WYWIAD GKS.NET.PL

Marcin Krzywicki: Dla mnie liczy się tylko awans

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

– W II lidze często umiejętności piłkarskie schodzą na dalszy plan i jest ogromna młócka i walka fizyczna. Mam nadzieję, że wyjdziemy z tego obronną ręką – mówi Marcin Krzywicki w rozmowie z GKS.net.pl.

Damian Agatowski: Marcin, masz 29 lat, GKS jest dziesiątym klubem w twojej karierze. Z tobą nie wytrzymują, czy ty nie wytrzymujesz, skoro tak często zmieniasz kluby?

Marcin Krzywicki: Ale zaczęliście tą rozmowę (uśmiech). Nawet nie wiedziałem, że to jest dziesiąty klub. Zazwyczaj nigdy tego nie liczyłem. Było ich trochę. Czy ze mną nie wytrzymują? Nie, myślę, że tak nie jest, bo ostatni okres miałem w Płocku, że trzy lata grałem i strzelałem bramki. Może nie było to 30-40 goli, ale kręciłem się zawsze koło tych 10. Późniejszy okres w Dolcanie też był raczej udany, bo 500 minut i 5 bramek. To nie moja wina, że klub się wycofał po pół roku. Uważam, że moglibyśmy walczyć o awans do Ekstraklasy z tą ekipą i trenerem Dźwigałą, natomiast okres w Chojniczance był fatalny no i cóż… Jestem dzisiaj w Bełchatowie i nie rozpaczam, bo po pierwszym okresie jestem zadowolony. W Chojnicach nie do końca mi się podobało, nie do końca układało i w pewnym momencie przestałem kompletnie grać, a więc mogę mieć pretensje tylko do siebie i żal za to, że nie dostałem szansy od drugiego trenera Macieja Bartoszka. Pewnie trener ciągle się gniewa za ten mecz z 2010 roku w Krakowie (uśmiech). To schodzi na dalszy plan. Dziś jestem w Bełchatowie i to się liczy.

Adam Kieruzel: Czy w przeszłości miałeś możliwość gry w GKS-ie?

– Oj nie. Po tym występie z Cracovią i po tym gang-bangu, jak to ujął Tomek Wróbel, oferta z Bełchatowa nigdy się nie pojawiała. Do momentu, kiedy pojawiła się w tym okienku transferowym.

D.A: Czym cię przekonał GKS, skoro zrobiłeś krok w tył i postanowiłeś tutaj zagrać? Przecież spadliśmy do II ligi.

– Warto nieraz zrobić krok w tył, żeby zrobić dwa do przodu. Tylko że powtarzam to od kilku lat, a nie zawsze to działa. Czym przekonał mnie Bełchatów? Ciężko powiedzieć konkretnie czym. Jestem po słabej rundzie i to był mój problem, że nie dostałem szansy w I lidze, nie mówiąc już o Ekstraklasie, a GKS Bełchatów jest bardzo poukładanym zespołem. Jeśli spojrzeć na otoczkę wokół klubu, na te obiekty, wszystko co się wokół dzieje, to tutaj naprawdę jest lepiej niż w wielu klubach w I lidze. Niektórych rzeczy, które są w Bełchatowie na porządku dziennym, brakowało w Chojnicach czy w Dolcanie. Dobrze zaaklimatyzowałem się już na początku i mam nadzieję, że ten dobry okres będzie trwał dłużej.

A.K: Jak wyglądała sytuacja wokół tego transferu? Zarówno klub, jak i ty do końca trzymaliście nas w niepewności, a transfer miał formę last minute.

– Myślę, że za późno rozwiązałem umowę z Chojnicami i to był mój problem. Nie ukrywam, były jakieś tematy z I ligi, ale to wszystko wysypało się na ostatnich prostych. Cieszę się, że pojawiła się oferta z Bełchatowa. Czy trzymałem w niepewności? Prezes miał trochę pretensje, bo dzień przed podpisaniem umowy, chłopaki z Centralnej Ligi Juniorów poprosili mnie o zdjęcie, a ja głupi nie pomyślałem i zrobiłem sobie na tle boiska. Prezes powiedział mi później, że to jest problem, bo miał tyle telefonów, że nie nadążał odbierać. Zresztą ja to samo miałem z klubów łódzkich i wszystkich okolic, a więc wywołało to trochę burzę, a teraz fajnie się skończyło. Podpisałem umowę, dobrze zacząłem rozgrywki i mam nadzieję, że to będzie trwać.

A.K: Dobrze zamaskowałeś się zdjęciem Dziennika Łódzkiego, bo pojawiły się spekulacje na temat Widzewa i ŁKS-u.

– Po tym zdjęciu był chyba największy bum, bo wtedy zaczęły się telefony do mnie i do prezesa. Tę gazetę do zdjęcia układałem bardzo długo, żeby zakryć klubowe barwy w klubowej restauracji, ale udało się i rzeczywiście wiele osób dało się nabrać. Widać jak niewiele potrzeba, by wywołać jakąś burzę.

D.A: Mówisz, że klub jest organizacyjnie poukładany, ale czy sportowo jest to dla ciebie miejsce do rozwoju, czy następny przystanek, z którego  możesz się wybić wyżej?

– Jeszcze pierwszej pensji nie dostałem, a więc nie wiem czy tak organizacyjnie jest poukładane, natomiast otoczka jest super. Atmosfera jest w szatni znakomita i aż chce się trenować. Ja w ostatnim okresie w Chojnicach naprawdę już za karę chodziłem na treningi, bo wiedziałem, że w meczach nie będę grał, a trenowałem tylko i wyłącznie dla siebie. Plany na przyszłość? Ja nie planuję, bo nie wiem co będę robił za dwie godziny jak skończymy rozmawiać i nie wiem co będzie dalej. Kontrakt mam podpisany na rok z pewnymi klauzulami zimą. Skupiam się na tym by była to moja runda, a później będę myślał co dalej. Pójdę albo po podwyżkę do pana prezesa albo do Ekstraklasy. Mam nadzieję, że GKS i ja będziemy zadowoleni. Czuję się tutaj dobrze i na razie nie wyobrażam sobie odchodzić.

A.K: Co powiesz o kibicach w Bełchatowie, bo na pewno nie zdarzyło ci się w żadnym klubie, by po 15 minutach w debiucie trybuny skandowały twoje imię i nazwisko. Czy czujesz ich duże wsparcie?

– Rzeczywiście to było miłe, słyszałem to. Nawet chłopaki w szatni się śmiali, że jeszcze wychowankowie nie mieli okazji, by usłyszeć z trybun coś takiego, dlatego był to dla mnie ogromny szok. Moje wejście było dobre i to cieszy, to jest fajne. Ja się śmieję, że pobiegłem teraz do trybun, bo tak dawno bramki nie strzelałem, że nie wiedziałem jak się cieszyć.

D.A: To było zaplanowane czy wyszło spontanicznie?

– Spontanicznie wyszło. Ludzie mówili do mnie po meczu, że muszę jakąś cieszynkę wymyślić, bo nie wiem co robić. Pobiegłem teraz w stronę kibiców, była ogromna radość, podobała mi się atmosfera i mam nadzieję, że tak będzie na kolejnych meczach.

A.K: Co możesz powiedzieć do osób, które po twoim przyjściu na Sportową hejtowały ten ruch?

– Ja już jestem tak uodporniony na hejty, że w ogóle mnie to nie rusza. Najlepsze jest to, że te wpisy czytam. Mówią, że nie powinno się tego czytać i całkowicie od tego odciąć, a mnie czasami zdarzy się nawet wejść w polemikę z takimi ludźmi. Staram się robić to jednak tak elokwentnie, że dana osoba już trzeci czy drugi raz nie napisze.

A.K: Najczęściej kończy się to tak, że ty otrzymujesz 200-300 lajków, a ta osoba 10.

– Jeśli patrzysz przez pryzmat lajków, to tak najczęściej się kończy. Każdy może mieć swoje zdanie, nawet po tych trzech kolejkach zdarzają się osoby, które krytykują. Ja muszę robić to co do mnie należy. Teraz robię to dobrze i zdaje sobie sprawę, że jak będę to dalej robił, to będzie okej, a jak dwa mecze mi nie wyjdą, to znowu będę najgorszy.

D.A: No właśnie. W GKS-ie od paru sezonów brakowało typowego egzekutora. Teraz przychodzisz ty, 3 mecze, 3 bramki, skuteczność godna podziwu. Czy kibice w Bełchatowie mogą odetchnąć z ulgą i powiedzieć „mamy prawdziwego napastnika”? Bo pomijając Chojniczankę, jesień w Dolcanie miałeś dobrą, wcześniej Wisła Płock, Unia Janikowo i po 10 bramek w rundzie.

– 14 w całym sezonie (uśmiech).

D.A: W każdym razie, czy wydaje ci się, iż możesz zapewnić drużynie 8-10 bramek w rundzie? Trzy już masz.

– Najlepiej to jak byśmy się umówili za 2-3 tygodnie, bo wiadomo jak to bywa. Teraz jest fajnie, super, i przede wszystkim czuję się świetnie, bo mam taki głód piłki, że mógłbym po 180 minut biegać i grać w piłkę. To że strzelam, cieszy. Oby to się przerodziło w serię i trwało do końca, bo wtedy kibice będą zadowoleni i ja będę zadowolony. Moja medialność jest bronią obosieczną. Jak idzie, to wszyscy cię pompują, chwalą i klepią po plecach, a jak nie idzie, to w komentarzach się pali.

D.A: Dziś strzelasz bramki dla GKS-u, ale w swojej przeszłości strzelałeś bramki przeciwko nam. Chociażby w Krakowie, czy nawet w zeszłym roku jesienią jak przyjechałeś z Dolcanem Ząbki. Czy koledzy, którzy teraz są w szatni, a grali w tamtym meczu nie wypominają ci tego?

– Nie wypominają. Pamiętają natomiast o meczu Cracovia – GKS, bo o nim chyba wszyscy pamiętają. Przy każdej okazji było mi to przypominane i to jest mega miłe. Wtedy emocje były ogromne, a chciałbym takie emocje przeżywać ciągle. Takie mecze zdarzają się raz na 100 lat i kiedy teraz coś takiego się przydarzy? Cytat Tomka Wróbla żyje do dzisiaj i jest przytaczany przy okazji każdego pojedynku z Cracovią. To była super sprawa.

D.A: Z którym z zawodników GKS-u masz najlepszy kontakt? Czy przychodząc tutaj znałeś już prywatnie któregoś piłkarza?

– Z wszystkim się znałem z boiska, ale nie znałem nikogo prywatnie. Natomiast w szatni siedzę z młodymi mimo swojego wieku. Wyglądam na 21 lat, dlatego młodzi mnie przygarnęli i siedzę obok „Papiego” (Agwana Papikjana – red.) i reszty młodych chłopaków.

D.A: Sprawdzałem twoje statystyki z poprzednich klubów…

– Zaczyna się…

D.A: W wielu zdarzało ci się zdobywać po dwie bramki, tak w Unii Janikowo, w Wiśle Płock, jak i w Dolcanie, ale hat-tricka nie ujrzałem. W Młodej Ekstraklasie w Cracovii dwa razy strzeliłeś. Kiedy w Bełchatowie ustrzelisz?

– To jest prawda. Często było mi to wypominane. W Janikowie miałem taki okres, że strzelałem po dwie bramki i najczęściej był śmiech, że albo dwie, albo w ogóle. W Bełchatowie też zacząłem od dwóch. Ten hat-trick w Młodej Ekstraklasie się przydarzył z Lechem pod dowództwem Kamińskiego, ale w piłce seniorskiej chyba nie. Ostatnio najbliżej byłem w Dolcanie, kiedy dwie bramki strzeliłem w meczu z Arką i mało brakowało, aby ta trzecia wpadła. Ja jednak nie myślę w ogóle w tych kategoriach. Skupiam się na ciężkiej pracy, bo wiem, że to może być mój ostatni dzwonek. To są banały, że drużyna musi wygrywać, ale ja sobie nie wyobrażam by Bełchatów był dłużej w II lidze niż jeden sezon. Każdy ma ambicje. Jest dużo młodych chłopaków, którzy chcą grać wyżej, a ja jestem tutaj trzeci rocznikowo, co mnie przeraża. Zawsze byłem jednym z młodszych. Moje bramki, jeśli mają się przyczynić do awansu, to mogę ich strzelać po pięć. Chciałbym, ale nie wiem czy dam radę.

A.K: Pracowałeś z wieloma trenerami, takimi jak Jurij Szatałow, Dariusz Dźwigała, czy Artur Skowronek. Jak oceniasz warsztat trenerski Andrzeja Konwińskiego. Czy jego metody pracy różnią się od tych poprzednich trenerów, a jeśli tak to jak bardzo?

– Muszę teraz przypompować trenera… Nie nie, śmieję się. Trudno mi się wypowiadać o metodach trenera, skoro jestem tu dopiero od trzech tygodni. Póki co docieramy się, poznajemy, bo tutaj była ogromna rewolucja. Sporo przyszło i sporo odeszło.

D.A: Praktycznie co sezon jesteśmy przyzwyczajeni do wagonów, które przyjeżdżały z testowanymi zawodnikami.

– Docieramy się. Znam trenera po zwycięstwie, znam trenera po porażce, nie znam trenera po remisie więc mówię, to też jest za wczesne pytanie. Mnie cieszy to, że gram i robię to co trener ode mnie wymaga. Ostatnio trener ciągle wzywa mnie na rozmowy indywidualne, na które zawsze ze strachu idę jak na skazanie. Zawsze są to jednak spotkania, z których dużo wynoszę. Potrzebne są takie indywidualne rozmowy.

D.A: Jak się przygotowujesz i mobilizujesz przed meczem? Jedni słuchają muzyki, drudzy się wyciszają, a co robi Marcin Krzywicki? Tweetuje?

– Dokładnie. Siedzi na Twitterze (śmiech). Właśnie ostatnio ktoś mnie pytał jaki jest mój sposób na przygotowanie przed meczem. Nie ma nic konkretnego. Skupiam się chyba tylko na nawadnianiu i odżywianiu w dzień meczowy, bo to jest jedna z najważniejszych kwestii. Nie oglądam też przed meczem Cristiano Ronaldo, Zlatana Ibrahimovicia, każdy mecz traktuję tak samo i nie mam jakiegoś specjalnego podejścia. Natomiast muzyka też jest, a teraz już w szatni są takie sprzęty, że słuchawki nic mi nie dadzą, bo słyszę to wszystko, to disco, które leci w szatni.

D.A: A kto teraz rządzi w szatni pod tym względem? Bo wcześniej byli to bracia Mak z Arkiem Malarzem?

– U nas leci najczęściej muzyka z telewizji, a więc kto pierwszy przejmie przejmie pilota ten puszcza muzykę. Ciągle leci Polo TV i na razie nie mam nic do gadania.

A.K: A jak już dopadniesz się do tego pilota to co wtedy włączysz?

– Co wtedy włączę? No też pewnie muzykę, bo nie pozwolą mi niczego innego. To musi być w szatni przed meczem i tak było w Chojnicach, w Dolcanie i w Płocku, i tak jest w Bełchatowie. Nic nowego.

A.K: Bardzo wiele osób śledzi twoje wpisy na Twitterze. Wielu pewnie po ich przeczytaniu uśmiecha się, a czy miałeś kiedyś jakieś nieprzyjemności z tym związane?

– Miałem, zawsze jak dostaję to pytanie to tylko jeden Tweet mi się kojarzy. Nie wiem czy kojarzycie jak kibice w Płocku się bardzo na mnie obrazili za tego Tweeta o Peterze Crouchu. Oglądałem kiedyś mecz Stoke, gdzie on występował i w ogóle w Anglii jest chyba taki zwyczaj, że nawet każda nieudana akcja jest oklaskiwana, mobilizowana, a w Polsce różnie jest z tym. Zepsujesz to cię wyśmieją, a jak przegrywasz ten mecz to zaczną cię wyzywać i napisałem właśnie, że…

D.A: To musiało być mocne…

– To nie było skierowane do kibiców w Płocku, tylko do kibiców na meczach wyjazdowych, gdzie słyszę jakieś docinki. Najczęściej jednak śmieję się z tego i właśnie dlatego wrzuciłem to w takiego tweeta, który niekoniecznie się spodobał. Miałem nawet rozmowę w klubie, dostałem pismo z naganą, ale obyło się bez kar finansowych. Dzisiaj mnie to bawi i wtedy też mnie bawiło, bo ci co mnie znają, wiedzieli o co chodzi, ale niektórzy mogli to odebrać inaczej. Ja tych kobiet nie chcę, nie muszą ich chować.

D.A: Czy komuś udało się przeprowadzić z tobą wywiad bez żartów, czy ta autoironia jest twoim sposobem w kontaktach z ludźmi?

– Na poważnie to sobie rozmawiajcie z prezydentem. Tak już się chyba utarło od momentu założenia Twittera i Facebooka, że wywiady ze mną tak wyglądają. Ze mną też można czasami na poważnie pogadać, ale wolę jednak luźną rozmowę niż oficjalną. Każda rozmowa ze mną jest podobna, czyli raczej na wesoło i najczęściej mam więcej pytań o Twittera niż o piłkę. Mam nadzieję, że w końcu to zmienię.

A.K: Czy w szatni też jesteś taki zdystansowany i rozluźniony?

– Każda szatnia ma osoby, które odpowiadają za atmosferę. Zazwyczaj staram się być taką osobą, natomiast początki mam takie, że jestem spokojny, cichutki, w szatni siedzę z młodymi i skupiam się na ciężkiej pracy. Oczywiście, są żarty, jak w każdej innej szatni. Książki można pisać o tym, co się dzieje w szatniach. Może kiedyś taką sam napiszę (śmiech). Każda szatnia musi mieć gości od atmosfery i w Bełchatowie też są takie osoby.

D.A: A kto konkretnie?

– Jest dużo takich chłopaków. Zgardi (Szymon Zgarda – red.) jest jedną z takich osób, które brylują. Wiem, że wcześniej były Maczki, oni są nie z tej ziemi. Z nimi można lać ze śmiechu non stop. Jak miałbym wymienić jeszcze inne osoby to są nimi Klepa i Grolo (Adrian Klepczyński i Marcin Grolik – red.), którzy w ogóle swoim stylem bycia rozśmieszają.

D.A: Jesteś w Bełchatowie krótko, ale czy zdążyłeś już mniej więcej poznać miasto? Coś ci się spodobało, zainteresowało?

– Na razie znam stadion i dwie restauracje. Trochę spacerowałem. Nie jest to jakaś metropolia żeby można było zwiedzać. Póki co, odwiedzam tylko miejsca, gdzie można coś zjeść i klubowe obiekty. Wielu to może zszokować, ale nie byłem jeszcze w galerii. Jak zespół przegrywa to kibice mówią o piłkarzach, że po galeriach łażą. Ja natomiast jeszcze tam nie byłem. Buenos, Marcepan i klub. To wszystko na razie.

A.K: Wracając do tematów bezpośrednio związanych z GKS-em, jak oceniasz kibiców i doping w trakcie spotkania z Rakowem?

– Bardzo pozytywnie przede wszystkim właśnie po meczu z Rakowem.

D.A: Z Zambrowem to był trochę piknik?

– No tak. Ta pierwsza kolejka, pewnie dla wielu przeciwnik też mniej ciekawy niż Raków, natomiast Częstochowa i my zmobilizowaliśmy się. Ja byłem pod ogromnym wrażeniem. W Chojnicach tego nie miałem, a tam każdy mecz był porównywalny do tego u nas z Olimpią Zambrów. Kibice mocno się zmobilizowali i ta otoczka była super. Zaczynając od oprawy, od rac, do dopingu naszego i Rakowa. Myślę, że to nie był jednorazowy wyskok, bo widać, że kibiców stać na wiele. My tylko musimy ich udobruchać dobrymi wynikami.

D.A: O co będzie grał GKS w tym sezonie? Macie postawione jakieś cele? Rozmawiacie o tym w szatni, czy koncentrujecie się na kolejnych spotkaniach?

– Czekam jaką premię zaproponują za awans (śmiech). Nie no, tak na poważnie, to ja sobie nie wyobrażam być dłużej w II lidze mimo, że fajnie się gra i fajnie to na razie wygląda. Każdy ma ambicje, żeby grać wyżej. Ja przyszedłem do Bełchatowa po to, żeby wrócić jak najszybciej do I ligi. Cel jednak nie jest postawiony z góry, nic nie było powiedziane, bo niby organizacyjnie jest okej, ale jednak po tych dwóch spadkach jest galimatias. My nie jesteśmy jeszcze zgrani, ta drużyna jest całkiem nowa. Wygraliśmy pierwsze dwa mecze, a teraz mam nadzieję przydarzył się wypadek przy pracy, choć Raków moim zdaniem był zespołem lepszym w tym meczu. Ja bym chciał bardzo awansować i to jest jedyna moja myśl.

A.K: Mecz z Rakowem pokazał, że II liga nie będzie taka łatwa, ale z drugiej strony nie ma w niej aż tak dużej liczby zespołów, które chcą się bić za wszelką cenę o awans.

– Aaa… To się tak mówi. Zawsze, gdy sezon się zaczyna to na 18 drużyn 16 chce awansować. Wiadomo, że główni faworyci to Raków i Radomiak, bo oni raczej tego nie ukrywają. Ta liga jest specyficzna. Tu każdy będzie wygrywał. Ja już miałem przyjemność grać na tym poziomie i wiem, że będą tutaj szalone mecze. Tu często umiejętności piłkarskie schodzą na dalszy plan i jest ogromna młócka i walka fizyczna. Mam nadzieję, że wyjdziemy z tego obronną ręką, bo mamy dobrych piłkarzy oraz paru „chamów”, którzy sobie nie pozwolą na boisku na wiele. Dla mnie liczy się tylko awans i dla chłopaków pewnie też.

A.K: Czy termin reprezentacja i Marcin Krzywicki mówi ci coś? Opowiedz nam o tym epizodzie w swojej karierze.

– To wszystko było szalone. Powołanie rzeczywiście było, natomiast ja kilka dni wcześniej grałem finał Pucharu Polski w III lidze w okręgu bydgoskim, gdzie z Zawiszą wygrałem Puchar Polski, a za parę dni grałem w europejskich pucharach w barwach Cracovii i właśnie potem dostałem powołanie do reprezentacji. Zadebiutowałem w Ekstraklasie i to było szalone. Uważam, że to wszystko mnie przerosło, bo nie wiem czy w ogóle byłem gotowy by grać wówczas w Ekstraklasie. Mając dzisiejsze doświadczenie, poukładane w głowie i umiejętności, obroniłbym się grając w Ekstraklasie. Wtedy chyba to wszystko wydarzyło się w złym czasie nieco za szybko. Natomiast w reprezentacji się nie pojawiłem, bo pojawiła się kontuzja. Gdyby nie ona, może teraz rozmawialibyśmy w Madrycie (uśmiech). Do reprezentacji byłem powołany przede wszystkim dzięki trenerowi Zamilskiemu i Ulatowskiemu, który współpracował z trenerem Beenhakkerem. Natomiast trener Zamilski w U-21 prowadził mnie w ataku z „Lewym”. Nawet ostatnio czytałem wywiad, ze wyglądałem lepiej niż „Lewy”. Ja dziś w ataku gram z Papikyanem, a z kolei Lewandowski z Muellerem. Nie lubię wracać. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Ja już pewnie w Bayernie nigdy nie zagram, w Juventusie też chyba nie. Chyba że w tym z ochrony (śmiech). Cóż, jestem w Bełchatowie i nie wracajmy do tego, bo to nic nie zmieni. Z reprezentacji też zrezygnowałem (uśmiech).

A.K: Pojawił się temat Rafała Ulatowskiego. Czy on będąc trenerem GKS-u nie proponował ci przyjścia tutaj do klubu? Pracowaliście razem w Cracovii.

– No i pewnie dlatego mi nie proponował (śmiech). A poważnie, to trener Ulatowski był moim zwolennikiem, bo znał mnie z reprezentacji U-21 i kiedy trafił do Cracovii i tam się spotkaliśmy, to za jego kadencji trochę pograłem. Może nie regularnie, ale dostawałem szanse i miałem z nim dobry kontakt. Za każdym razem kiedy przyjeżdżałem do Bełchatowa, gdy trener był w GKS-ie, to miło się wspominaliśmy. Natomiast nigdy tematu mojego przyjścia do Bełchatowa nie było, a przynajmniej sobie nie przypominam.

D.A: Czy wierzysz, że uda ci się jeszcze kiedyś zagrać w Ekstraklasie i poprawić swój wynik strzelecki, który wynosi…?

– Jeden! (śmiech). Każdy ma jakieś ambicje. Jeszcze wierzę, że mnie stać i tak jak wcześniej powiedziałem żałuję, że drugi raz nie trafiłem do Ekstraklasy po epizodzie w Cracovii. Byłem tam za długo, bo 4 czy 5 lat. Ciągle byłem wypożyczany, rozpakowywałem co chwilę walizki, strzelałem gdzieś gole, wracałem do Cracovii, dostawałem 10-15 minut i znów na wypożyczenie. I tak w kółko i w kółko. Nie powiem, że zmarnowałem ten czas, bo same treningi w Ekstraklasie, czy te krótkie epizody coś mi dały, natomiast chciałbym wrócić. Póki co, nie ma o czym mówić, bo jestem dwa poziomy niżej i na razie skupiam się na strzelaniu w Bełchatowie. Jeśli po każdych trzech kolejkach będę miał 3 gole to może i zaraz do Bundesligi trafię (śmiech).

A.K: Czego najbardziej żałujesz w swojej karierze?

– Niczego. W ogóle nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Żałuję, to nieodpowiednie słowo. Kwestia niektórych wyborów mogła być inna. Idąc do Cracovii, miałem jeszcze oferty z Lechii Gdańsk i Legii Warszawa. Wtedy wybrałem Cracovię, bo obiecano mi regularną grę i rzeczywiście taka była, a ja tej szansy nie wykorzystałem. Może gdybym poszedł gdzie indziej, to wyglądałoby to inaczej. Miałem propozycję gry na Ukrainie w Wołyniu Łuck, tam też mnie chcieli wykupić. Cracovia chciała mnie wypożyczyć, w końcu się nie dogadali, a ja za trzy tygodnie zerwałem więzadła krzyżowe w Radzionkowie. To wszystko było kwestią wyborów, ale czy żałuję? Nie. Co mi to da, ze teraz będę żałował? Nic.

D.A: Pochodzisz z Bydgoszczy. Śledzisz wydarzenia związane z Zawiszą?

– Śledzę, śledzę. Bardzo daleko od Zawiszy byłem w piłce seniorskiej. Trafiłem tam na krótki okres i nie było mi dane tam wrócić. Teraz też pewnie bym nie chciał, bo tam jest B-klasa. Szkoda, że to tak wygląda. Mam tam mieszkanie przy samym stadionie i wiele rzeczy mnie wiąże z klubem. Całe życie juniorskie tam przeżyłem, znam każdy kąt tego klubu. Jeden z kibiców z Bydgoszczy powiedział mi ostatnio, że o Zawiszy już nawet Bóg zapomniał i te słowa zapadły mi w pamięć. Teraz wszystko zaczyna się od nowa. W Bydgoszczy przeżywali to już kilkakrotnie, po Hydrobudowie czy po różnych ekscesach. Jest tam jednak moda na Zawiszę, tam musi być piłka. Szkoda, że są takie konflikty z prezydentami i prezesami. To martwi, ale cóż, ja póki co jestem w Bełchatowie i to co tam się dzieje boli, ale nie jest też tak, że z tego powodu płaczę.

D.A: Jak się skończy piątkowy mecz z Polonią Bytom? Jedziecie po zwycięstwo czy zadowoli was remis?

– Nie no, gdzie remis! Tylko zwycięstwo, choć Polonia robi bardzo dobre wrażenie. Nie spodziewałem się, że tak będą grać swoje mecze. Prześledziłem dwa dni temu kadrę i to nie wygląda najgorzej. Nie będzie lekko, ale pamiętam ostatni wyjazd do Bytomia w barwach Wisły Płock. Strzeliłem tam dwie bramki i mam nadzieję, że znowu dwie ukłuję i będzie okej.