WYWIAD GKS.NET.PL

Łukasz Wroński: Tak się nie robi! Ewidentnie ktoś kogoś oszukał

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

Niesmak i rozgoryczenie, które pozostały po zamieszaniu związanym z wycofaniem się GKS-u z rozgrywek ligowych, wyraźnie dało się usłyszeć w głosie naszego rozmówcy. Łukasz Wroński, piłkarz wychowany przy Sportowej 3 nie przebierał w słowach. Zapytaliśmy go m.in. o kulisy upadku, ale też o przyszłość. Zachęcamy do zapoznania się z tym, co popularny „Wronka” opowiedział GKS.net.pl.

Damian Agatowski (GKS.net.pl): Emocje po zeszłotygodniowej informacji o tym, że GKS nie przystąpi do rundy wiosennej już opadły? Gdy rozmawialiśmy tego dnia przez telefon, nie kryłeś swojego oburzenia.

Łukasz Wroński (były kapitan GKS-u Bełchatów): Nie chcę nikogo nazywać kłamcą, bo to poważne oskarżenie, ale nie lubię takich niedomówień i takich sytuacji, jakie wtedy miały miejsce. Nawet teraz trudno mi tonować emocje. Nie jest to przyjemna sytuacja dla nikogo.

Trener Kamil Socha po otrzymaniu tej informacji mówił mi, cytuję: „W szatni było naprawdę gorąco”.

Było ostro, to fakt, ale to chyba oczywiste w takiej sytuacji? Skoro jeszcze w poniedziałek dostaję informację, że zaległe przelewy za miesiąc styczeń mają być wysłane, a po wtorkowym treningu widzę spakowanego i wychodzącego z klubu dyrektora sportowego [Wojciecha Robaszka – przyp. red.], to zaczynam się zastanawiać, o co tu chodzi? Zaraz potem zostaję wezwany do gabinetu prezesa i słyszę, że przelewu nie będzie w ogóle. Wtedy pojawia się konsternacja. Pytam więc, jako kapitan drużyny: dlaczego? W odpowiedzi słyszę, że przelewów nie będzie już do końca sezonu! – Przecież było mówione, że pieniądze miały wpłynąć. Poza tym umowa z PGE GiEK S.A. miała zapewnić jeszcze jedną transzę, a po sezonie być przedłużona – pytam zdziwiony. Przykro mi, pieniędzy już nie będzie – słyszę w odpowiedzi. Wtedy poprosiłem prezesa by osobiście przekazał to chłopakom. W środę jeszcze normalnie wzięliśmy udział w treningu, a później było już ostro. Najbardziej oszukani poczuli się chyba ci piłkarze, którzy dopiero co przyszli do klubu. Myślę, że każdy kto choć trochę interesował się sytuacją panującą w GKS, miał świadomość, że wcześniej różnie z tymi wypłatami bywało. Oni takiej wiedzy widocznie nie mieli. Po co więc było ich ściągać, po co było nas zapewniać, że klub jest wypłacalny, skoro rzeczywistość okazała się całkiem inna? Im gwarancję składał dyrektor sportowy, dyrektorowi poprzednie władze. Wniosek? Ewidentnie ktoś kogoś oszukał. Ja z prezesem Szymonem Serwą znam się od lat, i mogę tylko się łudzić, że nie byłby w stanie nas oszukać, natomiast np. Szymon Lewicki nie znał go w ogóle. Dla niego to prezes, który pomimo iż objął tę funkcję niedawno, musi powiedzieć prawdę. Uznał jednak, że nie mówi i poniekąd odpowiada za decyzje poprzednika. Dlatego było trochę napięcia, ale ja rozumiem tych chłopaków. Wcześniej prezes Alan Paczuszka mówił nam, że były prowadzone rozmowy z właścicielem większościowym, EKS Skrą o przedłużeniu umowy sponsoringowej z GiEK-iem i wszyscy w to uwierzyliśmy. Zresztą, skoro w lipcu organizowana była konferencja prasowa, na której prezes zarządu PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna przekazał symboliczny czek na dwa miliony złotych, to nikt z nas nie zakładał, że wiosną tych pieniędzy już nie będzie.

Czy to oznacza, że w klubie ktoś źle przekalkulował, że pieniędzy wystarczy jedynie na pół roku?

Z mojej wiedzy wynika, że kwota niespełna dwustu tysięcy złotych to miesięczny koszt utrzymania całej kadry zawodniczej i trenerskiej GKS-u. Wydaje się więc, że dwa miliony na sezon powinny wystarczyć – oczywiście biorąc pod uwagę wydatki bieżące, na które te pieniądze miały być przeznaczone. A przecież wyjazdy na mecze czy zgrupowania finansowane były przez innych sponsorów, np. takich jak Wod-Kan. Dodatkowo miasto Bełchatów wsparło klub kwotą około 80 tysięcy złotych. Nie było więc tak, że GKS funkcjonował wyłącznie ze środków pozyskanych z PGE. I nagle dowiadujemy się, że umowa sponsoringowa z GiEK S.A. obowiązuje nie do końca sezonu, jak nas wcześniej zapewniano, lecz do lutego czy początku marca. Pomimo iż wcześniej było zapewnienie, że obiecane dwa miliony trafią do klubu w kilku transzach, aby normalnie dograć sezon.

Jak zatem wytłumaczyć deklarację nowo wybranego prezesa, który chwilę po nominacji na to stanowisko zapewniał, że „Zespół będzie odpowiednio przygotowany do walki o utrzymanie w eWinner 2 Lidze, a kibice mogą szykować się do przeżywania emocji w czasie wiosennej kampanii”, by po tygodniu ogłosić, że jednak nie wystartujemy?

Trafiłeś idealnie w to, o co mam największe pretensje. Najpierw dość niespodziewanie do dymisji podaje się prezes Paczuszka – wtedy powiedziałem do żony: coś się dzieje niedobrego – po czym wybrany zostaje nowy prezes, który opinii publicznej przekazuje informację: szykujcie się, startujemy! Odetchnąłem, choć pomyślałem, że znów pewnie będą opóźnienia w wynagrodzeniach, ale przynajmniej dogramy sezon do końca. I raptem po kilku dniach słyszymy, że drużyna nie wystartuje, a wy rozwiązujcie kontrakty i szukajcie szczęścia gdzie indziej. Tak się nie robi! Inna kwestia to brak komunikacji na linii klub-piłkarze. Pojawiają się jakieś zarzuty w prasie, klub najpierw wydaje oświadczenie, które chwilę później usuwa. O co chodzi? Nikt nas o niczym nie informuje. Dlatego uważam, że takie sytuacje są okazją dla dziennikarzy, dla mediów, dla was, by zgłębić dany temat i zacząć zadawać niewygodne pytania, skoro z klubu płyną dwa wykluczające się komunikaty. Niestety odpowiedzi na pytanie, kto i kiedy zadecydował o tym, że nie przystąpimy do rundy rewanżowej, nie uzyskamy chyba nigdy.

Na dniach miało dojść do spotkania przedstawicieli Związków Zawodowych, działających przy KWB Bełchatów z prezesem GiEK S.A.. Jak myślisz, czy to spotkanie może coś zmienić?

Miałem sygnały ze związków, bym jeszcze wstrzymał chłopaków, że jeszcze nie wszystko stracone. Jednak nawet, gdyby teraz wydarzył się jakiś cud – bo w tych kategoriach trzeba to rozpatrywać – mecz ze Śląskiem i tak oddajemy walkowerem, więc dystans do bezpiecznego miejsca w tabeli jeszcze bardziej się powiększa. Zresztą, większość zawodników ma już umowy rozwiązane… Widziałem też po osobach decyzyjnych, że chyba brakuje im narzędzi, by cokolwiek ratować. Pamiętam jak na początku 2021 roku, gdy trenerem był jeszcze Marcin Węglewski, a problemy w klubie były naprawdę duże, on osobiście interweniował abyśmy mieli pieniądze choćby na dwa, trzy miesiące. Nie było umowy z PGE, ale poprzez swój upór udało mu się załatwić środki z miasta. Był uparty. Pojawił się kilkukrotnie na zebraniu Rady Miasta, rozmawiał, prosił i w ten sposób stypendium dla piłkarzy załatwił. I gdy teraz zaproponowałem, aby spróbować może w ten sam sposób, to usłyszałem odpowiedź, że klub wystosował pismo do miasta, ale nie uzyskał odpowiedzi. Tyle. Nie było inicjatywy ani chyba chęci, że spróbujemy, że osobiście udamy się do władz miasta itd., nic. Po prostu suchy komunikat – nie da się.

A skąd pogłoski o rozpoczęciu wszystkiego od nowa, od IV ligi, o których wspominałeś w rozmowie na kanale „Drugoligowiec”?

Po prostu obiło mi się o uszy, że jest plan rozpoczęcia od IV ligi. Nikt jednak nie wie, czy ma to być cel podstawowy, powstanie nowego klubu i gra młodzieżą w IV lidze, czy stworzenie drużyny, która sezon po sezonie walczyć będzie o awans, by w przyszłości wrócić na poziom centralny? Z tego co wiem, nowy klub ma być budowany na zawodnikach z Akademii. Jednak to są tylko pogłoski. Naprawdę trudno mi powiedzieć, czy i kiedy ewentualnie klub ogłosi upadłość. Jak długo trwa taki proces? Co z nazwą, co z herbem? Póki co więcej jest domysłów niż rzetelnych informacji.

Kto twoim zdaniem miałby się zająć reanimacją klubu?

Ciężko powiedzieć, chociaż uważam, że na IV ligę pieniądze, które do tej pory otrzymywaliśmy od Miasta Bełchatów, w zupełności powinny wystarczyć. Zresztą, miastu chyba powinno zależeć by klub piłkarski istniał, bo to również wizytówka tego miejsca. Skoro np. Buczek ma drużynę w IV lidze, trochę uwłaczające aby Bełchatów miał tylko grupy młodzieżowe. Inna kwestia to sponsoring z PGE, który na początek działalności nowego podmiotu również powinien się dorzucić.

Ty już przeżywałeś kilka trudnych momentów, grając w GKS. Jakbyś porównał obecną sytuację do tej chociażby z 2015 roku, zaraz po spadku z Ekstraklasy, czy nawet tej z jesieni 2020 roku, kiedy również głośno było o braku pieniędzy w kasie klubu?

Już w trakcie gry w Ekstraklasie bywały trudne momenty. Zdarzało się nawet, że nie płacili nam po trzy miesiące. Kiedy jako młody chłopak wchodziłem do pierwszej drużyny za kadencji trenera Macieja Bartoszka, PGE już wtedy zastanawiało się, czy całkowicie nie zaprzestać finansowania klubu? Powoli zaczynały się problemy. Jednak dzięki funduszom z Canal+, klub jeszcze jakoś funkcjonował. Kurek z pieniędzmi z sezonu na sezon był jednak coraz bardziej przykręcany. A spadek do I ligi, później do II ligi był idealnym argumentem dla koncernu, by zupełnie zaprzestać sponsorowania GKS-u.

Przed rokiem GKS próbowały odkupić agencja menedżerska czy gmina Kleszczów, ale żadna z tych transakcji nie wypaliła. Jak myślisz, dlaczego?

Chyba nie jest to tajemnicą, że udziały w klubie chciała kupić m.in. agencja menadżerska, w której był Łukasz Masłowski, obecny dyrektor sportowy Jagiellonii Białystok. Do mnie trafiła informacja, że nie było chęci podjęcia dialogu ze strony właściciela klubu. Wtedy pamiętam prezesem EKS-u był pan Zbigniew Fałek i w czasie wideokonferencji przekazał nam, zawodnikom, że klub uzyska pieniądze od PGE. Co się później okazało? Pieniądze były, ale ze sporym opóźnieniem. Jednak prezes Fałek był taką osobą, która z nami rozmawiała. Zapewniał nas, że dołoży wszelkich starań, aby pieniądze na bieżącą działalność były. To był jedyny człowiek, który nie chciał sprzedawać GKS-u i dopóki był w zarządzie EKS Skry, klub jakoś funkcjonował. Później, z tego co wiem został odwołany i w niedługim czasie klub upadł.

Gdyby przed tygodniem ktoś ci powiedział, że zamiast walczyć z GKS o drugoligowy byt wylądujesz w I lidze, pewnie byś nie uwierzył?

Jak widać życie bywa przewrotne. W czwartek dostałem telefon od trenera Tomasza Tułacza z pytaniem, jak wygląda moja sytuacja i czy GKS rzeczywiście nie przystąpi do rundy wiosennej? Niczego nie ukrywałem, powiedziałem jak jest i pojawiła się propozycja z Puszczy Niepołomice, którą przyjąłem. Na razie umowa obowiązuje do końca sezonu, z opcją przedłużenia o kolejne 12 miesięcy.

Czy można zatem pokusić się o stwierdzenie, że jesteś mimo wszystko jednym z wygranych całego zamieszania związanego z wycofaniem się GKS-u, ponieważ wracasz na zaplecze Ekstraklasy, do poukładanego organizacyjnie klubu, w którym masz szanse na regularną grę?

Spokojnie, nie wiadomo co się przez te pół roku wydarzy. A przecież może się okazać, że lepszym rozwiązaniem byłaby regularna gra dla GKS-u, gdyby klub jednak przystąpił do rundy rewanżowej. Tego już niestety nie jesteśmy w stanie sprawdzić, a nie lubię „gdybać”. Tydzień temu przez myśl by mi nie przeszło, że mogę wylądować w Niepołomicach. Takie jest życie piłkarza. Dzisiaj jestem już zawodnikiem Puszczy i dołożę wszelkich starań aby pomóc drużynie w utrzymaniu w I lidze. Generalnie w dzisiejszych czasach niczego nie możemy być pewni, co doskonale obrazuje sytuacja panująca za naszą wschodnią granicą. Z dnia na dzień coś się zmienia, zmienia się cały świat i podobnie jest w piłce. Moja sytuacja potoczyła się tak, a nie inaczej. Pamiętajmy jednak, że medal ma dwie strony i na ten moment trudno mi powiedzieć, co będzie za kilka miesięcy.

Czy posiadasz wiedzę, którzy byli już piłkarze GKS-u znaleźli nowe miejsca pracy?

Niektórzy mają jakieś zapytania z trzeciej ligi, ponieważ tam runda zaczyna się trochę później, a niektórzy nie mają nic. Dlatego będą zmuszeni stanąć przed wyborem, czy kontynuować grę w piłkę, czy szukać normalnej pracy w innym zawodzie? Szkoda mi chłopaków, bo wszyscy zżyliśmy się bardzo, a nie każdy będzie mógł robić to, co kocha, czyli grą w piłkę zarabiać na życie. Dlatego jeszcze raz podkreślę, że bardzo nieładnie z nami postąpiono. Zawodnicy ze statutem młodzieżowca zapewne się gdzieś zaczepią, ponieważ w każdym zespole młodzi piłkarze są potrzebni. W gorszej sytuacji są osoby 25+, a w tragicznym położeniu jest np. Kajtek Kunka, którego w czwartek czeka operacja, a później długa rehabilitacja. Jeszcze niedawno dostał zapewnienie, że klub finansowo go wspomoże w leczeniu, a teraz? Mam nadzieję, że każdy z chłopaków coś złapie i nie spełni się najgorszy scenariusz z zakończeniem zawodowego grania.

A czy o tej sytuacji w GKS rozmawiałeś z byłymi kolegami, którzy tak jak i ty piłkarsko wychowali się przy Sportowej 3, a którzy dzisiaj występują w innych klubach?

Rozmawiałem z Sewerynem Michalskim, z Pawłem Lenarcikiem. Chłopaki dzwonili, pytali o szczegóły całego zamieszania. Byli w szoku, że tak to się wszystko kończy. Nie mogli uwierzyć, że w profesjonalnym klubie z dnia na dzień tylu zawodników zostaje bez pracy. Z Sewerynem rozmawiałem jeszcze w styczniu i mówiłem wtedy, że nie ma zaległości i wszystko jest ok. A przecież można było tę sprawę załatwić inaczej. Przykładem jest Elana Toruń, z której przyszedł do nas Darek Szczerbal. Tam również były problemy z funduszami, a gdy drużyna dograła rundę, poszedł jasny sygnał od władz, że nie ma szans na licencję, brakuje pieniędzy i wiosną klub nie przystąpi do rozgrywek. Zagrali z zawodnikami w otwarte karty.

Skupmy się może trochę na sprawach czysto piłkarskich. Jak w ogóle wspominasz swoje początki w seniorskiej drużynie GKS-u? Pamiętasz swój debiut, premierowego gola, pierwszy indywidualny sukces?

Na początku sukcesem było załapanie się do szerokiej kadry wyjeżdżającej na obóz, możliwość trenowania z pierwszym zespołem. Później stopniowo te cele narastały: znalezienie się w kadrze meczowej, następnie minuty spędzone na boisku, wyjściowa jedenastka itd. Doskonale pamiętam swój debiut. Było to w maju 2011 roku za kadencji trenera Bartoszka. Dostałem kwadrans w domowym meczu z Zagłębiem Lubin. To było wspaniałe uczucie, serce mocniej zabiło. Spełniało się moje marzenie, by zagrać w ekstraklasowym GKS-ie. Jeszcze przed chwilą z wysokości trybun oglądałem boiskowe wyczyny Matusiaka, Garguły, emocjonowałem się wynikami mojego klubu, a po za chwilę sam mogłem reprezentować jego barwy. Wtedy nawet nie myślałem, że moja przygoda z GKS trwać będzie tyle lat. Tym bardziej żal czarnego scenariusza, który spełnia się na naszych oczach, bo GKS zawsze będę miał w swoim sercu… Mój pierwszy gol to trafienie w meczu z GKS Tychy w 2014 roku, kiedy wywalczyliśmy awans do Ekstraklasy. Bardziej jednak pamiętam bramkę zdobytą w Ekstraklasie w starciu z Lechem Poznań.

Twój najlepszy występ w barwach GKS-u to mecz przeciwko…

Trudno mi tak na szybko sięgnąć pamięcią, ale chyba niezłe zawody zagrałem ze Śląskiem Wrocław, kiedy wygraliśmy 2:0 [w sierpniu 2014 – przyp. red.]. To był dla mnie mecz przełomowy, ponieważ po nim na dłużej wskoczyłem do pierwszego składu i do końca rundy właściwie go nie oddałem. Miałem wówczas zaledwie 20 lat i wokół mojej osoby zaczęło robić się stosunkowo głośno. Z tego co pamiętam, był to dla mnie udany okres. Z nowszej historii bardzo dobrze wspominam mecz z jesieni 2020 roku, kiedy za kadencji trenera Marcina Węglewskiego wygraliśmy w Gdyni z Arką 2:1, a ja zanotowałem dwie asysty. Wtedy nikt na nas nie stawiał, jechaliśmy niemalże na pożarcie, a zagraliśmy znakomite spotkanie. Tamten wynik to była spora sensacja.

Powiedz proszę, jakie masz jeszcze sportowe marzenia? Jakie cele sobie stawiasz będąc znów piłkarzem pierwszoligowego klubu?

Podstawowym celem było pozostanie na poziomie centralnym i to mi się udało. Kolejnym celem będzie dobra gra dla Puszczy. Dzisiaj brałem już udział w treningu, więc najbliższym celem jest znalezienie się w kadrze meczowej i stopniowa efektywna praca, która zostanie zauważona przez trenera. Chcę grać, uważam, że mogę tej drużynie pomóc w utrzymaniu, bo taki jest cel podstawowy, a jak będzie? Za pół roku się przekonamy.

Pewnie miałeś okazję porozmawiać z byłymi giekaesiakami w składzie Puszczy, Kewinem Komarem i Émilem Thiakane. Jak cię przywitali, co usłyszałeś „na dzień dobry”?

Jedno pytanie: dlaczego z GKS stało się to, co się stało? Opisałem im sytuację z własnego punktu widzenia. Byli w szoku, że to tak nagle upadło, bo też utrzymywali kontakt z innymi chłopakami i nic nie wskazywało na to, że drużyna nie przystąpi do rozgrywek. Generalnie ciepło przyjęli mnie w szatni, a to jest ważne, by w nowym miejscu mieć kogoś znajomego. Zawsze jest łatwiej wejść w nowe środowisko.

Na zakończenie. Jesteśmy świadkami upadku klubu z niemal 45-letnią historią, na którym wychowało się kilka pokoleń kibiców. Co ty, jako były kapitan masz im w tej sytuacji do przekazania?

W tej sytuacji należy patrzeć już tylko do przodu, wierzyć w pozytywne rozwiązanie całego zamieszania. Każdy z nas zachowa fajne wspomnienia związane z GKS. Należy pamiętać o historii klubu, ale też wspierać to, co powstanie na jego podwalinach. To jest nasze miasto, nasza mała ojczyzna, więc kibice powinni dołożyć wszelkich starań, by nawet w IV lidze wspierać nową drużynę – jeżeli takowa powstanie. Uważam, że z pomocą miasta i GiEK-u powrót na szczebel centralny może być szybszy niż się niektórym wydaje. Pozostaje nam nadzieja.