Tydzień temu pisałem o dobrej grze drużyny w meczu z Chrobrym i w sumie pojedynek z Zagłębiem Sosnowiec wyglądał bardzo podobnie. Ten głogowski promyk nadziei dał nam wszystkim ogrzać się po sobotnim zwycięstwie.
Pierwsza połowa była z naszej strony niezła, choć bez wyraźnej przewagi. Sytuację z prawidłowo zdobytym golem Pawła Czajkowskiego analizowałem kilka razy i za każdym wyszło mi, że najbardziej zawinił arbiter główny. Wiem, że wielu z was bardziej obwinia drugiego asystenta, ale na każdym szkoleniu sędziowskim powiedzą wam, że boczny ma obowiązek patrzeć na linię spalonego i to jest jego główne zadanie.
Proszę sobie sprawdzić jeszcze raz na spokojnie ustawienie sędziego liniowego. Według mnie jest prawidłowe. Po prostu patrzy, czy żaden z piłkarzy GKS nie jest na pozycji spalonej. Co innego sędzia główny. On powinien tego gola dostrzec nawet stojąc na środku boiska. Tutaj nie ma mowy o minimalnie przekroczonej linii, gdzie któryś z sędziów musiałby się długo zastanawiać czy był gol, czy go nie było. Piłka jest w bramce dobre pół metra. Myślę, że najlepszym komentarzem do formy pana arbitra Dominika Sulikowskiego będą słowa trenera Przemysława Cecherza:
Po przerwie znów, jak tydzień temu, widzieliśmy GKS, który chciał odebrać piłkę już na połowie rywala. Najlepiej od razu po jakimś wyrzucie z autu. Ataki napędzał Emile Thiakane, który najpierw w 66. minucie odebrał piłkę przy linii bocznej, później podał do Pawła Czajkowskiego, i już wtedy niewiele brakło, a padłby gol na 1:1. W ogóle bardzo przyjemnie patrzyło się na wszystkie wrzutki na wolne pole do Bartka Biela, któremu chciało się do tych piłek biegać. Tak GKS stwarzał sobie bardzo groźne okazje. Najlepszym dowodem rzut karny wywalczony przez „Bielika” po wejściu w pole karne.
Na osobny akapit zasługuje Pan Piłkarz Mariusz Magiera. To, że nie pograł przy nim Fabian Piasecki to jedno, ale zagrożenie po wrzutkach ze stałych fragmentów, jakie siał pod bramką Zagłębia, to drugie. Lewa stopa ułożona perfekcyjnie. Inni wykonawcy stałych fragmentów w naszym zespole powinni nosić piłki za Panem Mariuszem i prosić o lekcje! Jak przypomnę sobie te wszystkie piłki bite po rzutach rożnych, które zatrzymywały się na pierwszym obrońcy… Ech, szkoda gadać.
Trzeba też docenić pracę dla zespołu, jaką wykonał Patryk Winsztal. W ubiegłym tygodniu mylnie oceniłem zaangażowanie Patryka w grę. W sobotę po raz pierwszy wyszedł od pierwszej minuty i dawał z siebie bardzo dużo. W głowie został mi obrazek jeszcze z pierwszej połowy, kiedy GKS miał aut na wysokości własnego pola karnego. Piłkę dostał Patryk, mając „na plecach” dwóch przeciwników. Nie było żadnej paniki, tylko eleganckie przytrzymanie piłki, zastawienie ciałem, i w efekcie wywalczony kolejny wrzut z autu. Takich sytuacji było w całym meczu jeszcze kilka, i wydaje mi się, że swoją grą Patryk posadził na ławce Przemka Zdybowicza na dłużej niż jeden mecz.