym sobie nie dać rady? Tacy sami ludzie są tam jak i tuta, a więc dać z siebie 100%, zaprezentować się jak najlepiej, a to oni niech się martwią.
A.K.: Nie bałeś się o takie sprawy jak na przykład język? Mimo, że możesz być dobry z języka angielskiego to jednak jest mała różnica. Jeśli grasz ciągle w Anglii to używając niektórych słów drugi z graczy wie już o co chodzi. Brytyjski angielski jest jednak specyficzny.
– Nie miałem większych problemów. W młodzieżowych drużyna Leicester jest jeden Polak – bramkarz w moi wieku, który przebywa tam od lutego. On nieco pomagał mi, bo jak wiadomo starszych trenerów było ciężko zrozumieć, bo oni mówili takim typowym angielskim, ale uprzedzali mnie, że jeśli czegoś nie zrozumiem to żebym się nie wstydził i pytał, bo tak to pomyśli sobie trener, że coś źle robię, ale dałem radę. Nie było źle!
B.D.: Skromny, młody chłopak jedzie do Anglii, do mistrza tego kraju i co? Miałeś tam jakiegoś opiekuna, który pomagał ci czy jednak byłeś zdany sam na siebie?
– Mieszkałem razem z angielską rodziną, która opiekuje się właśnie zawodnikami. Mieszkało tam około 11-12 chłopaków. Opiekowali się nami. W pierwszym dzień Paul, który się nami opiekował zawiózł mnie do bazy treningowej do trenera. Potem zostałem już odebrany i poprowadzony dalej.
A.K.: Miałeś styczność z największymi gwiazdami tego klubu jak Riyad Mahrez czy Jamie Vardy. Mogłeś liczyć również na pomoc ze strony Polaków – Marcina Wasilewskiego oraz Bartosza Kapustki?
– Tak. Miałem do czynienia z ich najlepszymi zawodnikami. Nawet udało się zjeść obiad z Schmeichelem czy Slimanim. Pan Marcin również starał mi się pomóc. Dawał mi odpowiednie rady jak zachowywać się na treningu. Żebym się nie bał, brał na siebie piłkę, rozgrywał i przede wszystkim był pewny siebie. Bartka spotkałem jak jechał na mecz z Tottenhamem U-23. Grali oni „mecz o życie”, żeby się utrzymać i wtedy z nim wymieniłem kilka zdań.
B.D.: Jak się prezentuje baza Leicester City w porównaniu do tych w Polsce? Z pewnością widziałeś słynną murawę na obiekcie Leicester, która jest uważana za jedną z lepiej przygotowanych na świecie?
– Dokładnie. Obiekty na najwyższym poziomie. Około 10-12 boisk, każde bardzo dobrze przygotowane. Jedno boisko sztuczne pod balonem i dwa główne, gdzie trenowała pierwsza drużyna, które były zasłonięte ogrodzeniem.
A.K.: Jak wygląda sytuacja w Anglii jeśli chodzi o media? Dziennikarze mają dostęp do każdego, mogą po treningu podejść, porozmawiać tak jak tutaj w Polsce?
– Oni mają tam jakąś salę, gdzie siadają i jest to typowe miejsce, gdzie mogą oni porozmawiać z mediami.
A.K.: A czy operatorzy kamer mogli nagrywać trening, czy jest jednak zakaz?
– Zależy, gdzie i kiedy. Jeśli mieli na boisku, gdzie dookoła rosną krzaki to raczej nie, bo ja tam widziałem tylko pół głowy Wasilewskiego (śmiech).
A.K.: W jakiej drużynie trenowałeś w Leicester? Miałeś okazję rozmawiać z trenerem pierwszego zespołu czy osobami, które zarządzają klubem?
– Trenowałem z drużyną U-17 oraz U-18. Rano miałem zajęcia ze swoim rocznikiem, a z kolei popołudniu ćwiczyłem z zespołem U-18 co dało się na drugi dzień odczuć. Nie udało się tam porozmawiać z pierwszym trenerem. Rozmawiałem z koordynatorem, który zajmował się piłkarzami testowanymi. Z nim udało się wymienić kilka zdań. Był na każdym moim treningu, meczu, obserwował mnie.
B.D.: Jak twoim zdaniem się zaprezentowałeś?
– Moim zdaniem pokazałem się z dobrej strony. Nie czułem, że jestem gorszy od nich, a wręcz czułem, że mogę tam coś osiągnąć, grając w drużynach U-17 czy nawet U-18.
B.D.: Fajne jest jednak to, że tutaj grając w seniorach kiedy schodzisz do drużyn młodszych jest nieco łatwiej?
– Może nie jest o tyle łatwiej co po prostu ma się większą pewność siebie i to daje na pewno dużo.
A.K.: Te testy były na zasadzie takiej, że chcieli oni ciebie po prostu obejrzeć na żywo i tyle, czy jednak może się do ciebie ktoś odezwać?
– Rozmawiałem z nimi. Powiedzieli, że są zadowoleni, że wypadłem bardzo pozytywnie. Mówili, że odezwą się i być może jeszcze raz będę musiał jechać na testy do Anglii, żeby mieli stuprocentową pewność, że się tam nadam.
B.D.: Jaki poziom prezentują tamtejsi juniorzy, oraz jaka jest przepaść między polską a angielską piłką skoro Bartosz Kapustka ma spore problemy z grą w Leicester?
– Na pewno jest spora różnica, w roczniku U-18, w którym trenowałem jest ciągłe bieganie do przodu i każda piłka jest kierowana do ataku. Byłem też na gierce wewnętrznej między rocznikiem U-19 a U-23 i na pewno ta piłka chodzi dużo szybciej niż w Polsce.
A.K.: Czy po powrocie do Polski możesz powiedzieć czego nauczyłeś się w Anglii?
– Nabrałem bardzo dużo pewności siebie, nie boję się brać piłki na siebie. Tak jak mówiłem podczas mojego pobytu w Anglii gra opierała się na konstruowaniu akcji z przodu, a w takiej sytuacji często miałem piłkę przy sobie i na pewno to dodawało mi pewności siebie, żeby nie bać się spróbować gry jeden na jeden czy też oddać strzał.
A.K.: Ja oglądając mecz z Siarką zauważyłem, że twoja gra się zmieniła, nie boisz się powalczyć z większym rywalem. Byłeś po prostu inny niż przed wyjazdem do Anglii. Czy to oznacza, że wraz z rozwojem wzrasta Twoje doświadczenie odnośnie zachowania na boisku?
– Ta pewność siebie daje mi na pewno bardzo dużo, nie można mówić, że mam 17 lat i można mi coś odpuszczać. Ja w każdym meczu muszę robić swoje na boisku i dawać z siebie sto procent.
A.K.: Czy trener Pawlak zwracał uwagę na Twoją zmianę po powrocie z Anglii?
– Nie, jeszcze nie miałem takiej szczegółowej rozmowy z trenerem Pawlakiem.
B.D.: Czy podczas Twojego pobytu w Leicester trenerzy kładli spory nacisk na taktykę?
– Nie mieliśmy tak typowo nauki gry taktycznej, ale w poniedziałek graliśmy mecz i kilku trenerów oglądało spotkanie i byli przydzieleni do danej grupy. Ja grałem na „10”, więc byłem z pomocnikami. Trenerzy mówili co można poprawić aby wynik był korzystniejszy.
A.K.: Co możesz powiedzieć o trenerze Pawlaku? Widać, że jest to trener konkretny i lubi dyscyplinę. Widać, że jeśli jakiś zawodnik podczas meczu popełni błędy to w następnym meczu ma chwilę na odpoczynek.
– Trener na pewno jest konkretnym człowiekiem. Nie chcemy tracić bramek więc to wymaga dyscypliny, próbujemy też strzelać bramki i grać do przodu, mamy swój cel, mamy swoją taktykę, którą staramy się ćwiczyć w treningach. Na pewno trener Pawlak dużo wniósł do zespołu bo było nieciekawie. Można powiedzieć, że dzięki trenerowi ta drużyna odżyła piłkarsko.
A.K.: Myślisz, że gdyby trener Mariusz Pawlak był z wami od początku sezonu to miejsce byłoby wyższe?
– Ciężko jest mi powiedzieć. Wydaję mi się, że mogłoby być wyższe, ale teraz jest tak jak jest.
B.D.: Czy grywałeś na innych pozycjach niż napastnik. Gdzie czujesz się najlepiej?
– Od małego grywałem na każdej pozycji, na początku grałem na stoperze, potem byłem przeniesiony do środka pomocy. Na jednym turnieju udało się nawet zagrać na bramce.
B.D: W rezerwach chyba czasem grywasz na skrzydle, prawda?
– Tak, ostatnio właśnie zacząłem czasem grać na skrzydle, ale wiadomo, że najlepiej czuję się jako wysunięty napastnik.
B.D.: Na jakim napastniku starasz się wzorować?
– Na pewno staram się wzorować na Robercie Lewandowskim. Jego styl gry mi odpowiada, ale również jego profesjonalne podejście zawsze mi imponowało.
A.K.: Czy gdy wszyscy dowiedzieli się o twoim wyjeździe do Anglii to pojawiły się takie osoby, które Ci po prostu tego wyjazdu zazdrościły?
– Nie no, od chłopaków w klasie czy w roczniku to się wszyscy raczej śmiali tak z tego w pozytywnym sensie.
A.K.: Jak sądzisz czy w twoim roczniku są zawodnicy, którzy mogą stanowić o sile pierwszego zespołu w przyszłości?
– Każdy zawodnik, który trenuje w GKS-ie jeśli będzie ciężko pracował to na pewno może coś osiągnąć nie tylko w pierwszej drużynie, ale i też w piłkarskim świecie.
B.D: Mówisz, że Robert Lewandowski to twój idol, a czy ty tak samo jak on starasz się profesjonalnie podchodzić do piłki?
– Diety szczegółowo rozpisanej nie mam, ale gdzieś tam przed meczem zawsze kładę się wcześniej spać i staram się być maksymalnie wypoczęty na trening czy mecz.
A.K.: A gdybyś poszedł do lepszego klubu, typu Leicester City to przestrzegałbyś tej diety w pełni? Mówi się, że Robert Lewandowski nie osiągnąłby tego wszystkiego gdyby nie ta maksymalnie ciężka praca nie tylko na boisku, ale również poza nim.
– Na pewno Robert by tego nie osiągnął, gdyby nie ta ciężka praca. Na pewno w tym zdrowym trybie życia bardzo wspiera go żona.
B.D.: Z kim szatni masz najlepszy kontakt?
– Najlepszy kontakt mam chyba z Marcinem Ryszką, ale staram się dogadywać ze wszystkimi zawodnikami.
A.K.: Jakie jest twoje największe piłkarskie marzenie?
– Chciałbym osiągnąć coś w piłce, grać na wysokim poziomie. Takim moim największym marzeniem jest gra w Realu Madryt.