WYWIAD GKS.NET.PL

Przemysław Zdybowicz: Czekałem na ten moment bardzo długo

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

929 boiskowych minut czekał na kolejnego gola w barwach GKS-u. Długo wyczekiwane przełamanie przyszło w najlepszym momencie, ponieważ jego dwa trafienia w Gdyni zapewniły Brunatnym pierwszy w tym sezonie wyjazdowy komplet punktów. Kto jako pierwszy pospieszył do niego z gratulacjami? Jak ocenia ostatnie wyniki drużyny oraz czy śledził komentarze kibiców tuż po meczu z Arką? Zapraszamy na rozmowę z bohaterem piątkowego wieczoru, Przemysławem Zdybowiczem.

Damian Agatowski (GKS.net.pl): Emocje już opadły po piątkowym meczu?

Przemysław Zdybowicz (napastnik GKS-u Bełchatów): Tak, opadły. Wiadomo, jak ważny był to mecz i z kim – ze spadkowiczem z Ekstraklasy. Bardzo nam zależało aby zdobyć wreszcie trzy punkty na wyjeździe, a przede wszystkim strzelić bramkę. Wszystko się udało.

To opowiedz od początku, jak z tą Arką było? Kiedy dowiedziałeś się, że wyjdziesz w pierwszym składzie? Jakie wytyczne dostałeś od trenera itd.

W dwóch poprzednich spotkaniach wchodziłem z ławki rezerwowych. O tym, że zagram w Gdyni dowiedziałem się przed samym meczem – tak jak każdy, podczas przedmeczowej odprawy. Chciałem zaprezentować na boisku dobrą dyspozycję i w końcu strzelić bramkę.

Chyba ogromny kamień spadł ci z serca po tym pierwszym golu. Potem strzeliłeś drugiego, a niewiele brakowało abyś skompletował hattricka. Huk upadku ciężaru niespełnionych oczekiwań wobec napastnika Zdybowicza był słyszany – myślę – w wielu domach bełchatowskich kibiców.

(Śmiech) Też tak myślę. Długo czekałem na te bramki, ale nie załamywałem się. Cały czas ciężko pracowałem, na treningach dawałem z siebie sto procent i wiedziałem, że ta praca przyniesie efekty, a bramka w końcu wpadnie. Fajnie, że udało się strzelić dwie, ale najważniejsze, że wygraliśmy i wracaliśmy z Gdyni z trzema punktami.

Już w meczu z Widzewem mogłeś zostać bohaterem, zdobywając efektowną bramkę. Niewiele zabrakło…

No tak, już na Widzewie było blisko przełamania. Naprawdę się cieszę, że w końcu mi się udało. Czekałem na ten moment bardzo długo.

Czytałeś już, co o twoim występie piszą w internecie? Jakim echem odbiły się w środowisku te dwa gole?

Powiem szczerze, że nie czytam artykułów. Staram się skupić na sobie i na codziennej pracy na boisku. Niebawem będziemy mieli analizę tego spotkania, więc dowiem się, co zrobiłem dobrze, a co źle. Natomiast to, co ktoś pisze w sieci w ogóle mnie nie interesuje. W jednym tygodniu mogę być najlepszy, a w drugim najgorszy. To jest piłka. Opinia innych nie bardzo do mnie trafia. Jedynie za wiadomości prywatne, które wraz w gratulacjami otrzymałem od wielu osób, chciałbym serdecznie podziękować.

A kto poza drużyną i sztabem szkoleniowym pospieszył do ciebie z gratulacjami?

Na przykład Émile Thiakane. Jeszcze przed meczem rozmawialiśmy i mówił, abym się przełamał w Gdyni, a nie za tydzień z Koroną (śmiech). Zapewniam jednak, że zrobię wszystko, aby w najbliższym meczu również zdobyć bramkę. Poza tym pisało do mnie jeszcze wiele osób, z trenerami włącznie. To było bardzo miłe.

Czy to był twój najlepszy występ odkąd regularnie zacząłeś grać w seniorach?

Ciężko powiedzieć. Na pewno był to dobry występ całego zespołu. Wszyscy byli w pełni zmotywowani. Zrealizowaliśmy to, co założyliśmy sobie przed meczem. W tygodniu będziemy mieć analizę i dowiemy się, jakie błędy popełniliśmy, aby wyeliminować je przed meczem z Koroną.

Piąty mecz bez porażki, zaledwie jedna stracona bramka. Jak tak dalej pójdzie, to przerwę zimową możecie spędzić nawet na miejscu barażowym. Byłoby to spore osiągnięcie.

Na pewno tak, ale na razie skupiamy się na każdym kolejnym meczu. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość. Póki co chcemy zdobyć jak najwięcej punktów, by wiosna była już spokojna. Wszyscy pamiętamy, jak było w poprzednim sezonie. Do ostatniego spotkania walczyliśmy o utrzymanie. Tym razem chcielibyśmy tego uniknąć. A wracając jeszcze do meczu z Arką, prowadziliśmy 2:0, mieliśmy okazję strzelić trzeciego gola i zamknąć mecz. A tak, nie powiem, końcówka była trochę nerwowa. Jak zszedłem z boiska w 75. minucie, trudno mi było oglądać poczynania kolegów z wysokości ławki rezerwowych i nie mieć już wpływu na przebieg spotkania. Na szczęście chłopakom udało się dowieźć korzystny rezultat do końca. To nasz wspólny sukces.

Można powiedzieć, że przeżywasz swoiste déja vu. Znowu jesteś w GKS-ie, czyli na początku drogi sprzed transferu do Wisły. W zeszłym roku, zanim odszedłeś do Krakowa, dobrze prezentowałeś się na boisku, strzeliłeś kilka bramek. Po występie w Gdyni wielu kibiców znów na nowo może wiązać z tobą wielkie nadzieje.

Chciałbym złapać regularność, aby w każdym meczu dawać jakość drużynie, a wtedy gole przyjdą same. Nie nakładam na siebie presji, po prostu robię swoje.

Analizując twoją grę w meczach z Zagłębiem czy Widzewem, w każdym z nich miałeś przynajmniej po jednej okazji na zdobycie bramki. Widać, że piłka szuka cię w polu karnym. Teraz, gdy wreszcie się przełamałeś możesz zostać „dziewiątką” nie tylko raz na czas, lecz w każdej kolejce.

Na pozycji napastnika mamy w drużynie dużą rywalizację. Każdy z nas ma spore umiejętności, co pomaga nam w treningach i nakręca pozytywnie. Wiadomo, każdy chce grać jak najwięcej, więc na treningach daje z siebie sto procent. Dyspozycja z danego tygodnia decyduje o tym, kto zagra w weekend. Dzięki temu możemy podnosić swoje umiejętności.

Patrząc dziś na liczbę zawodników w kadrze GKS-u, trener ma wreszcie pole manewru, w przeciwieństwie do końcówki poprzedniego sezonu. Wówczas niemal co kolejkę ktoś wypadał ze składu lub odchodził z klubu. Jakbyś porównał GKS, z Bartkiem Bielem, Krzyśkiem Wołkowiczem, Émilem Thiakane i innymi, którzy jeszcze niedawno stanowili o sile drużyny, z obecną ekipą?

Na pewno był to inny moment dla klubu i inna drużyna. W tamtym sezonie walczyliśmy o utrzymanie do samego końca, dlatego dziś trudno jest porównywać obie drużyny. Początek obecnego sezonu też nie był łatwy. Kompletnie nowa kadra, w drużynie pojawiło się wielu nowych chłopaków, więc potrzebowaliśmy czasu aby się zgrać. Dziś widać efekty naszej wspólnej pracy. Mecz z Arką był kolejnym, w którym nie straciliśmy bramki z gry. To też warto podkreślić. Realizujemy założenia trenera i są tego efekty.