Zielonym piórem pisane

Czy warto było kochać tak – aż do bólu?

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

Dawno, dawno temu, za górami za lasami… Tak zwykle zaczynały się bajki naszego dzieciństwa, opowiadane bądź czytane nam przez bliskich. Dziś w Bełchatowie, wspominając sukcesy ukochanego klubu, coraz częściej zaczyna nam się wydawać, że to wszystko było tylko piękną opowieścią snutą na dobranoc. Ale my kibice wiemy, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Byliśmy częścią pięknej historii, byliśmy dumni z naszych barw, jeździliśmy za drużyną po całej Polsce będąc na dobre i na złe. GKS Bełchatów od zawsze był dumą regionu, dumą miasta i jego sportową wizytówką.

Dziś w górniczym mieście opowiada się już zupełnie inne bajki. Opowieści z miesiąca na miesiąc są coraz bardziej żenujące, a „bajkopisarze” żałośni. Nikt już w nic nie wierzy i przestaje się łudzić, że ta historia może być jeszcze piękna i ciekawa, na którą czeka się z zapartym tchem od meczu do meczu, od sezonu do sezonu.

Mówią, że nadzieja umiera ostatnia, ale ileż można żyć nadzieją? Nie pisałem felietonów na tej stronie przez trzy ostatnie lata. Dlaczego? Bo po pierwsze byłem „obrażony” na to, w jaki sposób GKS stoczył się z Ekstraklasy do drugiej ligi, chociaż już próbowałem się oswajać z tym faktem. W końcu przez wiele lat byliśmy przyzwyczajeni do ekstraklasowego luksusu. Zupełnie inna atmosfera okołomeczowa, gorączka w mediach i na mieście. Dookoła gwiazdy polskiej piłki. Sami przyznacie, że to zupełnie inna para kaloszy. A po drugie, przez tyle lat bycia częścią ekipy GKS.net.pl, napisałem o tym klubie chyba wszystko. A może po prostu się wypaliłem.

Przychodzi jednak taki moment, kiedy człowiek mówi sobie dość, a czas pozwala spojrzeć na wszystkie sprawy z zupełnie innej perspektywy. Wreszcie w zeszłym roku odważyłem się po raz pierwszy obejrzeć słynny dokument Canal+ „Siedem dni od mistrzostwa”. Nie byłem w stanie tego zrobić, pamiętając niemalże każdy dzień, każdy mecz z tamtego sezonu i jego finał. Serce krwawiło aż do bólu. Dziś już wszyscy wiemy, że o takich chwilach możemy jedynie pomarzyć, a życie przeszłością nie ma sensu.

Dlaczego tak się stało? Dlaczego doczekaliśmy takich czasów? Odpowiedzi wcale nie należy szukać tylko i wyłącznie w ostatnim sezonie, a puzzli składających się na tą smutną historię jest cała masa. Legendarny Orest Lenczyk odchodząc z klubu w tamtym okresie powiedział, że nie zamierza kłaniać się głupszym od siebie. Kogo miał na myśli? Trudno powiedzieć, ale fakt jest taki, że nie specjalnie mielismy szczęście do zarządzających, a wokół klubu zawsze kręciło się sporo osób, które prawdopodobnie miały w tym swoje interesy niekoniecznie współgrające z dobrem klubu.

Od zawsze byliśmy redakcją, która pisała o klubie w sposób bezkompromisowy i kiedy należało chwalić to chwaliliśmy, a kiedy ganić, to ganiliśmy. Zawsze na pierwszym miejscu leżało i leży nam dobro naszego klubu. Zawsze głównym priorytetem dla nas jest to, aby Gieksa mieniła się pełnią barw, choć wielu często uważało, że działamy na niekorzyść klubu. Nie wszystko co pisaliśmy było wygodne, ale trudno było nam przechodzić obok rzeczy, które w naszej opinii mogły szkodzić klubowi na dłuższą metę. To co robimy, robimy z pasji i miłości do naszego klubu. Włodarze odchodzą, a my byliśmy, jesteśmy i będziemy. Nie jest istotne, w której lidze będzie grał GKS, my będziemy na posterunku. I tu jest sedno całej sprawy.

Kto zatem rozliczy wszystkich tych, którzy faktycznie działali na szkodę klubu? Kto doprowadził przez te lata do tak potężnych długów, w sytuacji kiedy w klubie płynęły regularnie pieniądze od sponsora? Kto zaniedbał działania marketingowe i budowanie właściwego PR? Dlaczego w Bełchatowie jedyna strategia jaka obowiązuje to „PGE albo śmierć”? Dlaczego tak łatwo daliśmy się uwikłać w polityczne gierki, a kolejni politycy wycierali sobie twarz naszymi barwami? Pytań jest wiele, wiele więcej.

Przykre jest to, że GKS jako symbol miasta i integrator społeczny, który ma już zapisaną swoją historię w polskiej piłce, stanął na krawędzi upadku i musi żebrać o łaskę energetycznego potentata, będąc przecież„kopalnianym” dzieckiem. Smutne jest to, że ludzie, którzy kiedyś podejmowali decyzje, dziś nie mają nic do gadania, albo w ogóle już nie ma takich ludzi, którzy mogliby cokolwiek.

Przykro patrzeć na to jak projekt, który został zapoczątkowany przez najlepszego trenera jakiego mieliśmy od lat Artura Derbina i jego zespół, właśnie na naszych oczach zaczyna upadać. Fantastyczny sukces, który wydawał się mało realny, czyli awans do Fortuna 1 ligi miał być tym krokiem, który dałby klubowi tak bardzo potrzebną stabilizację, a okazał się krokiem ku niebytowi. Zostaliśmy oszukani i wystawieni na pośmiewisko. GKS na to nie zasłużył!

Łezka się w oku kręci, kiedy z klubu zmuszony jest odejść (bo tak trzeba to nazwać) ojciec sportowego sukcesu. T wyraźny przekaz dla nas kibiców. Dobrze to już było i nie ma co się łudzić. Szkoda, bardzo szkoda.

Agnieszka Chylińska w formacji O.N.A. śpiewała:
Kiedy powiem sobie dość
A ja wiem, że to już niedługo
Kiedy odejść zechcę stąd
Wtedy wiem, że oczy mi nie mrugną […]
Odejdę cicho, bo tak chcę
I ja wiem, że będę wtedy sama
Nikt nawet nie obejrzy się
I ja wiem, że będzie wtedy cicho…

Artur Derbin długo robił doskonałą robotę w warunkach potężnego kryzysu. Pewnie długo bił się z myślami, czy to ma sens. W końcu stało się to, czego mogliśmy się spodziewać, po tym jak co chwilę od miesięcy słyszymy: „zaraz zapłacimy”, „jutro będzie umowa”, itd. Trener Derbin oprócz tego, że to świetny fachowiec, to okazał się też fantastycznym człowiekiem. Dwa lata współpracy z nim to była prawdziwa przyjemność. Tym bardziej w chwilach rozstania, właśnie takich ludzi trzeba stawiać na piedestale i pewnym jest, że takie odejście nie może być ciche, nie może być zwykłą informacją jakby nic się nie stało. Po prostu nie może.

Trenerze Derbin, jeszcze raz Dziękujemy!

Co przyniosą kolejne dni? Czas pokaże. Czy warto było (jest) kochać ten klub aż do bólu? Warto! Byliśmy, jesteśmy, będziemy!