WYWIAD GKS.NET.PL

Mikołaj Grzelak: Zrobię wszystko, by GKS wrócił tam, gdzie jego miejsce

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

– To jest chyba wiadome wszystkim, że miejsce GKS-u jest co najmniej w I lidze, jak i nie w Ekstraklasie. Wiadomo, że to nie jest tak, że ja tutaj przyjdę i będzie awans za awansem. Cieszę się, że tutaj jestem i mogę pomóc. Zrobię wszystko, by GKS wrócił tam, gdzie jego miejsce – tak Mikołaj Grzelak wypowiada się na temat swojego powrotu do klubu. Zapraszamy do obszernej rozmowy z obrońcą „Brunatnych”

Bartek Domin (GKS.net.pl): Mikołaj, witamy w domu! Po czterech latach znowu będziesz miał okazję występować w barwach GKS-u Bełchatów. Jakie są Twoje pierwsze odczucia po powrocie do rodzimego klubu?

Mikołaj Grzelak (obrońca GKS-u Bełchatów): Na pewno duże sentymenty. Zostało też kilku zawodników z okresu, kiedy odchodziłem. Fajnie jest być w domu i grać dla klubu, w którym się wychowywałem. Wracam do Bełchatowa z pozytywną energią i mam nadzieję, że dam dużo od siebie zespołowi i wszyscy będą zadowoleni z tego, że wróciłem.

Bartek Majchrzak (GKS.net.pl): Urodziłeś się w Bełchatowie. Przeszedłeś przez wszystkie szczeble zespołu – od juniorów, przez Młodą Ekstraklasą, drużynę rezerw. A czego zabrakło, Twoim zdaniem, by zagościć na dłużej w pierwszej drużynie GKS-u, w której zagrałeś tylko dwa mecze w Ekstraklasie?

M.G.: Szczerze mówiąc, nie wiem. Może wtedy głowa „nie dojechała”. Przynajmniej tak na to patrzę teraz. Może też zabrakło odrobiny szczęścia, dania jednej szansy, może drugiej, a także zdrowia, bo kontuzja mi nie pomogła. Miałem trzy miesiące przerwy i ze mnie zrezygnowano. Ale takie jest życie.

B.D.: Czy masz żal do klubu, bądź osób zarządzających nim, że zbyt łatwo w tamtym czasie z Ciebie zrezygnowano?

M.G.: Ciężko nazwać to żalem. Tak to czasami jest, że w klubach różnie traktuje się wychowanków. Nie nazwałbym tego żalem, a może bardziej złością na siebie, że nie dawałem sygnałów, by wejść do pierwszej drużyny i być w niej ważną postacią. Do klubu i osób zarządzających żalu nie czuję.

B.M.: Tak jak mówiłeś, zagrałeś dwa mecze w Ekstraklasie w barwach GKS-u – były to krótkie epizody [mecze z Górnikiem w Zabrzu i Piastem Gliwice przy S3 – przyp.red.]. Jak wspominasz swoje występy w najlepszej lidze świata?

M.G.: (śmiech). Bardzo fajne. Super przeżycie. Z pewnością poziom adrenaliny bardzo wysoki, tym bardziej, gdy się debiutuje i to na stadionie w Zabrzu – wtedy co prawda jeszcze w budowie. Szkoda, że ten debiut nie nastąpił teraz. (śmiech). Tego nikt mi nie zabierze. Trenuję i gram po to, by wrócić do Ekstraklasy, bo to jest cel każdego zawodnika, by występować na jak najwyższym poziomie rozgrywkowym, czy w Polsce, czy za granicą. Bardzo miło wspominam te występy i cieszę się, bo nawet ostatnio sprawdzałem na InStacie urywki z tych meczów, w których wchodziłem na murawę.

B.M.: Mówisz, że chciałbyś wrócić do Ekstraklasy. W barwach GKS-u czy innej drużyny?

M.G.: Po to tu wróciłem, by pomóc zespołowi. Jeżeli będzie taka możliwość, to czemu nie.

B.D.: Dobrze pamiętasz ten swój debiut? Czy byłeś tak podekscytowany, że „dziura w pamięci” uniemożliwia ci wspomnienia?

M.G.: Nie, nie. Pamiętam wszystko. Nawet minutę, w której wszedłem. Na pewno w pamięci utkwił mi bardziej mecz z Górnikiem, bo to był mój debiut. Ale z meczu z Piastem także wszystko pamiętam – w końcu był to mecz przed własną publicznością. Fakt faktem był to ostatni mecz w roku przed przerwą zimową, było już trochę zimniej. Ale również jest to miłe wspomnienie. Tym bardziej, że na trybunach była moja rodzina.

gornik_gks_021112_36

B.D.: A na jakie pozycje wszedłeś w tych meczach?

M.G.: Najlepsze w tym wszystkim jest to, że w dwóch meczach wchodziłem na dwie różne pozycje. Na Górniku wszedłem na lewą obronę jak graliśmy w dziesiątkę i się broniliśmy. Ciężko się wtedy wchodzi na murawę, w szczególności obrońcy. A z Piastem wszedłem na lewe skrzydło, ale po trzech minutach Grzesiek Baran dostał czerwoną kartkę za nierozważny faul i przeszedłem do środka pola i tam dograłem do końca meczu.

B.D.: Obserwowałeś grę „Brunatnych” w trakcie występów w innych zespołach?

M.G.: Jasne, że tak! Cały czas obserwowałem i dopingowałem GKS. Jestem zawodnikiem. Piłka nożna to moja praca, zarabiam nią na życie, lecz nigdy nie ukrywałem, że jestem kibicem GKS-u. Tutaj się urodziłem, tu się wychowałem.

B.M.: Odchodziłeś z GKS-u, który grał w Ekstraklasie i I lidze. Wracasz do drużyny, która już trzeci sezon z rzędu będzie grać w II lidze. Czy grając w innych zespołach nie myślałeś sobie – „Miejsce GieKSy jest w Ekstraklasie. Muszę wrócić i pomóc!”?

M.G.: To jest chyba wiadome wszystkim, że miejsce GKS-u jest co najmniej w I lidze, jak i nie w Ekstraklasie, tak jak powiedziałeś. Wiadomo, że to nie jest tak, że ja tutaj przyjdę i będzie awans za awansem. Cieszę się, że tutaj jestem i mogę pomóc. Zrobię wszystko, by GKS wrócił tam, gdzie jego miejsce.

B.D.: Jesień sezonu 2014/15 spędziłeś w trzecioligowej Omedze Kleszczów. Wiosną 2015 roku grałeś już w Rozwoju Katowice, gdzie zagrałeś tylko jeden mecz. Trudny moment w karierze czy bardziej test charakteru?

M.G.: Trudny. Przejście z trzeciej ligi do drugiej, ten przeskok i takie zderzenie z 2. Ligą. Także szczęście nie pomogło w Katowicach i później już wiedziałem, że nie będę grał. Lecz wiedziałem również, że muszę ciężko pracować, bo jeżeli poprzestanę, to znowu spadnę w dół i szansa grania na tym poziomie rozgrywkowym może mnie ominąć.

B.D.: Czemu nie udało Ci się przebić w Katowicach do pierwszego składu?

M.G.: Nastąpiła tam szybka zmiana trenera. Po słabszym początku w miejsce trenera Dietmara Brehmera przyszedł trener Marek Koniarek, który postawił na innego prawego obrońcę. Notabene w tej rundzie, Rozwój awansował do I ligi. Po awansie zmienił się znowu trener i liczyłem, że mnie zauważy, bo miałem jeszcze rok ważny kontrakt, ale tak się złożyło, że nie. To była – tak jak powiedziałeś – próba charakteru, by się nie poddawać, bo to był moment kluczowy w tym wszystkim.

B.M.: Po tej nieudanej przygodzie w Katowicach, przeniosłeś się do Legionovii. Spędziłeś tam trzy sezony, rozegrałeś dziewięćdziesiąt spotkań i zdobyłeś trzy bramki. Byłeś też kapitanem tej drużyny. Co sprawiło, że czułeś się w Legionowie tak dobrze?

M.G.: Kurcze, nie wiem. Na pewno nielegionowskie powietrze, bo tam jest straszny smog. (śmiech) Tak jak mówiłem, po tym półroczu w Katowicach, gdzie nie grałem w pierwszym zespole, a tylko trenowałem i grałem w rezerwach, wiedziałem, że jeśli się poddam, to „spadnę” i będzie ciężko o powrót. Wydaje mi się, że zaowocowała praca wykonana już w Rozwoju. Nie ukrywam, że w Legionowie miałem łatwiej na początku, bo trener na mnie po prostu postawił i dał mi szansę. Czasami zawodnik potrzebuje, by ktoś w niego uwierzył, zaufał mu. Wtedy ta pewność siebie wzrasta i łatwiej jest nam pokazać swoje umiejętności na boisku. I tak właśnie było w Legionowie. Ale co sprawiło, że czułem się dobrze? Nie wiem, może pojawił się u mnie luz, pewność siebie i to wyszło.

B.D.: 9 września 2017 roku. Co mówi Ci ta data?

M.G.: To był mecz Legionovia – GKS, w którym strzeliłem bramkę, tak? W 91. minucie. A ja jestem rocznik 91 – to było nawet wtedy wspomniane.

B.D.: To był mocny rocznik w GKS-ie? Grałeś w nim ty, Bartek Bartosiak, Łukasz Budziłek…

M.G. Tak, wydaje mi się, że mocny. Bartek, „Budził” … I właściwie tylko my zostaliśmy z tych grających. Ale oprócz naszego rocznika, według mnie, silny jest także rocznik 94. Łukasz Wroński, Seweryn Michalski, Marcin Flis, Paweł Zięba – też dobrzy zawodnicy. Jednak „91” jest z pewnością lepszy – zawsze będę bronił swojego rocznika. (śmiech)

B.M.: Wracając jeszcze do spotkania GKS – Legionovia. Nie boisz się pierwszego występu po powrocie na S3? Pozbawiłeś nas jakże cennych trzech punktów (śmiech)

M.G.: Nie, nie… Ale ciężko się strzela swojej drużynie. Szczerze mówiąc to nawet nie przypuszczałem, że będę kiedyś grał przeciwko GKS-owi, nawet w II lidze. Zagrałem chyba cztery oficjalne mecze przeciwko GKS-owi [wszystkie w barwach Legionovii – przyp. red.]. Trudno się strzela przeciwko „Brunatnym”, ale jak już mówiłem – taka jest nasza praca.

B.D.: Mimo tego, że strzelałeś nam bramki i zabierałeś punkty, to chyba i tak zawsze nas to mniej bolało. W końcu wychowanek to wychowanek.

M.G.: Też tak słyszałem. W dniu meczu, w którym strzeliłem „GieKSie” bramkę, byłem u pani Basi, która przy Sportowej odpowiada za wydawanie sprzętu. Miała ona moją koszulkę z gry w Ekstraklasie, pokazała mi ją, zrobiliśmy sobie zdjęcie. Natomiast w rozmowie z rzecznikiem klubu, panem Michałem Antczakiem, rozmawialiśmy, że nie ma problemu, mogę strzelać bramkę, ale wtedy gdy będzie już 3:0 dla GKS-u, a ja strzelę honorową bramkę na 3:1. Jednak przytrafiło się tak, że była to bramka, która zabrała wam punkty.

B.M.: Wróciłeś do klubu i spotkałeś tutaj starych znajomych – Bartosiaka, Lenarcika, Rachwała. Do klubu wrócił także Mateusz Szymorek. Miałeś z nimi kontakt? Przekonywali cię do powrotu do Bełchatowa?

M.G.: Bartek to mój przyjaciel, którego pozdrawiam, więc byliśmy w kontakcie i często ze sobą rozmawialiśmy. Wiadomo, że podpytywałem Bartka, bo jego kontrakt też się kończył. Pytałem, czy zostaje czy nie, więc tak: mieliśmy ze sobą kontakt. Natomiast nie było z ich strony przekonywania , bym wrócił. Wiadomo, że mnie jako wychowanka nie trzeba było długo namawiać do powrotu, ale ten temat w naszych rozmowach również się przewijał.

B.D.: Nawiązując do „Bartasa”. Wasze pojedynki, starcia na boisku wywoływały u was większe emocje?

M.G.: Zdecydowanie. Czasy dzieciństwa, gdy graliśmy pod blokiem mecze osiedlowe – ja jestem ze Słonecznego, Bartek z osiedla Bińków – i często graliśmy między sobą, więc takie wspomnienia z pewnością posiadamy. I teraz przeniosło się to na inny poziom. Jednak w meczu się o tym nie pamięta. Głowa nastawiona jest na wygrywanie pojedynków i wszystko inne znajduje się poza myślami.

B.M.: Czyli „grając na Bartka” nie odkładasz nogi z racji Waszej przyjaźni?

M.G.: Nie, nie. W meczu nigdy. (śmiech)

B.M.: Czy oprócz propozycji od „biało-zielono-czarnych” miałeś jeszcze jakieś inne oferty? Z innych klubów, lig?

M.G.: Z II ligi nie – to była moja jedyna oferta. W Legionowie oczywiście też proponowali, bym został. Z niższych lig również były jakieś zapytania, ale GKS chciał mnie – bo to było najważniejsze, że nie tylko ja chciałem, ale i klub – i cieszę się, że tak się stało.

B.D.: Występowałeś w Rozwoju Katowice czy Legionovii. Masz porównanie z warunkami, jakie były tam, a jakie są w Bełchatowie. Jakbyś ocenił bazę treningową i wszystkie obiekty sportowe GKS-u z tymi, które zastałeś w innych klubach w trakcie swojej kariery?

M.G.: Często się na coś narzekało w Bełchatowie, gdy byłem jeszcze piłkarzem GKS-u. Jednak człowiek zdaje sobie sprawę z tego, co stracił, dopiero gdy odejdzie do innego klubu. Baza w GKS-ie Bełchatów – i nie jest to tylko moje zdanie, ale i ludzi, z którymi grałem w Rozwoju i Legionovii, a jest to bardzo duża liczba graczy – jest na poziomie Ekstraklasy. I to jest prawda. Wiadomo, że jest jeszcze potencjał na poprawę, zawsze można zrobić więcej. Jednak w Bełchatowie warunki do rozwoju są najlepsze, jakie mogą być. Boiska trawiaste, boisko sztuczne, siłownia, salka, odnowa biologiczna, mata zapaśnicza – nie ma na co narzekać. Nic tylko pracować.

B.M.: Będąc w Legionowie na meczu Legionovia – GKS, widziałem stadion z jedną trybuną. Za nią, bodajże jedno boisko sztuczne i halę sportową.

M.G.: Tak, tak. Ale śmieszne jest to, że na tej hali nie trenowaliśmy, bo trzeba było za nią płacić.

B.D.: To podobnie jak Wisła Kraków ze swoim stadionem.

M.G.: No tak, coś podobnego. Mieliśmy halę sto metrów od stadionu, gdzie mogliśmy przejść się na trening, lecz mimo to jeździliśmy po innych. Jak mówiłem chodziło o finanse. W tej hali grają siatkarki OrlenLigi oraz pierwszoligowi piłkarze ręczni. Ale wracając do piłki… Brakuje tam boiska trawiastego, na które trzeba było dojeżdżać do Warszawy na Marymont lub do Jabłonnej. To jest bardzo uporczywe dla zawodników, tym bardziej że dojeżdżaliśmy własnymi samochodami.

B.M.: Odchodząc od tematu infrastruktury, wróćmy do Twojej osoby. Jesteś graczem bardzo uniwersalnym, występujesz na wielu pozycjach. Na której jednak czujesz się najlepiej i gdzie zobaczymy Cię w nadchodzącym sezonie?

M.G.: Obecnie moją nominalną pozycją jest prawa obrona. Tam czuję się najlepiej, tam czuję, że mogę dać najwięcej zespołowi. Natomiast całe życie w juniorach grałem jako defensywny pomocnik – „szóstce”, „ósemce”. I za czasów trenera Probierza, gdy ten prowadził GKS, byłem próbowany na tej pozycji i tam też czułem się bardzo dobrze. Wiadomo, że jest to kwestia przestawienia, inne ustawienie. Natomiast gdybym miał wskazać nominalną pozycję to prawy obrońca i ewentualnie defensywny pomocnik.

B.D.: Czy rzuty wolne nadal są Twoją mocną stroną jak za czasów Młodej Ekstraklasy?

M.G.: Myślę, że tak. Co prawda miałem mniej okazji przez te trzy lata w Legionowie, by strzelać wolne. Asystent trenera Legionovii, Patryk Drewnowski, śmiał się, że nie strzeliłem, chociażby pół bramki z wolnego, choć w Bełchatowie tyle strzelałem. Ale myślę, że tak. Dużo czasu na to poświęcałem i nadal mam taki zamiar, bo jest to z pewnością wartość dodana do piłki, co pokazał Trippier w meczu półfinałowym Anglia – Chorwacja. Można zmienić losy meczu stałym fragmentem gry. Tym bardziej, że wiele drużyn w II lidze bazuje na rzutach wolnych czy rożnych. One są kluczem. Wspomniany przeze mnie asystent pisał nawet pracę o stałych fragmentach gry, o tym, jak wielkie mają znaczenie dla całej gry. Dlatego myślę, że warto przyłożyć się do takich niuansów i je szkolić.

B.D.: Jest nawet legendarny kanał Youtube z Twoim golami z rzutów wolnych.

M.G.: Tak, tak, jest. Zawsze mogę powspominać. Mam na komputerze te filmiki. Na kanale jest kilka bramek, a bodajże dwie się nie nagrały.

B.D.: To naprawdę sporo.

M.G.: Prawda. Miałem taki okres, że sam w to nie wierzyłem. Ale czasami przez dziesięć meczów nie będziesz miał ani jednego wolnego, z którego będziesz mógł uderzyć bezpośrednio na bramkę, a czasami takie okazje zdarzają się mecz po meczu i z każdego miejsca trafiasz. Pamiętam nawet sparing z pierwszą drużyną – za czasów trenera Kieresia, gdy rzut wolny był z narożnika szesnastki. Trener mówi: „Idź, uderz”. Myślę sobie, że z tej pozycji może być troszeczkę ciężko. Ale czemu nie. Strzeliłem i padła bramka.

{youtube}https://www.youtube.com/watch?v=L2K0W67hYds{/youtube}

B.M.: Zmieńmy troszeczkę temat. Odejdźmy od GKS-u i Mikołaja Grzelaka. Już w niedzielę wielki finał Mistrzostw Świata w Rosji, Francja – Chorwacja. Komu będziesz kibicował w wielkim finale mundialu i jaki wynik przewidujesz w starciu tych dwóch ekip?

M.G.: Będę dopingował Chorwacji. Za to, co pokazali na tych mistrzostwach, należy im się ukłon w ich stronę. Żadna inna drużyna nigdy nie doszła do finału wygrywając trzy dogrywki. Nie ukrywam jednak, że byłem przekonany, iż Anglia wygra z Chorwacją i po bramce i całej pierwszej połowie pomyślałem sobie, że skończy się marsz Chorwacji. Jednak strzelili bramkę i pokazali, co w piłce oznacza gol. Perisić pokonał Pickforda i nagle Chorwaci zdominowali przeciwnika. I nieważne czy oni grali te dwie dogrywki wcześniej czy nie. Także jestem za Chorwacją i liczę, że oni wygrają… Po dogrywce albo w karnych. (śmiech) A wynik? Fajnie by było, jakby były bramki w finale. 1:1 po dziewięćdziesięciu minutach, w dogrywce bez bramek i po karnych zwycięstwo Chorwacji. Taki jest mój typ. Choć może być ciężko, bo Francja pokazała klasę w półfinale.

B.D.: Każdy mały chłopak ma swojego idola. Kim ty chciałeś zostać za młodu? Ronaldo Nazario? Zinedine Zidane? A może jakiś prawy obrońca?

M.G.: Zawsze się śmiałem, że chciałem strzelać wolne jak Jacek Berensztajn. I kiedyś powiedziałem to jako mały chłopak i – wtedy trener – Berensztajn obiecał mi koszulkę i do tej pory mi jej nie dał. Muszę z nim porozmawiać, czy ma jeszcze jakąś. (śmiech) Obserwuje się częściej zawodników ofensywnych niż tych defensywnych, ale jest też sporo dobrych prawych obrońców. Teraz na mistrzostwach dobrze sobie radzi Francuz Pavard, ale jeśli miałbym wskazać jednego, to takim moim wzorem na teraz jest Carvajal z Realu Madryt.

B.M. A którego z graczy GKS-u podziwiasz najbardziej? Wybierając z tych, których oglądałeś jako kibic i z którymi sam grałeś przy Sportowej?

M.G.: To będzie ciężkie pytanie. Raczej z tych czasów, gdy chodziłem dopingować. Może sezon wicemistrzowski – Łukasz Garguła, Radek Matusiak, Mariusz Ujek, Dawid Nowak. Mógłbym wymienić całą ówczesną jedenastkę. Wtedy był taki okres, że człowiek chodził na mecze. Pięć tysięcy ludzi w Bełchatowie na stadionie, miło się te spotkania oglądało. Ale tak najbardziej to chyba Łukasz Garguła. Ale nie zapominam o Jacku Berensztajnie i obrońcy Sylwestrze Szkudlarku, który za moich czasów był trenerem w rezerwach. Wiadomo, że później do GKS-u trafiali lepsi zawodnicy jak Kamil Kosowski czy Marcin Żewłakow, z którym miałem okazję trenować i to też są mega-piłkarze i fajnie było z nimi trenować, a co dopiero grać mecze. Dla takiego chłopaka z Bełchatowa jak ja, to wielkie wydarzenie zagrać z reprezentantami Polski.

B.D.: W meczu sparingowym przeciwko Lechii Tomaszów Mazowiecki wystąpiłeś na stronie razem z młodym Mateuszem Stolarczykiem. Czy Twoim zdaniem ma on szansę zaistnieć w GKS w tej rundzie? Bo z tego, co dało się zaobserwować, to Wasza współpraca układała się bardzo dobrze.

M.G.: Myślę, że tak. Trzeba się oczywiście zapytać trenera, ale moim zdaniem ten chłopak jest jednym z lepszych młodzieżowców, a jak wiadomo w 2. Lidze musi być dwóch młodzieżowców na boisku, a „Stolar” daje bardzo wyraźne sygnały, żeby grać. Nawet w pierwszym składzie.

B.M.: Czy któryś z młodych piłkarzy, oprócz wspomnianego Stolarczyka, zrobił na Tobie wrażenie podczas przygotowań?

M.G.: Wszyscy prezentują się solidnie, Z pewnością Marcin Ryszka się wyróżnia, bo widać, że gra, zbiera doświadczenie. A jak się je zbiera w tak młodym wieku, to jest bezcenne dla niego i drużyny. Ale Berłowski i Zieliński, i wspomniany Stolarczyk. Jest i Michalski, który zaliczył kilka występów w pierwszej drużynie. Wiadomo, że trener ma na nich pomysł i czasami jeden z nich nie będzie grał, bo musi wystąpić ktoś na innej pozycji i tutaj trzeba balansować. Powiem jednak, że ta młodzież się wyróżnia i życzę im jak najlepiej. Niech się rozwijają, bo to są wychowankowie i wiadomo – nasi ludzie.

B.D.: Bartek Bartosiak w wieku 19 lat zdobył bramkę w meczu z Legią Warszawa. Czy biorąc pod uwagę, że jesteście przyjaciółmi to trochę mu zazdrościłeś tego jak szybko się przebił do pierwszej drużyny?

M.G.: Bardziej właśnie się cieszyłem, że udało mu się strzelić bramkę. Wiadomo, zazdrość też była bo każdy w takim wieku chciałby strzelić bramkę w Ekstraklasie, tym bardziej że udało mu się to zrobić na stadionie Legii.

B.D.: W GKS-ie ciągle jest testowanych wielu piłkarzy, czy to nie przeszkadza w przygotowaniach, gdy nie wiadomo, którzy z trenujących zawodników zostaną i jak będzie wyglądał trzon zespołu?

M.G.: Może odrobinę tak. Nie ma co narzekać bo tak to wygląda w większości zespołów. Mało, która drużyna może sobie pozwolić na to żeby zakontraktować wszystkich chcianych zawodników jeszcze przed okresem przygotowawczym. Czasami naprawdę warto takich zawodników testować bo można trafić na jakąś perełkę. Z jednej strony jest to z pewnością uciążliwe dla trenera, ponieważ nie wiadomo jak do końca trenować różne warianty, jednakże myślę, że zawsze warto dać szansę testowanym.

B.M.: Jak oceniasz potencjał kadrowy GKS-u Bełchatów w tym sezonie?

M.G.: Na pewno jest duży potencjał, jest sporo jakości piłkarskiej. Wiadomo, że może być jeszcze lepiej ale zespół się dopiero ze sobą zgrywa i wydaje mi się, że trener będzie potrafił wyciągnąć maksimum z każdego zawodnika więc powinno być naprawdę w porządku.

B.M.: Obserwując trenera Artura Derbina podczas meczu widać, że cały czas podpowiada zawodnikom, czy na treningach też jest to tak widoczne?

M.G.: To jest typ motywatora, trener bardzo dużo z nami rozmawia, stara się cały czas nam podpowiadać i wydaje mi się, że takiego człowieka było potrzeba. Myślę, że Trener Derbin będzie potrafił wycisnąć maksimum z drużyny, a co za tym idzie wiem, że będę mógł się przy nim rozwinąć i coś osiągnąć.

B.D.: Za twoich czasów GKS miał czołowe drużyny juniorskie w Polsce, jednakże bardzo wielu zawodników, którzy wyróżniali się w juniorach czy Młodej Ekstraklasie po prostu przepadało. Czy Twoim zdaniem ten potencjał nie został do końca wykorzystany?

M.G.: Tu jest ten problem, że taki zawodnik musi dostać szansę i wtedy trzeba weryfikować czy jest potrzebny. Na młodego zawodnika wchodzącego do pierwszej drużyny trzeba mieć plan co pokazują akademie Legii czy Lecha. Takie zespoły mają też umowy z innymi klubami i wypożyczają młodych zawodników do klubów z niższych lig, aby się ogrywali w seniorskiej piłce. Bardzo ciężko jest przeskoczyć z poziomu juniora do poziomu seniora. W Bełchatowie wielu zawodników niestety się o tym przekonało. Też miałem taki okres gdy w juniorach zdobywaliśmy mistrzostwo województwa i myśleliśmy, że już jesteśmy piłkarzami, a tak naprawdę droga była jeszcze bardzo daleka. Dlatego wypożyczenia są bardzo ważne. W GKS-ie pokazał to przykład Damiana Michalskiego, który został wypożyczony do Polkowic, zagrał fajną rundę i wrócił jako dojrzalszy zawodnik, który wchodzi do szatni seniorskiej i jest gotowy do gry. Zgodzę się jednak, że było wielu dobrych piłkarzy, którzy po prostu przepadli.

B.M.: Jaką masz radę dla młodych piłkarzy rozpoczynających swoją przygodę z piłką?

M.G.: Na pewno, żeby nigdy nie wątpić, nie poddawać się, ale przede wszystkim walczyć. Trzeba też mieć ludzi wokół siebie, którzy w Ciebie wierzą i dodadzą otuchy. Nie ukrywam, że są takie momenty, że ma się ochotę rzucić to wszystko, ale jeśli ma się ludzi, którzy Cię wspierają to wszystko jest łatwiejsze.

gks_legionovia_2017-18_19

B.M.: Kto był najlepszym piłkarzem, z jakim dzieliłeś szatnię?

M.G.: Ciężkie pytanie. Na pewno jeśli chodzi o aspekty takiego profesjonalizmu piłkarskiego to był to Maciej Wilusz. Wydaje mi się, że te wzorce czerpał z Holandii i jak był w Bełchatowie to byłem pełen podziwu. Ciągle ćwiczył na salce, zdrowo się odżywiał i dbał o siebie w dosłownie każdym aspekcie. Dużo wzorców można czerpać od takich zawodników.

B.D.: A pod względem umiejętności piłkarskich kto Ci najbardziej imponował?

M.G.: Na pewno Kamil Kosowski bardzo mi imponował. Na treningu w pierwszej drużynie ćwiczyliśmy stałe fragmenty i Kamil dorzucał piłkę prawą nogą, wiadomo, że miał ją znakomicie ułożoną i potrafił zagrać na centymetry. Nagle trener Janas mówi do Kamila, żeby teraz dał mu odchodzącą piłkę lewą nogą, a on potrafił praktycznie od niechcenia zagrać jeszcze lepszą piłkę niż prawą nogą. To ja jako młody chłopak byłem w szoku. W Polsce mało jest zawodników, którzy operują tak dobrze obiema nogami. Na takim poziomie na pewno jest Piotrek Zieliński, który ma praktycznie dwie takie same nogi.

B.D.: A bracia Mak robili wrażenie na treningach?

M.G.: Przede wszystkim ich szybkość robiła wrażenie. Jak grało się na nich to trzeba było sobie zostawić metr zapasu bo jak wypuścili piłkę to można było ich już nie dogonić. Nazwał bym ich demonami szybkości. Fajnie grać z takimi zawodnikami na treningu, można się z nimi sprawdzać i poprawiać wiele aspektów w swojej grze. Łatwiej jest wtedy wejść w mecz gdy trafi się szybki zawodnik to wiesz jak na niego grać.

B.D W tamtym okresie zawsze panowało przekonanie, że w GKS-ie była świetna atmosfera w drużynie. Czy to prawda, że atmosfera zawsze była silną stroną GKS-u Bełchatów?

M.G.: To jest fakt, którzy podkreślają wszyscy byli zawodnicy GKS-u i ja mam takie samo zdanie. Atmosfera była zawsze dobra i człowiek czuł się jak w domu. Nie ukrywam jednak, że w Legionovii tak samo się bardzo dobrze czułem, ponieważ była grupa młodych zawodników nadających na tych samych falach. Może dlatego tak mi dobrze się wiodło w Legionowie, ponieważ ta szatnia była bardzo zżyta i podobna do tej, jaka była w Bełchatowie.

B.D.: Co uważasz za swój największy atut? Lepiej czujesz się w grze defensywnej czy ofensywnej?

M.G.: Z racji tego, że w juniorach grałem jako środkowy pomocnik to bardzo lubię się podłączać do ofensywy. Nowoczesny futbol na tym polega, że broni i atakuje cała drużyna. Grający do przodu obrońcy to teraz standard więc staram się jak najwięcej pomagać ale nad grą obronną cały czas pracuję, ponieważ jako obrońca głównie muszę się skupić na obronie. Więc na tym głównie się skupiam na treningach.

B.D.: Posiadasz jakieś przedmeczowe rytuały?

M.G.: Tak, czasami nieświadomie to robię. Na boisko zawsze wchodzę prawą nogą. Ktoś kiedyś to zauważył i się mnie o to pytał. Owijam sobie też nadgarstki tejpami, ale nie po to żeby ładniej wyglądały, tylko żeby łatwiej mi było wyrzucać piłkę z autu.

B.D.: Jakie jest Twoje największe marzenie związane z piłką nożną?

M.G.: Na pewno chciałbym wrócić do Ekstraklasy, tylko nie na epizod jak miało to miejsce wcześniej, teraz chciałbym odgrywać w zespole na najwyższym poziomie w Polsce dużo ważniejszą rolę. Na pewno też marzę o reprezentacji (śmiech) jak każdy piłkarz, wydaje się to ciężkie do realizacji, ale futbol nie takie rzeczy widział. Na pewno chciałbym też awansować z GKS-em do wyższej ligi.

B.M.: A opaska kapitańska GKS-u Cię nie interesuje?

M.G.: Nie, to absolutnie nie jest mój priorytet. W Bełchatowie są odpowiedni ludzie do tego aby pełnić tę funkcję.

B.D.: Może będziesz miał szansę wykonywać rzuty wolne po kilku latach przerwy?

M.G.: Nie ukrywam, że chciałbym, ale w GKS-ie jest Mariusz Magiera, jest też Bartek Bartosiak, który potrafi dobrze uderzyć więc rywalizacja jest.

B.M.: Kto jest Twoim faworytem do awansu do pierwszej ligi?

M.G Wiedziałem, że to pytanie padnie. Ciężko powiedzieć, czasami to się klaruje dopiero po pierwszej rundzie. Przykład Radomiaka pokazuje jednak, że w drugiej lidze awansować nie jest tak łatwo. Myślę jednak, że Górnik Łęczna, Olimpia Grudziądz czy Pogoń Siedlce będą bardzo chciały awansować, jednakże zawsze się znajdzie czarny koń jak Garbarnia czy GKS Jastrzębie.

B.D.: Jakie spotkanie jako kibicowi GKS-u najbardziej zapadło Ci w pamięć?

M.G.: To było spotkanie w Pucharze UEFA z Dnipro Dniepropietrowsk. Dostaliśmy bilety z klubu w mniejszej cenie. Jak weszliśmy z chłopakami na stadion to byłem bardzo podekscytowany. Pamiętam, że skończyło się 4:2 i Maciej Stolarczyk strzelił bramkę. Znakomicie wspominam też cały sezon wicemistrzowski.

B.D.: Jakie są Twoje osobiste cele na ten sezon?

M.G.: Jak najwięcej grać, udowodnić trenerowi, że zasługuję na miejsce w pierwszym składzie i pomagać naszej drużynie.

B.M.: O co będzie walczył GKS w tym sezonie?

M.G.: Ciężko powiedzieć, wydaje mi się, że pierwsze mecze to pokażą. Najpierw musimy powalczyć o stabilizację dla klubu, bo znajduje się on w niełatwej sytuacji. Mam nadzieję, że wszystko będzie się układać i wyniki będą bardzo dobre.