WYWIAD GKS.NET.PL

Bartosz Biel: Szatnia GKS-u jest najlepszą, w jakiej do tej pory byłem

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

Mam nadzieję, że najlepszy czas dopiero przede mną. Może nawet będzie to czas spędzony w GKS Bełchatów. Wiążę z tym klubem duże nadzieje – wyznał w rozmowie z GKS.net.pl pomocnik „Brunatnych” Bartosz Biel, dla którego górniczy klub jest już dziesiątym przystankiem w piłkarskiej karierze, choć sam piłkarz ma dopiero 24 lata. O jego znajomości z Kamilem Wacławczykiem, relacjach w szatni GKS-u czy dużych pieniądzach Drutexu-Bytovii, przeczytacie w poniższym wywiadzie. Zapraszamy do lektury.

Damian Agatowski (GKS.net.pl): Licząc twój macierzysty klub Górnik Wałbrzych, GKS Bełchatów to twój dziesiąty przystanek w piłkarskim życiu. Jak to możliwe, że 24-latek pracował już w tylu miejscach?

Bartosz Biel (pomocnik GKS-u Bełchatów): Szczerze mówiąc, nawet nie wiedziałem, że GKS jest moim dziesiątym klubem. Nie zwracam na to specjalnej uwagi. Jestem człowiekiem, który lubi wyzwania i wyznacza sobie cele. Lubię również podróżować i poznawać nowe miejsca. Chcę zwiedzać, oglądać i doświadczać możliwie jak najwięcej. Nie ukrywam, że dużo razy pojawiały się opcje zagraniczne, ale z różnych powodów nie dochodziły do skutku. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale tak jak mówię – jestem człowiekiem ambitnym i nie boję się nowych wyzwań, dlatego nie jest to dla mnie żaden problem, że wciąż gram w kraju. Nie ukrywam, że w najbliższym czasie chciałbym to wszystko ustabilizować i osiąść gdzieś na dłużej. Stąd też mój powrót do województwa łódzkiego. Moja kobieta pochodzi z Łodzi, a ja sam spędziłem dużo czasu w tym mieście. I nie ukrywam, że wiążę z tym regionem swoją przyszłość.

Bartłomiej Majchrzak (GKS.net.pl): A czas spędzony w którym z klubów wspominasz najlepiej?

Mam nadzieję, że mój najlepszy czas dopiero jest przede mną. Może nawet będzie to czas spędzony w GKS Bełchatów. Wiążę z tym klubem duże nadzieje i liczę, że uda mi się tu zostać dłużej. Czas pokaże jak to wszystko będzie wyglądać. Jestem jednak optymistą.

D.A: Wspomniałeś wcześniej, że grałeś już w regionie. Był UKS SMS Łódź, był Łódzki KS. A w lipcu oferta GKS-u była najlepsza czy po prostu jedyna?

Nawiążę trochę do mojej wcześniejszej odpowiedzi. Tak jak mówicie, GKS to mój dziesiąty klub, więc trochę po Polsce pojeździłem. Był Kołobrzeg, były Suwałki, Bytów, Niepołomice, a przecież pochodzę z Wałbrzycha. Praktycznie w każdym rejonie Polski mieszkałem i pracowałem. Nie ukrywam, że jak człowiek jest młody, to fajnie jest podróżować i zwiedzać, ale z biegiem czasu pojawiają się inne priorytety. Dlatego postanowiłem wrócić do województwa łódzkiego, w którym zawsze czułem się dobrze. Chciałbym się tutaj osiedlić.

B.M.: Czy Twoje odejście z Bytovii było spowodowane m.in. wycofaniem się z klubu głównego sponsora, firmy Drutex?

Na pewno tak. To była najprawdopodobniej jedna z głównych przyczyn mojego odejścia. Wystarczy spojrzeć na to, ilu chłopaków wraz ze mną odeszło z Bytovii w letnim okienku transferowym. Mogę się mylić, ale bodajże dwudziestu zawodników, więc to nie mógł być przypadek. Nie będę więc ukrywał, odejście głównego sponsora odegrało kolosalną rolę w rozwiązaniu mojej umowy z klubem.

D.A.: Ale patrząc dzisiaj na wyniki Bytovii, to drużyna bez finansowania z Drutexu, wszystkim gra na nosie i jest w ścisłej czołówce I ligi. Jak to możliwe?

W przerwie letniej, zanim przyszedłem do GKS-u trenowałem tam blisko miesiąc. Liczyłem, że jakoś się dogadamy, że to wszystko się poukłada. Kiedy odszedł sponsor, spędziłem dużo czasu z chłopakami, którzy tam przyszli i którzy teraz grają w Bytowie. Nie jest więc dla mnie zaskoczeniem, że zespół osiąga dobre wyniki. Choć przyznaję, nie podejrzewałem, że będą na miejscu premiowanym awansem do Ekstraklasy. Wiem na co ich stać i w tym wypadku nie po raz pierwszy sprawdza się powiedzenie, że pieniądze i nazwiska nie grają. Na swoim przykładzie mogę potwierdzić, że w polskiej lidze ważne są przede wszystkim charakter i ambicja. Nie trzeba mieć nazwisk ani wielkich pieniędzy. Po prostu wystarczy – tak jak u nas w Bełchatowie – ambicja i wola walki całego zespołu. Nawet nie trzeba mieć wielu doświadczonych zawodników. Na przykład w Bytovii jest może dwóch starszych zawodników, reszta to młodzi piłkarze. I – co warto podkreślić – większość przyszła tam z niższych lig. To tylko pokazuje, jak mała jest różnica w polskiej piłce i jak niewiele potrzeba, by różnice finansowe uległy zatarciu na boisku. Dlatego postawa Bytovii nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem. Zobaczymy jak będzie wyglądała ich gra w dalszej części sezonu. Życzę im jak najlepiej.

D.A.: W zeszłym sezonie, grając w Bytovii, otarłeś się o półfinał Pucharu Polski…

Ogólnie mówiąc w ubiegłym sezonie w Bytowie były duże pieniądze i mocny, szeroki skład. Grał tam np. Kamil Wacławczyk, po którym mam teraz nawet numer w GKS – „trzydziestkę” i od którego wiele się dowiedziałem na temat GKS-u Bełchatów. Wracając jednak do pytania. Mieliśmy dobry skład i duży kapitał, naprawdę niczego nam nie brakowało. I tak jak teraz Bytovia osiąga bardzo dobre wyniki, tak my przed sezonem 2017/18 liczyliśmy, że będziemy bić się o awans. Nawet ludzie z zewnątrz patrząc na możliwości finansowe klubu i nazwiska w drużynie, mogli tak sądzić. A jak było? Do końca walczyliśmy o utrzymanie w lidze. W Pucharze Polski mieliśmy fajną przygodę. Przyjeżdżały do nas Lechia Gdańsk, Pogoń Szczecin i tej różnicy klas nie było widać. Pojechaliśmy na Legię – do przerwy prowadziliśmy, w szatni mówiliśmy sobie, że jesteśmy w stanie pokonać „Wojskowych”, choć ostatecznie przegraliśmy (2:4). Coś nie zagrało, ale w piłce tak czasem bywa. Być może te duże pieniądze nie podziałały na nas pozytywnie. Trudno dziś postawić właściwą diagnozę, czego tak naprawdę zabrakło by dojść do półfinału.

D.A.: To byłoby wydarzenie dla Bytowa i okolic, gdybyście ograli Legię na ich boisku.

Tak, z pewnością. W przerwie liczyliśmy, że damy radę. Dwie bramki na początku drugiej połowy spowodowały jednak, że dość szybko było „po sprawie”.

D.A.: Z tego co pamiętam w Legii grał wtedy Michał Kopczyński, z którym wcześniej występowałeś w Wigrach Suwałki, a który dziś reprezentuje barwy nowozelandzkiego Wellington Phoenix FC.

Zgadza się. Z Michałem mam kontakt cały czas. Graliśmy razem w Suwałkach 1,5 roku. Był tam wypożyczony właśnie z Legii, do której potem wrócił. Mieszkaliśmy na tym samym osiedlu i do dziś utrzymujemy przyjacielskie stosunki. Bardzo pozytywny facet. Co 2-3 dni jesteśmy w kontakcie. Denerwuje mnie ciągle wysyłając zdjęcia z Nowej Zelandii – udało mu się (śmiech). Złapaliśmy kontakt w Suwałkach, on wrócił i zagrał świetny sezon w Legii. U nas też grał solidnie. Wrócił do Legii i udowodnił swoją postawą, że różnice w polskiej piłce nie są duże. Wystąpił w Lidze Mistrzów i przez moment był chyba nawet kapitanem Legii. Teraz gra w Nowej Zelandii, ale wierzę, że wróci do Europy i nadal będzie grał na wysokim poziomie.

B.M.: A ty bierzesz pod uwagę takie egzotyczne kierunki jak Nowa Zelandia?

Pewnie, że tak. Zawsze trzeba być przygotowanym na wyzwania. Nigdy nie wiadomo, co na nas w życiu spotka. Tak jak mówiłem, były już oferty zagraniczne, ale z różnych względów żaden z wyjazdów nie doszedł do skutku. Oczywiście chciałbym się już ustatkować, ale jeśli pojawi się jakaś ciekawa egzotyczna oferta, to na pewno bym jej z miejsca nie odrzucił. Usiadłbym i przemyślał taką propozycję, oczywiście w porozumieniu z moją narzeczoną. Może nie w najbliższym czasie, ale za kilka lat… Kto wie? Lubię wyzwania. Z językiem też nie jest u mnie najgorzej, więc myślę, że dałbym sobie radę.

B.M.: Wróćmy do polskiej piłki. Wspominałeś, że polskie ligi prezentują zbliżony poziom. Sam wystąpiłeś w blisko dziewięćdziesięciu meczach I ligi. Czy zamiana I na II ligę nie jest mimo wszystko krokiem w tył?

W I i II lidze wszystko jest zbliżone. Poziom, infrastruktura, finanse. Jedyną różnicą są moim zdaniem piłkarze jako jednostki. Jeśli spojrzymy na drużyny z obu tych lig, nie zobaczymy wielkiej różnicy. Lecz gdy weźmiemy pod uwagę umiejętności czysto piłkarskie, to na pewno różnica jest większa. Czuć to na boisku, gdy gra się przeciwko danemu zawodnikowi. Czy moje przyjście do II ligi jest krokiem w tył? Nie. Mówiłem o tym na początku sezonu, GKS Bełchatów nie jest klubem, który zadowoli się miejscem w środku drugoligowej tabeli. Ten klub stać na powrót do I ligi. Mam nadzieję, że uda mi się dołożyć do tego cegiełkę. Jeśli nawet nie w tym sezonie, to może w najbliższych latach.

D.A.: W II lidze nie ma jednak takiej medialnej otoczki. Mecze I ligi pokazuje przecież Polsat Sport, a II liga transmitowana jest wyłącznie w internecie.

Tej medialnej otoczki – jak to określiłeś – właściwie nie odczułem ani grając w Wigrach, ani w Bytovii, Puszczy Niepołomice czy nawet w ŁKS-ie. Wydaje mi się, że telewizja ma kilka swoich ulubionych klubów, których mecze transmituje co dwie, trzy kolejki, a do takich Suwałk czy Bytowa raczej nigdy nie było im po drodze. Ciągle transmituje się spotkania drużyn z południa Polski. Oczywiście nie porównuję I ligi do Ekstraklasy – to zupełnie inny poziom. Od tego sezonu jednak, każdy mecz II ligi pokazywany jest w internecie i choć nie jest to może najwyższy poziom transmisji czy komentarza, to I liga nie może się pochwalić relacją „live” z każdego meczu w kolejce. Polsat Sport transmituje przecież tylko dwa lub trzy mecze w kolejce.

B.M.: Przejdźmy do tematu GKS-u. Jesteś w Bełchatowie od lipca. Czy klub spełnił twoje oczekiwania sportowo-organizacyjne?

Jak najbardziej! Tak jak mówiliśmy, spędziłem w województwie łódzkim kilka lat. Mam dużo znajomych w Bełchatowie i okolicy. Wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Miałem zresztą sporo informacji dotyczących klubu. Nie było więc dla mnie zaskoczeniem, jak wyglądają tutejsze ośrodki treningowe, same treningi czy relacje z kibicami. Bełchatów niczym mnie nie zaskoczył, a przed przyjściem opowiadano mi o GKS w samych superlatywach. Dziś mamy fajny zespół, mocną drużynę, zgraną razem ze sztabem szkoleniowym. Wszystko fajnie funkcjonuje, tak jak to powinno być w każdym poukładanym klubie. Mam nadzieję, że będzie tak zawsze.

D.A.: Trzy pierwsze mecze w sezonie obserwowałeś z ławki rezerwowych, wchodząc w końcówkach.  Przegrywałeś wówczas rywalizację z Mateuszem Stolarczykiem. Jak myślisz, czym przekonałeś trenera, by w kolejnych spotkaniach postawił na Ciebie?

Należy pamiętać, że kontrakt z GKS podpisałem stosunkowo późno. Blisko miesiąc okresu przygotowawczego spędziłem w Bytowie. Do Bełchatowa przyszedłem w momencie, kiedy zespół był już po kilku sparingach, „docierał się” i kształtował, więc nie było podstaw by nagle coś zmieniać. Tym bardziej, że w sparingach drużyna prezentowała się solidnie, nawet w starciach z rywalami z wyższej półki. Zdawałem sobie sprawę, że nikt nie odda mi miejsca w składzie za darmo. Wszyscy zawodnicy prezentują podobny poziom. Mateusz, mimo że jest młodzieżowcem, pokazał się z bardzo dobrej strony. Chłopak naprawdę ma potencjał i początek sezonu w jego wykonaniu był naprawdę niezły. Trener nie miał więc podstaw, by coś zmieniać. Ja w tym czasie pracowałem i cierpliwie czekałem na swoją szansę. Ona się pojawiła, więc starałem się pokazać z jak najlepszej strony i od momentu, kiedy wskoczyłem do wyjściowej jedenastki, miejsca w składzie nie oddałem. Zobaczymy jak będzie w najbliższych meczach, bo poziom sportowy tych, którzy grają od początku, do tych, którzy są zmiennikami i wciąż czekają na swoją szansę jest niemal identyczny. Niezależnie kto wskoczy do składu, jestem pewien, że jakość będzie równie dobra, a może nawet większa. Mamy w zespole ambitnych piłkarzy, którzy wchodząc na boisko choćby na kilka ostatnich minut meczu, chcą pokazać się z jak najlepszej strony.

Bartosz Biel: Jestem dumny, że mogę być częścią takiego zespołu [WIDEO]

B.M.: W meczu z Ruchem Chorzów strzeliłeś dwie bramki. Czy w twojej opinii było to twój najlepszy występ w barwach GKS-u?

Ja nie patrzę na swoje mecze przez pryzmat zdobytych bramek. Strzelone gole są oczywiście ważne, ale ja nigdy nie byłem typem zawodnika, który zdobywa dużo bramek. Do tej pory trafiałem maksymalnie pięć razy na sezon. Po prostu mam inne zadania na boisku. Najważniejsza jest dla mnie drużyna, praca jaką wykonuję dla zespołu, co – mam nadzieję – przekłada się później na wynik. W GKS przy naszej obecnej taktyce tych bramek jako skrzydłowy raczej nie będę strzelał wiele. Mam dużo zadań defensywnych, trochę mniej ofensywnych. Ale ta taktyka jest jak na razie skuteczna. Ostatnio zaliczyliśmy wpadkę ze Zniczem, ale zapewniam, że to był wypadek przy pracy. Wracając jednak do pytania, czy mecz w Chorzowie był moim najlepszym występem? Ciężko mi powiedzieć, bo swoje mecze staram się oceniać za wykonane zadania zarówno w defensywie, jak i ofensywie. Były już takie mecze, w których – nie chwaląc się – zagrałem bardzo dobrze w defensywie. Dlatego nie uważam, żeby mecz z Ruchem był moim najlepszym meczem w barwach GKS-u. Wierzę, że ten najlepszy dopiero przede mną.

D.A.: Powiedziałeś, że porażka w Pruszkowie była wypadkiem przy pracy. Mieliście wspaniałą serię dziewięciu spotkań bez porażki. Myślisz, że o powtórzenie kolejnej takiej serii będzie trudniej?

Na pewno będzie trudniej, ponieważ wkraczamy w taki okres sezonu, gdzie tabela jest już nieco podzielona. Jedne zespoły walczą o górę tabeli, inne są na dole. Będzie z pewnością coraz ciaśniej, więc i o punkty będzie coraz trudniej. Rywale wiedzą już jak gramy i wprowadzenie elementu zaskoczenia może być jeszcze trudniejsze. Ale jestem przekonany, że jesteśmy w stanie nawet pobić tę serię meczów bez porażki. I mam nadzieję, że kolejną rozpoczniemy już w najbliższej kolejce.

D.A.: Przed wami pojedynek ze Stalą, później Gryf, ROW, Resovia. Jednak kluczowe mecze, decydujące o układzie tabeli dopiero przed Wami. Mecz u siebie z Elaną, wyjazd do Łodzi na mecz z Widzewem. Jak myślisz, czy te spotkania w kontekście końcowego układu tabeli, będą decydujące?

Ja jestem człowiekiem, który nie patrzy zbyt daleko w przyszłość. Staram się skupić na tym co jest tu i teraz. Oczywiście mam świadomość, że pojedynki z czołówką zbliżają się wielkimi krokami. Jednak zbyt wczesne „rozgrywanie” ich w głowie, nigdy nie wychodzi na dobre. Przekonałem się o tym nie raz, że jak się myśli długofalowo i zbyt szybko wybiega się w przyszłość, te bliższe cele mogą nas przerosnąć. Dziś skupiam się wyłącznie na najbliższym spotkaniu ze „Stalówką”. Czy spotkania z Elaną i Widzewem będą decydujące? Nie sądzę. Liga jest na tyle długa, a zarazem wyrównana, że każdy może wygrać z każdym. Każdy mecz jest tak samo ważny. Może dla kibiców mecze z wyżej wymienionymi przeciwnikami, będą miały większe znaczenie, ale dla nas piłkarzy, każdy mecz jest tak samo istotny i każdy chcemy wygrać.

B.M.: Przejdźmy z boiska do szatni. Z którym piłkarzem GKS-u masz najlepszy kontakt? Czy przed przejściem do Bełchatowa miałeś okazję współpracować z którymś z obecnych zawodników „Brunatnych”?

Trudno mi odpowiedzieć, z kim mam najlepszy kontakt. Tak jak mówiłem we wcześniejszych wywiadach, mamy super atmosferę i nie boję się zaryzykować stwierdzenia, że jest to jedna z lepszych szatni, w jakiej miałem przyjemność być. A jak sami zauważyliście, trochę tych klubów już zwiedziłem (śmiech). W GKS nie ma jednej konkretnej osoby, z którą się trzymam. Wszyscy mamy świetny kontakt i jeszcze nigdzie nie spotkałem się z tym, by w zespole był tak duży wzajemny szacunek w szatni. Myślę, że to widać zarówno na boisku, jak i poza nim. To jest niezwykle istotne, ponieważ szatnia buduje nie tyle atmosferę, co wyniki.Jak atmosfera w szatni jest OK, to i wyniki osiągane na boisku muszą być dobre.

D.A.: Uchyl rąbka tajemnicy. Kto w obecnej szatni GKS-u odpowiada za „robienie” atmosfery czy żartów?

Mamy kilka takich osób. Każdy odpowiada za coś innego. Od muzyki jest Mikołaj Bociek. On lubi „rzucić” jakąś muzykę. Za atmosferę najbardziej odpowiada chyba Marcin Grolik. Ale jest też Patryk Rachwał, Mariusz Magiera, czyli ta „starszyzna” w drużynie. Nie chcę jednak mówić, że są jakieś podziały na starszych i młodszych. Nie. W niektórych szatniach można odczuć taki podział, że ta różnica wieku między zawodnikami jest dość widoczna, a u nas absolutnie nie. Wszyscy traktujemy się równo. Każdy ma prawo głosu, może wyrazić swoje zdanie, każdy może puścić swoją piosenkę. Nie ma żadnych nieprzyjemności i wszyscy „jedziemy na tym samym wózku”.

B.M.: A czy obecność tak doświadczonych piłkarzy jak Mariusz Magiera czy wspomniany przez ciebie Patryk Rachwał pomaga?

Na pewno. Nie można zwracać uwagi tylko na metrykę, lecz przede wszystkim czerpać z ich doświadczenia. Każdy z nas chciałby kiedyś zagrać na takim poziomie jak oni. Wszystkim nam mogą dawać cenne wskazówki. Nie można ich przecież traktować w sposób: „nie rusz, nie dotykaj”. To są normalni ludzie, którzy nie wynoszą się ponad innymi zawodnikami, tylko dlatego, że rozegrali setki spotkań w Ekstraklasie. Słuchamy ich, podpowiadają nam, dają wskazówki. Na ich doświadczeniu wszyscy możemy tylko zyskać. Mamy młodą szatnię, choć niedługo, mam nadzieję także i ja będę mógł udzielać rad młodszym kolegom.

D.A.: Odejdźmy od tematu szatni. Bełchatów – mieszkasz tu już jakiś czas. Zdążyłeś poznać miasto?

Jak byłem w SMS-ie Łódź, przyjeżdżaliśmy na mecze z juniorami GKS-u. Bełchatów nie jest wielką aglomeracją i odległość od Łodzi wcale nie jest duża. Bywałem tutaj wiele razy. Przed przyjściem do GKS-u wiedziałem już jak to wszystko wygląda. I choć mieszkam tu dopiero dwa miesiące, to podoba mi się to miejsce. Narzeczona pracuje i też jest zadowolona. Wydaje mi się, że jest to dobre miejsce do mieszkania. Nie za duże, nie za małe. Ale jest wszystko, czego mi potrzeba.

B.M.: O co GKS powalczy w tym sezonie?

Przed sezonem nikt nam konkretnego celu nie postawił i myślę, że jest to dobre podejście, ponieważ nie wywiera sztucznej presji. Mówiłem na początku rozgrywek i teraz mogę to podtrzymać, że mamy zespół, który stać na walkę o czołowe lokaty. Nie powiem głośno, czy na awans, ale potencjał jest, o czym świadczą nasze dotychczasowe wyniki. Według mnie jest jednak za wcześnie na rozmowy o konkretnych celach. Nastawimy się na walkę o zwycięstwo w każdym spotkaniu. Czas pokaże, gdzie nas to zaprowadzi. Sami wiecie najlepiej na przykładzie GKS-u z zeszłego sezonu. Wydawało się, że będzie walka o awans, a w pewnym momencie bliżej było do miejsc zagrożonych spadkiem z ligi. My na pewno nie będziemy walczyć o utrzymanie. Stać nas by powalczyć o czołówkę tabeli.

D.A.: Jesteś skrzydłowym, ale obserwując cię na boisku widać, że często schodzisz do środka, łamiąc linię obrony przeciwnika, przez co właściwie w każdym meczu dochodzisz do sytuacji strzeleckich. Na jakiej pozycji czujesz się najlepiej?

Zaczynałem na prawej obronie – to była moja pierwsza pozycja. Ale z biegiem czasu trenerzy widzieli, że mam predyspozycje do gry z przodu, więc przesunęli mnie na skrzydło, gdzie spędziłem większość kariery. Mój styl gry trochę się różni od stylu gry Emila [Thiakane – przyp. red]. On lubi grać szeroko, lubi trzymać się linii. Ja wolę szukać wolnych stref w środkowej części boiska. Lubię grę kombinacyjną: krótkie podania, zmiany pozycji itd. Często zmieniam się pozycjami z Bartkiem Bartosiakiem. Jestem więc skrzydłowym szukającym gry kombinacyjnej.

B.M.: Czyli taktyka preferowana przez trenera Derbina w pełni ci odpowiada?

Tak, tak. Po meczu w Łęcznej trener Wójcik porównał nas nawet do reprezentacji Francji, gdzie też nie do końca wiadomo, kto jest napastnikiem. U nas jest duża wymienność pozycji. Zaczynam mecz na prawym skrzydle, a w ciągu spotkania występuję jeszcze na pozycji numer „9” i „10” oraz zamieniam się skrzydłami z Emilem. Całe spotkanie się wymieniamy. Jest to nieprzyjemne dla przeciwnika, a nam to bardzo odpowiada.

B.M.: Wspominaliśmy Michała Kopczyńskiego, ale grałeś również z innym znanym piłkarzem – Damianem Kądziorem – dziś zawodnikiem Dinama Zagrzeb i świeżo upieczonym reprezentantem Polski. Damian jest starszy od ciebie zaledwie o dwa lata. Czy za – powiedzmy – 24 miesiące, widzisz siebie w podobnym miejscu?

Miałem z nim przyjemność występować w Suwałkach. Chciałbym być w podobnym miejscu, gdzie on. Czas pokaże, czy mi się uda. Będę robił wszystko, by tak się stało i by osiągnąć w piłce jak najwięcej. Chcę z mojej przygody z piłką wycisnąć maksimum. Nie zawsze jest jednak tak, jak chcemy. Musimy mierzyć się z różnymi przeciwnościami losu. Ciężko powiedzieć, gdzie bym siebie widział za dwa lata, ale będę robił wszystko, by zajść jak najdalej. Szczęściu trzeba pomóc.

B.M.: Ekstraklasa z GKS?

Hm… Bardzo bym chciał. GKS nie tak dawno grał przecież w Ekstraklasie i wierzę, że wciąż jest w stanie tam kiedyś powrócić. Daj Boże, by tak się stało. Zasługujemy jako klub na jak najwyższą ligę i jesteśmy w stanie to zrobić.

D.A. Po meczu z Rozwojem powiedziałeś przed naszą kamerą, że jesteś człowiekiem ambitnym. Podkreślałeś to także podczas dzisiejszej rozmowy. Jakie więc stawiasz sobie cele na dalszą część sezonu?

Cele personalne to rozegranie jak największej liczby spotkań i minut na jak najwyższym poziomie. Nie satysfakcjonują mnie bezbarwne występy, którymi nie pomogę ani sobie, ani drużynie. Chciałbym jak najwięcej dawać zespołowi. I to jest mój cel indywidualny, bo o zespołowym nie będę na razie mówił.

D.A. Czego ci możemy życzyć na dalszą część sezonu?

Jak najlepszych wyników z Bełchatowem i tego, byśmy pobili kolejną serię meczów bez porażki. Mam nadzieję, że ta dłuższa dopiero przed nami. Stać nas na to! Poza tym oczywiście jak największej liczby minut na boisku.