Już w 4. kolejce sezonu 2020/21 na Sportową 3 przyjedzie architekt awansu GKS-u Bełchatów z 2019 roku, trener Artur Derbin. Na dwa dni przed meczem z GKS Tychy, postanowiliśmy porozmawiać z byłym szkoleniowcem biało-zielono-czarnych (nie tylko) o zbliżającym się meczu. Zapraszamy do lektury!
Damian Agatowski (GKS.net.pl): Bełchatowski etap to dla trenera tylko wspomnienia, czy ta historia ma kontynuację w postaci jakichś wizyt, utrzymywanych znajomości?
Artur Derbin (trener GKS-u Tychy, były trener GKS-u Bełchatów) Ten wspaniały czas spędzony w Bełchatowie powoduje, że teraz wracając tam – tym bardziej, że to świeża sprawa – emocje powrócą. Ja się bardzo dobrze czułem w Bełchatowie i zresztą te wyniki osiągane przez GKS były dobre. Zresztą, nie pracowałem tu sam, tylko z grupą ludzi: prezesem Wiktorem Rydzem, ówczesnym dyrektorem sportowym Marcinem Węglewskim, jak również z tymi najbliższymi współpracownikami ze sztabu szkoleniowego oraz oczywiście zawodnikami. Fajni, charakterni, z którymi w tych trudnych warunkach osiągaliśmy super wyniki i świętowaliśmy awans do I ligi. Także bardzo się cieszę na możliwość powrotu i odwiedzenia tych kątów. Na pewno rano w sobotę przed meczem – tak jak zawsze – sobie pobiegam po parku w Bełchatowie. Bardzo często można było mnie tam spotkać (śmiech). To będzie na pewno sentymentalna podróż. Kontakty oczywiście utrzymuję. Wiadomo, że nie są one codzienne, ale co jakiś czas wymieniam wiadomości czy SMS-y z wieloma osobami z Bełchatowa.
Ligowy terminarz ułożony został niemalże pod pana. Pierwszy wyjazd – Sosnowiec, drugi – Bełchatów. Początek wręcz wymarzony.
(Śmiech). O Sosnowcu nie chcę pamiętać – oczywiście z racji porażki, na którą nie zasługiwaliśmy, zwłaszcza w takich rozmiarach. Ale to zostawiamy, też mamy drużynę, która potrzebuje czasu na zgranie. Wiadomo, jaki mamy czas. Natomiast tak faktycznie, najpierw Sosnowiec, teraz Bełchatów, z którym sprawa jest bardzo świeża, więc tych emocji jest sporo.
Czy trener ten mecz „rozgrywa” już powoli w głowie?
Oczywiście, że tak! Już jednostki treningowe ustawione zostały typowo pod GKS Bełchatów. Aczkolwiek musimy być gotowi na wszystko, bo znając trenera Węglewskiego, przygotuje na nas różne warianty (śmiech).
Czy była okazja na telefoniczne pogaduchy z trenerem Marcinem Węglewskim?
Nie, teraz akurat ze sobą nie dyskutowaliśmy. Wymienialiśmy się jedynie wiadomościami SMS, jesteśmy w kontakcie praktycznie co mecz. Życzymy sobie powodzenia, gratulujemy, jeżeli jest taka sposobność zwycięskich meczów. Nasza relacja jest bardzo dobra.
Zastanawiał się trener, jak zareaguje w momencie, gdy np. GKS Tychy strzeli gola? Tak jak zazwyczaj, czyli eksplozją radości, do której przyzwyczaił pan kibiców w Bełchatowie, czy jednak z uwagi na rywala, entuzjazm będzie nieco stonowany?
Oczywiście, że tutaj moje emocje muszą być nieco przygaszone w stosunku do mojego byłego klubu. Naturalnie, życzyłbym sobie, abyśmy strzelali bramki, ale wiem, że ten mecz nie będzie łatwy. Jestem profesjonalistą, więc na pewno będziemy dążyć do zwycięstwa, natomiast ja ze względu na szacunek do GKS-u Bełchatów nie zamierzam w jakiś ostentacyjny sposób radować się ze zdobytych goli. Absolutnie nie, chcę być stonowany. Chcę pomóc mojej obecnej drużynie w odniesieniu zwycięstwa i oczywiście będę dwunastym zawodnikiem. Będę chciał wspierać ich przy linii, udzielać wskazówek czy wprowadzać ewentualne korekty. Jako szkoleniowiec GKS-u Tychy chcę odnieść zwycięstwo na tym trudnym bełchatowskim terenie.
Do Tychów zabrał trener Krzysztofa Wołkowicza, Bartka Biela oraz asystenta Kacpra Jędrychowskiego. Jak – w ocenie trenera – ta trójka odnajduje się w nowym środowisku?
Akurat jeżeli chodzi o te osoby, okres adaptacyjny przebiegł szybko, a można to prześledzić chociażby po tym, jak prezentują się w drużynie. „Bielik” czy „Wołek” to podstawowi zawodnicy. Bartek zdobył już nawet bramkę, a Krzysiek ze swoim charakterem i sercem do pracy również wiele daje drużynie. Tyscy kibice mogą być zadowoleni z tych transferów. No i oczywiście Kacper Jędrychowski to wartość dodana do sztabu szkoleniowego. Z jego usług z chęcią też korzystają piłkarze. Można powiedzieć, że wszyscy wspólnie tworzymy w Tychach fajną paczkę. Chcę również podkreślić ogromną rolę sztabu zarządzającego klubem: z prezesem Leszkiem Bartnickim na czele.
A czy któregoś zawodnika z obecnej kadry Brunatnych widziałby trener w swojej nowej drużynie?
Czysto teoretycznie pewnie tak. Natomiast myślę, że nikt nie ma mi za złe, że akurat dwóch byłych piłkarzy Brunatnych trafiło do GKS-u Tychy. Na ten moment niech tak pozostanie.
Czy śledzi pan poczynania swoich byłych podopiecznych, którzy do niedawna grali w Bełchatowie? Grolik, Bartosiak, Thiakane…
Tak. Raz na czas wymieniamy się SMS-ami. Widzę jak to wygląda: w niektórych przypadkach fajnie, w innych to trochę bardziej skomplikowane, jak chociażby droga Marcina Grolika. Sądzę jednak, że trafił wreszcie we właściwe miejsce. I nie mówię tutaj o lidze, lecz o klubie stabilnym finansowo, który aspiruje do gry na wyższym poziomie. Bartek Bartosiak też chyba liczył na taką stabilność. Wiadomo, ma rodzinę, dwójkę dzieci, więc finansowa stabilizacja dla każdego jest ważnym czynnikiem. Émile Thiakane – wiedziałem, że wytrzyma napięcie strzelając karnego w ostatnich minutach meczu. Z jego gry Korona będzie miała dużo pożytku. Także relacje z zawodnikami są i z ciekawością przyglądam się im, jak sobie radzą w nowym otoczeniu.
Proszę powiedzieć, jak to jest zmienić klub, w którym każdą złotówkę ogląda się dwa razy, a i tak w kasie wiecznie brakuje, na klub, gdzie piłkarze mają idealne warunki do pracy i nie muszą się martwić o to, czy wystarczy im do dziesiątego. Gdzie trener w kwestiach organizacyjnych ma spokojną głowę i nie musi pytać prezesa, czy i kiedy będą pieniądze dla zawodników? Bo rozumiem, że w Tychach z tym problemu nie ma?
Dokładnie, w Tychach nie ma problemu z zaległościami finansowymi. Ale też nie jest tak, że tutaj nie ogląda się złotówki dwa razy. GKS Tychy nie jest finansowym krezusem w tej lidze, lecz na pewno możliwości ma większe niż GKS Bełchatów. Z tym akurat mam na tyle ułatwione zadanie, że takie sytuacje nie mają miejsca. Natomiast my jako GKS Tychy możemy pozazdrościć znakomitej bazy szkoleniowo-treningowej, jaka jest w Bełchatowie. Z kolei w Tychach mamy piękny stadion – perełkę, na której możemy gościć inne drużyny. Oczywiście, życzylibyśmy sobie, aby ten stadion był wypełniany po brzegi, ale żeby się tak stało, musimy odnosić zwycięstwa.
Stadion w Tychach rzeczywiście prezentuje się fenomenalnie. A zapełniłby się z pewnością podczas meczów Ekstraklasy, bo chyba w tamtym kierunku spoglądają oczy wszystkich prezesów, kibiców i ludzi związanych z GKS Tychy?
Oczekiwania są, ale zdajemy sobie sprawę, że na wszystko potrzeba czasu. Drużyna jest w fazie budowy. Odeszło wielu zawodników, wielu też przyszło. Czas nie jest naszym sprzymierzeńcem. Widzę jednak, że to, co przedstawiłem drużynie przed sezonem, ten styl gry i pomysł na zespół, powoli wdrażamy w życie. Chłopaki realizują nasze założenia i liczę, że dojdziemy do etapu, gdzie wszystko będzie funkcjonować idealnie.