WYWIAD GKS.NET.PL

Artur Derbin: Mamy charakterną i przyszłościową drużynę

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

Artur Derbin to trener, z którym GKS Bełchatów osiągnął ostatni sukces na szczeblu centralnym. Dla 47-latka powrót na Sportową 3 jest wyjątkowy z wielu względów. W swojej pracy prowadził zespoły ze szczebla centralnego, by teraz wraz z biało-zielono-czarnymi uczyć się trzecioligowej rzeczywistości. Korzystając z wymuszonej przerwy ligowej porozmawialiśmy o tym, jak wyglądały negocjacje w sprawie powrotu, transferach i starcie sezonu. Zapraszamy!

Bartłomiej Majchrzak (GKS.net.pl): W wywiadzie dla mediów klubowych mówił pan, że prezes Szymon Serwa zadzwonił do pana i zaprosił na spotkanie. Kiedy tak naprawdę pojawił się ten pierwszy kontakt ze strony nowych władz klubu?

Artur Derbin (trener GKS-u Bełchatów): Trudno mi teraz wrócić pamięcią do tych wydarzeń. To było bodajże w okolicach ostatniego meczu ligowego GKS-u Bełchatów. Ja w tym czasie byłem jeszcze na wakacjach. Odbierając ten telefon umówiłem się na spotkanie praktycznie bezpośrednio po przylocie. Przyleciałem z Cypru i na drugi dzień stawiłem się na rozmowę, bo byłem bardzo ciekawy, co słychać w GKS-ie. To też nie było takie oczywiste, że moja osoba podpisze tą umowę czy będzie blisko jej podpisania. Natomiast z wielką ciekawością pojechałem i wysłuchałem prezesa Szymona Serwy oraz dyrektora sportowego Marcina Danielskiego. I powiem szczerze, że byłem nie tyle co zauroczony, ale miło zaskoczony tym wszystkim, co ma się zadziać w klubie.

Nie ukrywam, że ja osobiście byłem zdziwiony, gdy klub poinformował o tym, że pan wraca. Spodziewałem się zobaczyć pana w pierwszej czy drugiej lidze, a nie na trzecim szczeblu rozgrywkowym. Tym bardziej, że w Bełchatowie spędził pan udany sportowo okres – awans do pierwszej ligi, lecz rozwój sportowy klubu nie szedł wówczas w parze z organizacyjnym. Co to zatem skłoniło pana, żeby mimo wszystko powrócić do Bełchatowa? Osoby w klubie są co prawda nowe, ale system działania, czyli oczekiwanie na umowę od PGE pozostał.

Myślę, że złożyło się na to wiele rzeczy, żebym podpisał tutaj kontrakt. Pierwsza sprawa to fakt, że jeżeli ktoś składa ci ofertę to warto się nad nią mocno pochylić. Ja też tak zrobiłem. To, że jest to poziom na tą chwilę trzecioligowy to na pewno mocno mnie uwierało. Natomiast ostatnie moje takie doświadczenia czy to w Zagłębiu Sosnowiec, czy w GKS-ie Tychy utwierdziły mnie w przekonaniu, że uwielbiam swój zawód. Uwielbiam pracować. Między pracami w klubach byłem ekspertem i komentatorem telewizji Polsat Sport. Było to dla mnie kapitalne doświadczenie. To jest niesamowita frajda, a człowiek uczy się przy tym czegoś nowego i jest cały czas przy piłce. Jednak to jest inna specyfika pracy. Uwielbiam swój zawód, jestem jego pasjonatem.

W tym okresie nie było żadnej konkretnej oferty. Była oferta podjęcia pracy w Zagłębiu Sosnowiec w roli dyrektora sportowego akademii. Byłem bardzo blisko podpisania tej umowy, lecz nie do końca to czułem. Serce mi podpowiadało, że to nie jest jeszcze ten czas i moment. To były główne powody, a oprócz tego nie chciałem zostać bez pracy i znowu czekać nie wiadomo ile czasu na kolejną ofertę. Zdecydowałem się zatem na ofertę GKS-u. Myślę, że jeśli chodzi o realia trzecioligowe, to byłby to jedyny klub, z którym podjąłbym rozmowę. Aczkolwiek nigdy nie mów nigdy. Ja chcę po prostu pracować, bo uwielbiam ten zawód. Innym istotnym powodem był fakt, że znam to środowisko: kibiców, struktury, piłkarzy. To też jest ułatwienie. Wcale nie jest nim dla mnie to, że z jakimś doświadczeniem wchodzę na poziom trzecioligowy. Ja w tym momencie poznaję trzecioligową specyfikę.

Aspekt znajomości środowiska, która pomogłaby mi się szybciej zaadaptować miał znaczenie. Oczywiście rozmowy z prezesem i dyrektorem w tym przekonaniu mnie utwierdziły. Przychodząc do klubu, wchodzę w pewien proces, ale my jako ambitni ludzie zdajemy sobie sprawę, że jak zadbamy o wspomniany proces, to proces zadba o wyniki. Chcemy również dbać o te wyniki przy okazji procesu. Warto też wspomnieć o bazie treningowej w Bełchatowie, która jest niezwykle rozbudowana. Mamy naprawdę znakomite warunki do pracy i rozwoju na obiektach MCS-u i to też było ważne w kontekście mojego powrotu do GKS-u.

Rozumiem. Wspominał pan o rozmowach z prezesem Serwą i dyrektorem sportowym. W przestrzeni komentarzy np. u nas na stronie pojawiła się też taka informacja, że rozmawiał pan z prezesem PGE GieK-u, Jackiem Kaczorowskim. Czy taka rozmowa faktycznie miała miejsce?

Nie, nie było takiej rozmowy. Oczywiście, jeśli będzie taka możliwość poznania się z panem Kaczorowskim to ja z wielką przyjemnością to uczynię, bo wiem, że to jest ważna postać dla bełchatowskiego sportu.

Po meczu z Jagiellonią II Białystok w odpowiedzi na moje pytanie na pomeczowej konferencji wspominał pan o pewnych niedogodnościach. Doprecyzujmy – ile sięgały zaległości wobec pracowników?

Nie chciałbym na ten temat mówić  zbyt wiele, choć zdaję sobie sprawę i mam tego świadomość, jak to wpływa na ludzi, którzy są związani z organizacją. Przeżywałem to niejednokrotnie i też mnie to niepokoiło. Tutaj nie chodziło tylko o wypłaty, ale i wiele innych aspektów, które trzeba profesjonalizować. Jeżeli w swoich planach mamy pracować jak profesjonaliści i znaleźć się na poziomie centralnym to pewne rzeczy musimy usprawniać. Wiem, że na to wszystko potrzeba i środków, i czasu. Musimy być cierpliwi, lecz każdego dnia musimy coś dodawać organizacji, by było widać małe kroczki postępu.

Po meczu w Aleksandrowie Łódzkim Łukasz Wroński w wywiadzie mówił, że spodziewał się lepszego startu sezonu, patrząc chociażby przez pryzmat sparingów. Martwiło pana choć trochę, że w tych trzech meczach mieliśmy tylko jeden punkt?

Na pewno mnie to martwiło. Podpisuję się pod tym, co powiedział Łukasz. Patrząc na mecze kontrolne czy na to, jak przebiega proces treningowy oraz realizacja naszego modelu gry wyglądało to obiecująco. W meczach mistrzowskich ta gra wcale nie wyglądała gorzej, jednak mieliśmy ten deficyt punktowy i takie są fakty. Nie mamy tutaj niestety statystyk, a przypuszczam, że xG było na odpowiednim poziomie. Wykreowaliśmy sobie w tych meczach wiele sytuacji. Niestety tych szans nie wykorzystaliśmy.

Do tego dochodziły też urazy i już po pierwszym meczu nie mogliśmy korzystać z Sebastiana Kwaczreliszwiliego i Dawida Woźniakowskiego, czyli takich energetycznych zawodników do zmiany. Zresztą, Sebastian zaczynał jako podstawowy wybór. Ta kołderka mimo wszystko była krótka. Pierwsze połowy zaczynaliśmy naprawdę dobrze i brakowało nam utrzymania jakości i intensywności po przerwie. Na ławce rezerwowych mieliśmy samych młodych graczy. Mówiąc o procesie, mam na myśli także tych młodych zawodników, którzy mają się uczyć przy doświadczonych kolegach z drużyny. W którymś momencie oni mają dawać nam jakość. Na teraz są na początku swojej drogi, bo Tomasz Urban jest po debiucie, Igor Czapla, do tego Wożniakowski i Oliwier Niklas. Mamy młodych bramkarzy. Zespół jest odmłodzony i to jest ciekawa mieszanka rutyny z młodością. Cieszę się, że zawodnicy pierwszego wyboru dają radę.

Natomiast chciałbym podkreślić, że mocno liczę na proces i młodych graczy, którzy będą wchodzić do grania. Stąd też nie byliśmy zadowoleni z wyników, biorąc pod uwagę okres przygotowawczy, gdzie nasza gra wyglądała dobrze. Mecze kontrolne a mecze mistrzowskie to jednak dwie różne dyscypliny. Dochodzi tutaj presja czy stres i młodzi piłkarze muszą się z tym zmierzyć. Ci młodzi piłkarze potrzebują na to czasu. Od siebie wymagam cierpliwości, lecz wierzę też, że oni będą dawać od siebie pozytywne impulsy. Trzeba też pamiętać, że jest to drużyna po ewolucji – z niemal nową linią obrony, nieco zmian w środku pola. Ponadto doszły nowe zadania w modelu gry dla środkowych i bocznych obrońców, dla środkowych pomocników, skrzydłowych i napastników. Każdy ma inne zadania w porównaniu do tego, co zespół prezentował w poprzednim sezonie. Na to też potrzeba czasu. W tych pierwszych meczach brakowało nam automatyzmów, lecz w następnych było już pod tym względem lepiej. To jest proces, w którym doskonalimy się z treningu na trening, z meczu na mecz.

Widać, że ten proces zaczyna procentować. Przełamanie przyszło w meczu z rezerwami Jagiellonii, potem świetne mecze z Sokołem i ŁKS-em Łomża – oglądało się je z przyjemnością. Ja jednak zapytam przewrotnie – nad czym jeszcze musi popracować GKS Bełchatów? To, co jest dobre wszyscy widzą.

A co jest dobre? Zapytam przewrotnie. (śmiech)

Imponuje intensywność, które obawiałem się w Aleksandrowie Łódzkim. Tego dnia był upał, a pana gracze zagrali dobry mecz przez 90 minut.

Rozumiem. Po ostatnich meczach możemy się zachwycać dyspozycją naszych graczy, bo to wygląda naprawdę dobrze. Jest duża intensywność, przede wszystkim poprawiliśmy skuteczność, bo w poprzednich meczach stwarzaliśmy sobie sytuacje, ale nie strzelaliśmy bramek. Oczywiście na ten moment najlepsza obrona, więc zespół dobrze realizuje zadania bez piłki i nie mówię tylko o linii obrony i bramkarzu. To jest praca całego zespołu, zaczynając od naszych zawodników na pozycjach dziewięć i dziesięć – na ten moment Bartek Bartosiak i Piotrek Gryszkiewicz. To oni inicjują skok pressingowy. Do tego praca w obronie niskiej – zamykanie przestrzeni i piłki. Chcemy być cały czas aktywni w bronieniu. To jest na pewno na plus. Wiele aspektów poprawiamy w atakowaniu, więc dokładamy kolejne elementy, które chcielibyśmy wykorzystywać w meczach. Te, które jako sztab uważamy za potrzebne w najbliższym meczu te chcemy trenować, a w zasadzie przypominać zawodnikom.

Przygotowując się do przeciwnika w mikrocyklu treningowym akcentujemy większą ilość tych konceptów, które chcielibyśmy wykorzystać z danym przeciwnikiem. Do tego dochodzi jakość, liczymy na kreatywność i wygrywanie pojedynków, agresywność, reakcje po stracie piłki. Wymieniłem dużo plusów, ale oczywiście nie ma meczów idealnych. Jeśli w meczu widzimy coś, co się powtarza, a nam nie odpowiada to staramy się to skorygować. Chcemy wykorzystywać przede wszystkim najważniejszy atut – jedność drużyny. Oprócz tego chcemy uwypuklać indywidualne umiejętności zawodników.

Chciałbym podpytać też o rolę Patryka Nowakowskiego. Nominalny stoper występujący w pomocy – dlaczego?

Faktycznie był sprowadzany jako środkowy obrońca, a ja sam bardzo go tutaj chciałem mieć. Miałem z tyłu głowy myśl, że będzie możliwość grania 1-3-4-3. Natomiast potem pojawili się nowi zawodnicy, a mając takich skrzydłowych jak Wroński czy Napolov to grzechem byłoby ich nie wykorzystać. Nowakowski kiedyś grał również na pozycji numer sześć i powiedziałem mu, że przyjdzie taka okazja, że go tam wystawimy. W sparingach ich nie było, ale przyszedł taki moment w meczu ligowych i zaprezentował się na tyle dobrze, że został w składzie.

Rozumiem, to jeden z wielu nowych piłkarzy, którzy latem dołączyli do GKS-u. Jednak by oni mogli podpisać kontrakty, trzeba było pożegnać się z innymi. Odeszli m.in. Otczenaszenko, Holik, Krasa, Trzeboński, Zdybowicz, Skórecki i paru innych. Na ile były to decyzje pana, samych zawodników, a na ile rozmów zawodników z dyrektorem sportowym?

Wszystko to efekt rozmów z prezesem i dyrektorem, polityki klubu i finansów. Po pierwsze – budżet. Chciałbym podkreślić, że nie było nas stać na zawodników ze szczebla centralnego. To nie jest tak, że nie moglibyśmy sobie zostawić jakichś graczy, ale z kolei mogłoby zabraknąć środków na kolejnych, których chcieliśmy pozyskać. Chcieliśmy odmłodzić drużynę i iść w kierunku jakości, a nie ilości. Też chcieliśmy wziąć pod uwagę zawodników z akademii, żeby im się nieco więcej przyglądać. Nie będziemy tutaj sondować, kto z nich zrobi karierę. Jesteśmy tutaj, by ich w tym rozwoju wspierać. Po prostu zostawiamy to naturze, na wiele czynników nie mamy wpływu, ale liczymy na to, że nasi młodzi piłkarze dadzą radę. Nie ze wszystkich możemy też teraz korzystać z racji treningów dopołudniowych. Młodzieżowcy mają szkołę i mają oni utrudnione zadanie. Są oni jednak przy drugiej drużynie i się im przyglądamy i jeśli jest możliwość to zapraszamy na treningi z pierwszą drużyną.

Chcieliśmy też popracować nad odmłodzeniem kadry. Jednak biorąc pod uwagę, że mamy tutaj zawodników, z którymi w Bełchatowie pracowałem wcześniej i chciałem to robić teraz, to liczyliśmy się z tym, że z częścią doświadczonych graczy będziemy zmuszeni się pożegnać. W ich miejsca przyszli młodsi zawodnicy – Czerech, Bartosiński, Nowakowski, Kwaczreliszwili, Gryszkiewicz, Niklas, Wysińki, Tomkiel, Kassyanowicz, Ostrowski. Oni wszyscy są wciąż młodzi i rozwojowi. Nie są po drugiej stronie góry, bowiem dopiero się na nią wspinają. Do tego ci, którzy zostali i wywodzą się z Bełchatowa dają naprawdę wiele. Bartek Bartosiak przeżywa drugą młodość (śmiech), “Grzelu” dobrze wykonywał zadania pod nieobecność Szymorka w okresie przygotowawczym, ale Mateusz też już wrócił. Do tego Łukasz Wroński jest ciągle w formie. Serek Napolov i Artur Golański może nie jest stąd, ale spędzili już tutaj tyle czasu, że powinni dostać papiery z Bełchatowa (śmiech). To są zawodnicy, którzy mają określoną jakość, trzymają szatnię i wspomagają młodszych kolegów.

Zdrowa szatnia jest dla mnie niezwykle ważna. Tutaj ją mamy, a ja wspieram zawodników w tym, by tak pozostało. Dzięki temu możemy piąć się w górę. Na tym to polegało, by usiąść z dyrektorem Marcinem i na podstawie możliwości przedstawionych przez prezesa rozmawialiśmy o tym, co zrobić ze składem. Muszę przyznać, że dyrektor bardzo zaufał mi w tym procesie. Pomógł nam też Tomek Zadworny przy kontraktach z młodymi zawodnikami. Miał rozeznany rynek i Oliwier Niklas to osoba zaproponowana przez Tomka. Było kilka rozmów i na bieżąco dyskutowaliśmy, jak to ma wyglądać. Kształt tej drużyny wciąż się buduje. To jest czas formowania się zespołu. Na ten moment jestem zadowolony z tego, co mam. Można było mieć coś więcej, ale nie zapominajmy, że ograniczają nas środki. Mamy charakterną, jakościową i przyszłościową drużynę.

Podpisano ostatnio umowę z Kubą Polińskim. To ostatnie wzmocnienie w tym okienku?

Jeszcze nie. Zawsze wychodzę z założenia, że jeżeli okienko transferowe się zamyka to nie mam możliwości na nic i wchodzę w proces treningowy z graczami, których mam.

Patrząc na kadrę od samego początku i analizując ruchy do klubu to najpierw rzuciły się w oczy dwaj stoperzy – Bartosińki i Czerech. Ten duet wygląda lepiej od tego, który mieliśmy w ostatnich miesiącach przy Sportowej. Awans do 1. ligi z panem u steru zawdzięczaliśmy solidnej obronie. GKS stracił najmniej (22) bramek w lidze, ale też niewiele strzelał. Czy obecny zespół może mieć podobny styl i statystyki? A może ofensywni gracze jak Bartosiak czy Gryszkiewicz się nam rozstrzelają?

Ja im tego życzę, żeby tak było. Konkurencja będzie powodować, że ci gracze będą się rozwijali. Ja naprawdę patrząc teraz na Bartka Bartosiaka, jak się teraz prezentuje i jak się spisuje jako pierwszy obrońca jestem pod wrażeniem. On ma w sobie instynkt znajdowania się w polu karnym. To jest coś, czego nie da się kupić. Trzeba mieć też trochę charakteru, by pracować w polu karnym bez piłki i moi gracze to mają. Bardzo mnie to cieszy widząc, że napastnicy wiedzą o tym, że nie tylko finalizujemy ataki. W piłce są też momenty, w których trzeba bronić i tutaj nie ma taryfy ulgowej. Wszyscy bierzemy udział w bronieniu. Skupiamy się na bronieniu, ale nie wyłącznie. Podam ciekawostkę, że praktycznie cały mikrocykl przed ŁKS-em Łomża był poświęcony atakowi.

To nie jest tak, że przyjeżdża do nas lider, a my cały tydzień będziemy przygotowywać obronę. Wiemy, w których momentach należy więcej akcentować bronienia i teraz możemy dyskutować, jak to wygląda w procesie. Z tym jest różnie i teraz mam poczucie, że 80% w mikrocyklu przed Łomżą poświęciliśmy na fazę z piłką. We wszystkim trzeba znaleźć balans i umiar. Patrzę oczywiście na statystki. Cieszy mnie fakt, że mało bramek tracimy. Oczywiście chciałbym, żebyśmy każdą swoją szansę w ofensywie wykorzystywali. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie wszystko będzie wpadało. Nawet Manchester City nie wykorzystuje każdej sytuacji.

Kandydatów do wykorzystywania tych okazji jest wielu. Znakomicie z Bełchatowem przywitał się Oliwier Niklas. Pamiętamy z poprzedniej kadencji, jak przy Sportowej 3 eksplodował talent Przemka Zdybowicza czy Dawida Kocyły. Potrafi pan pracować z młodymi, ofensywnymi graczami. Czy Niklas ma szansę pójść ich drogą?

Też mu tego życzę i przyglądam się jego rozwojowi. Jest to zawodnik ze sporym potencjałem, który lubi grać i atakować przestrzeń, świetnie czuje się w ataku szybkim. Ma jeszcze trochę do nauki, ale to jest młody zawodnik. Mimo to, w ważnym dla nas meczu z Jagiellonią dał próbkę swoich możliwości. Przypomnę, że 30 minut graliśmy tam w osłabieniu, zmieniliśmy strukturę ustawienia i najbardziej wysuniętym zawodnikiem był właśnie Oliwier. To on dawał wytchnienie naszym obrońcom i pomocnikom wydłużając pole gry, pressując przeciwnika czy dostając piłkę w przestrzeń. Zrobił wiele dobrego, a mógł jeszcze strzelić bramkę. Napracował się niemiłosiernie. Następny mecz skończył już z bramką. To jest pocieszające.

To jest młody zawodnik i z pewnością będą się przytrafiały – oby jak najrzadziej – słabsze występy. Myślę, że to jest chłopak, który da nam wiele radości. Cieszę się, że mamy zawodnika z takimi predyspozycjami i liczę, że będzie nabierać pewności w działaniach, będzie się rozwijać i będzie ważną postacią. W jednym z wywiadów powiedziałem, że na razie drzwi zamykają mu doświadczeni gracze, lecz na dobrą sprawę one są otwarte dla każdego, kto tylko pokazuje swoją dyspozycję. Jednak on ma się rozwijać. Z młodymi zawodnikami jest jak z jabłkiem – jak zerwiemy natychmiast zielone to nikomu nie będzie smakowało. A jak cierpliwie poczekamy aż nabierze rumieńców i kolorów to wtedy będzie miało smak, więcej witamin i korzyści dla wszystkich.

Cierpliwość się przyda nie tylko Oliwierowi, bowiem mecz z Legią II Warszawa został przełożony. To duże wyzwanie, gdy zespołowi idzie, są punkty i dobra gra, a nagle tego starcia o stawkę nie ma? W zamian był sparing z Polonią Warszawa.

Myślę, że nie ma sensu tak do tego podchodzić. Mecz kontrolny dał nam to, że będziemy dalej w cyklu meczowym. Do tego mierzyliśmy się ze świetnym rywalem. Na podstawie gry z pierwszoligowcem zobaczyliśmy, w jakim miejscu jesteśmy. Była to okazja do przyjrzenia się testowanych graczom. To nie my zdecydowaliśmy o tym, że nie gramy meczu z Legią. Nie ma co rozdzierać szat. Trzeba to zaakceptować i tyle. Ponadto zawodnicy mogli sobie nieco dłużej odpocząć. Za chwilę wchodzimy w kolejny etap przygotowań i jedziemy dalej.

 To był ciekawy mecz, bo z Polonią przyjechał Mariusz Pawlak, którego pan zastępował za pierwszym razem na stanowisku trenera GKS-u.

Z Mariuszem mam bardzo dobre relacje. Cieszę się, że przytrafiła nam się taka okazja do rywalizacji. Pogratulowałem Mariuszowi objęcia sterów Polonii, wrócił praktycznie do siebie. Już jest po debiucie i zwycięskim meczu, więc optymistycznie rozpoczyna pracę, ale ma też wiele pracy z drużyną.

Na koniec mam kilka pytań już spoza Bełchatowa. Parę lat minęło odkąd po raz ostatni pan w Bełchatowie przebywał. Dla tych którzy, nie śledzili pana kariery: GKS Tychy, z którym walczył pan o ekstraklasę. Potem było Zagłębie Sosnowiec, a w międzyczasie także Polsat Sport. Który z tych momentów wspomina pan najlepiej?

Tak naprawdę każdy wniósł wiele doświadczeń, lekcji i refleksji do mojego życia i rozwoju. Cieszę się bardzo, że to się tak rozgrywało. Po Bełchatowie miałem kilka bardzo poważnych ofert. Wybrałem GKS Tychy i ten pierwszy sezon, który nie zaczęliśmy za ciekawie, ale skończyliśmy z najlepszym od 43 lat wynikiem tyszan. Zdobyliśmy 63 punkty, co dało nam tylko baraże i właśnie z Górnikiem Łęczna przegraliśmy w rzutach karnych. Jednak w następnych trzech latach drużyny, które zdobyły punkt mniej od nas awansowały do ekstraklasy. Nam 63 punkty – naprawdę świetny wynik – dały tylko miejsce barażowe. Kto wie, w którym człowiek byłby miejscu, gdyby stało się inaczej? (śmiech) Nie zachodzę w głowę jednak i nie myślę o tym. Dobra średnia punktowa, dużo doświadczeń.

Potem trafiłem do telewizji, gdzie byłem ekspertem i komentatorem Polsatu Sport. Inna specyfika, choć ciągle przy piłce. Potem niesamowita sprawa z Zagłębiem Sosnowiec, moim rodzinnym klubem. Jeśli popatrzymy na poprzedni sezon i weźmiemy pod uwagę średnią punktową, to spośród czterech trenerów ja mam największą.  Zagłębie niestety opuściło 1. ligę, a jedyne dwa zwycięstwa w lidze odniosło pod moją wodzą. Paradoks tego wszystkiego jest taki, że były to dwa zwycięstwa nad Lechią Gdańsk i GKS-em Katowice, czyli klubami, które awansowały bezpośrednio do ekstraklasy. W tym trudnym momencie dla Zagłębia sam siebie poznawałem. To była niesamowita lekcja. Teraz nadszedł czas GKS-u Bełchatów i życzę sobie, piłkarzom i kibicom, żebyśmy wspólnie odnosili takie sukcesy jak za moim pierwszym pobytem tutaj. Zdaję sobie sprawę, że długa droga przed nami. Choć wygląda obiecująco. Musimy się doskonalić w każdym aspekcie klubowym i doprowadzić do wspólnych sukcesów.

Na koniec pytanie kulinarne. W kwietniu 2020 roku na pana profilu w mediach społecznościowych pojawił się filmik, na którym przygotowywał pan pesto. Co zatem poleci szef kuchni Artur Derbin kibicom przed kolejnym meczem GKS-u?

A to ciekawe pytanie, zaskoczyłeś mnie! (śmiech) Wyjaśniając genezę tego filmiku pamiętam, że zaczynała się pandemia i jedna z telewizji poprosiła, bym coś nagrał w tym okresie dla kibiców. Oni tego nie wykorzystali, więc wrzuciłem to sam. A co do polecania… Musiałbym trafić w gusta wielu sympatyków. Nie będę mówił o konkretach, bo każdy lubi co innego. Najlepsze danie chcemy zaprezentować na boisku. Niech to będzie crème de la crème, który zaspokoi piłkarskie podniebienia kibiców GKS-u Bełchatów.