WYWIAD GKS.NET.PL

Paweł Lenarcik: Każdy z nas zawodników powinien stanąć w prawdzie

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

– Naszą drużynę stać na awans i jeżeli w klubie nic złego się nie wydarzy, awansujemy do 1. ligi – powiedział w rozmowie z GKS.net.pl bramkarz „Brunatnych” Paweł Lenarcik. O trenerze Robakiewiczu, pamiętnym rzucie karnym w Siedlcach, rywalizacji w bramce – o tym wszystkim (i nie tylko!) przeczytacie poniżej. Zachęcamy do lektury.

Damian Agatowski (GKS.net.pl): W 2014 roku w wieku 19 lat podpisałeś pierwszy profesjonalny kontrakt. GKS wracał wówczas do Ekstraklasy, a ty znalazłeś się w szerokiej kadrze seniorów, jak to wspominasz?

Paweł Lenarcik (bramkarz GKS Bełchatów): Już przy spadku z Ekstraklasy w sezonie 2012/13 powoli wchodziłem do pierwszej drużyny, biorąc udział w treningach. Później w 1. lidze byłem cały czas w szerokiej kadrze, trenowałem z pierwszym zespołem. I tuż po awansie, trener chciał abym podpisał kontrakt, na co oczywiście się zgodziłem. To było naprawdę fajne uczucie, że klub z Ekstraklasy chciał podpisać ze mną umowę. Jestem w Bełchatowie już siódmy rok. Czas leci.

Nie żałujesz, że nie dostałeś szansy debiutu w Ekstraklasie, choćby w ostatnim meczu z Górnikiem Łęczna, który już wtedy o niczym nie decydował?

Patrząc z perspektywy czasu, nie żałuję. W tamtym momencie zdecydowanie nie byłem mentalnie przygotowany na zderzenie z Ekstraklasą. To była głównie decyzja trenera Robakiewicza i już kiedyś wspominałem, że jestem mu za to wdzięczny. Gdybym wtedy zadebiutował, a mecz by mi nie wyszedł, mógłbym się „spalić”.

Przełom nastąpił po spadku z Ekstraklasy. Przyszedł trener Ulatowski, postawił na młodość, poza tym na jednym z treningów Maciej Krakowiak doznał kontuzji. Upatrywałeś w tym szansy dla siebie?

Przed sezonem wiedziałem, że do klubu przyjdzie doświadczony bramkarz, który występował w Ekstraklasie. Dużo rozmawiałem z trenerem Robakiewiczem o tej sytuacji, spokojnie czekając na swoją szansę. Kiedy już ją dostałem, wydaje mi się, że dałem odpowiednie argumenty trenerowi Ulatowskiemu, że w przypadku kontuzji Maćka, będę gotowy by zająć jego miejsce.

A jak wspominasz swój debiut w pierwszej drużynie GKS?

Był to wygrany mecz w 1/16 Pucharu Polski z Bytovią (1:0). Z tego co pamiętam, miałem dwie lub trzy dobre interwencje. W ogóle cała drużyna zagrała wtedy dobry mecz, dzięki temu awansowaliśmy do następnej rundy.

Sprawiasz wrażenie człowieka bardzo opanowanego. Lecz po  meczu z Pogonią Siedlce (0:1) w 1.lidze po dyskusyjnym rzucie karnym podyktowanym w 82 minucie, trener Rafał Ulatowski w jednym z wywiadów powiedział o tobie: „Kiedy widzę Pawła Lenarcika, który dostaje delirium ze względu na to, że przysięgał, iż najpierw trafił w piłkę, a dopiero potem w rywala i cały jest w szlochu z powodu tego, co się stało – to jest to 10 minut, które decyduje o wpływie tego, jak trener postrzega swoich piłkarzy zaraz po meczu”. Jednak potrafisz się zagotować.

Pamiętam tamtą sytuację i podtrzymuje to co wtedy mówiłem, że najpierw  trafiłem w piłkę. Sędzia wówczas dość długo podejmował decyzję o odgwizdaniu rzutu karnego. Teraz z perspektywy czasu wiem, że takie „zagotowanie się” w niczym nie pomaga. To zasługa trenera Pawła Rompy, który zmienił moje podejście do takich sytuacji, tłumacząc, że nerwy źle wpływają na twoje późniejsze decyzje. A wracając do wspomnianego meczu z Pogonią, analizując swoje zachowanie, sam siebie nie poznawałem. W perspektywie walki do utrzymanie był to dla nas niezwykle istotny mecz. Ta porażka podłamała nas psychicznie.

Co się stało, że po dobrej rundzie jesiennej, przyszła katastrofalna wiosna i GKS spadł wówczas do 2. ligi? Jak to wytłumaczysz?

Według mnie wpływ na to miały decyzje personalne podjęte w przerwie zimowej. Trener Ulatowski oddał na wypożyczenie kilku zawodników (m.in. Bartosiak, Zięba), którzy w tamtym okresie tworzyli atmosferę w szatni i scalali zespół. Później się to zepsuło, nie wiem z jakich względów. Jesienią trzymaliśmy się razem, spotykaliśmy się po meczach. Tworzyliśmy zespół nie tylko na boisku. Jeden za drugiego skoczyłby w ogień. Wiosną wszystko się posypało. Morale spadło, a szatnia się podzieliła.

…ale podzieliła się w takim sensie, że wychowankowie klubu i zawodnicy od lat związani z GKS trzymali się razem, a ci którzy przyszli tuż przed sezonem, poszli w przeciwną stronę?

Po prostu zabrakło osoby, która by to wszystko złapała od środka i połączyła w całość. Każdy próbował na swój sposób ratować 1. ligę dla GKS-u i jak to się skończyło, doskonale pamiętamy.

Czy nie uważasz, że wcześniejsze decyzje dotyczące zmiany szkoleniowca uratowałyby 1. ligę dla Bełchatowa? Zaraz po odejściu trenera Ulatowskiego rozbiliście przecież Bytovię 5:1.

Na ten mecz z Bytovią nie należy patrzeć z tej perspektywy. To była ostatnia kolejka, obie drużyny właściwie o nic już nie walczyły. Nasz skład w większości opierał się o młodych zawodników, którzy chcieli się pokazać z jak najlepszej strony. Dlatego nie patrzyłbym na wynik tego spotkania przez pryzmat nieobecności na ławce trenera Ulatowskiego. Wydaje mi się, że trener w pewnym momencie zwyczajnie się pogubił i wyszło jak wyszło. Przede wszystkim jednak każdy z nas, zawodników powinien stanąć w prawdzie i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy zrobił naprawdę wszystko aby uratować klub przed spadkiem do 2. ligi.

W ubiegłym sezonie rozegrałeś w lidze 24 mecze, w dziewięciu zachowałeś czyste konto. Dlaczego w tym sezonie częściej widzimy cię na ławce rezerwowych niż na boisku?

O to trzeba zapytać trenera (śmiech). A mówiąc poważnie, niedawno rozmawiałem z trenerem o mojej obecnej sytuacji i myślę, że rywalizacja z Arkiem Moczadło o grę w bramce jest na tyle wyrównana, iż trener co mecz ma spory ból głowy, na którego z nas postawić. Z ust trenera padły takie fajne słowa, że „teraz dużo lepiej wyglądam w grze niż w poprzednim sezonie”. Oczywiście Arek także zrobił ogromny postęp u trenera Rompy, który naprawdę dużo analizuje i podpowiada nam, jak powinniśmy się zachować w danej sytuacji meczowej. Obaj podnosimy swoje umiejętności, a o tym kto zagra w następnym meczu, decydują niuanse.

Przed sezonem wydawało się, że ty właśnie będziesz numerem 1 w bramce GKS, a Arek Moczadło przychodzi bardziej jako uzupełnienie. Tymczasem od pucharowego meczu z Chojniczanką to on regularnie broni. Jakie cechy piłkarskie o tym zdecydowały?

Każdy z nas ma inne atuty. Arek pomimo niższego wzrostu jest naprawdę dynamicznym bramkarzem. On jest lepszy na linii, ja lepiej gram nogami. Ja się uczę od niego, on się uczy ode mnie. Ta nasza rywalizacja jest na zdrowych zasadach. Szkoda tylko, że ostatnio on broni, a nie ja (śmiech).

Współpracowałeś z kilkoma trenerami. Któremu z nich zawdzięczasz najwięcej, a którego najmilej wspominasz?

Nieistotne jest którego trenera lepiej wspominam. U każdego nauczyłem się czegoś nowego. Na pewno wiele zawdzięczam trenerowi Zbigniewowi Robakiewiczowi, który mnie wprowadzał do dorosłej piłki. Do dzisiaj mamy ze sobą kontakt i nawet pojawił się temat moich przenosin do Korony Kielce, kiedy trener Robakiewicz tam jeszcze pracował. Ostatecznie jednak nic z tego nie wyszło. Z kolei najbardziej profesjonalne podejście do pracy z bramkarzami ma trener Paweł Rompa, który zmienił moje podejście do treningu, do meczu, do życia – nawet tego prywatnego.

A z którymi meczami masz najlepsze wspomnienia? Remis w Legnicy z Miedzią, kiedy obroniłeś rzut karny, wygrana w Tarnobrzegu z Siarką, 1 finału rozgrywek w CLJ, kiedy znaleźliście się w gronie ośmiu najlepszych drużyn w Polsce, pechowo odpadając z Pogonią Szczecin czy jeszcze z jakimś innym?

Z żadnym z tych, które wymieniłeś. Najbardziej pamiętam mecz z Odrą Opole w Bełchatowie, gdzie bezbramkowo zremisowaliśmy – był to jak na razie chyba mój najlepszy mecz w dotychczasowej przygodzie piłkarskiej – oraz wspomniany wcześniej debiut z Bytovią, kiedy do zwycięstwa dołożyłem swoją cegiełkę.

Z tamtej młodej drużyny GKS-u, która dotarła do ćwierćfinału Centralnej Ligi Juniorów, niewielu z was gra na poziomie centralnym. Większość chłopaków biega po boiskach III i IV ligi lub w ogóle przestała grać. Jak myślisz, dlaczego tak się stało?

Mieliśmy wtedy naprawdę fajną drużynę. Do dzisiaj z większością utrzymujemy stały kontakt i potrafimy się spotykać – w miarę możliwości – w większym gronie. To był mocny rocznik 95/96. Szkoda, że tak mało chłopaków gra obecnie na poziomie centralnym, bo są to: Szymański, Podleśny, Bociek i ja. Dlaczego tak mało? Myślę, że większość chłopaków zrozumiała, że po skończeniu liceum nie wszyscy będą mieli okazję grać regularnie, więc należało obrać najwłaściwszy kierunek, albo studia albo praca, połączona ewentualnie z grą w niższych ligach.

Wolisz takie mecze, w których niewiele się dzieje pod twoją bramką, czy raczej takie gdy musisz często interweniować?

Najgorsze mecze są wtedy, kiedy przez 90 minut właściwie nic się nie dzieje pod twoją bramką, a przychodzi 91 minuta, przeciwnikowi wychodzi jedna wrzutka w pole karne, piłka trafia pod nogi rywala i wtedy tak naprawdę musisz się wykazać niebywałą koncentracją, by uratować swój zespół przed utratą gola. Zdecydowanie wolę więc mecze, w których od czasu do czasu coś się jednak dzieje pod moją bramką.

A jak sobie radzisz z wpuszczonym golem, zarówno tym z twojej winy oraz tym przy, którym nie miałeś nic do powiedzenia? Wracasz do domu i analizujesz, czy starasz się od razu zapomnieć?

Staram się podchodzić do tego spokojnie. Kiedyś bardziej przeżywałem, zachowywałem się ekspresyjnie po każdej straconej bramce. Teraz owszem analizuje, ale wyciągam też wnioski. Myślę, że nie ma sensu się zbytnio denerwować i trzymać takich rzeczy w głowie, bo nawet najlepszym bramkarzom zdarza się wpuszczać gole.

Po odejściu z klubu Dawida Dzięgielewskiego, Roberta Pisarczuka czy Szymona Zgardy, kto w szatni GKS-u odpowiada za atmosferę?

Wszyscy. Generalnie cała szatnia trzyma się razem, chociaż „Klepa”, Robert Chwastek czy Michał Ciarkowski mają fajne historie, które czasami opowiadają i wtedy naprawdę jest się z czego pośmiać.

Posiadasz jakieś swoje przedmeczowe rytuały?

Lubię przed meczem pożartować z naszym masażystą (śmiech). Staram się nie myśleć wyłącznie o meczu. Koncentracja owszem, ale najlepszym sposobem na przedmeczowy stres są w moim przypadku luźne rozmowy.

Jakbyś porównał GKS z poprzedniego sezonu; z Krzywickim, Papikyanem czy Dzięgielewskim w składzie, do obecnego z Gielem, Pietroniem i Garuchem?

Każdy z wyżej wymienionych dawał drużynie coś od siebie. Dzięgielewski czy Papikyan potrafili dryblingiem zrobić różnice w ataku. Teraz w kadrze mamy trochę  innych zawodników i moim zdaniem przy obecnej kadrze jesteśmy w stanie osiągnąć lepszy wynik niż w poprzednim sezonie.

Przed sezonem wiele mówiło się w klubie o awansie, początek ligi był obiecujący, jednak ostatnie mecze to remisy i porażki. Gdzie się podział skuteczny GKS, który potrafił wbić 5 goli Siarce czy zwyciężyć 4:1 w Stalowej Woli?

Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Wydaje mi się, że każda drużyna w ciągu sezonu ma moment kryzysowy. Dziś kryzys dopadł nas, bo choć stwarzamy sobie sytuacje, brakuje nam wykończenia, a czasami po prostu odrobiny szczęścia. Przykład z ostatniego meczu z ROW-em Rybnik. Bartek Bartosiak ma okazję na siódmym metrze, wydaje się pewna bramka, a tu obrońca w ostatniej chwili wybija piłkę na rzut rożny. Ułamki sekund decydują o efekcie końcowym. Teraz potrzebne jest nam zwycięstwo. Nie ważne w jakim stylu, nie ważne jaką różnicą bramek. Jak tylko wygramy jeden mecz, wierzę, że wszystko wróci na właściwe tory.

Wiara we własne umiejętności spada po takich meczach jak ostatnio u siebie z ROW-em Rybnik?

Nie tyle wiara we własne umiejętności, co pewność siebie. Każdy z nas zna swoją boiskową wartość, wie ile może dać drużynie. Myślę, że w najbliższym meczu udowodnimy, że potrafimy grać w piłkę i potrafimy strzelać bramki, a przy okazji zagramy wreszcie na zero z tyłu. Wtedy z pewnością złapiemy rytm z początku sezonu.

Co wam tuż po meczu z ROW-em powiedział w szatni trener Mariusz Pawlak?

Powiedział, że brakowało nam zdecydowania w pojedynkach z przeciwnikiem i wygrania drugiej piłki, gdzie rywal w drugiej połowie w tym aspekcie gry był od nas lepszy. Druga sprawa to stałe fragmenty gry, gdzie wiedzieliśmy przed meczem, że dla ROW-u będzie to najlepsza okazja do zdobycia bramki. Niestety nie udało nam się zrealizować wszystkich założeń taktycznych, dlatego przegraliśmy.

Jak GKS musi zagrać w sobotę by nie wracać z Elbląga z pustymi rękami?

Przede wszystkim skutecznie i z odrobiną szczęścia, bo ono w sporcie jest niezwykle istotne.

Za nami połowa rundy jesiennej. Jakbyś ją podsumował w wykonaniu GKS-u?

Na pewno strata punktowa, jaką mamy do drużyn z czołówki jest do odrobienia. Wystarczy wygrać dwa lub trzy mecze i doskakujemy do pierwszej trójki. Choć z drugiej strony należy pamiętać, że między nami, a zespołem z 11. miejsca są tylko dwa punkty różnicy, więc granica błędu jest niewielka. My patrzmy jednak w górę i w przypadku zwycięstwa w Elblągu, zapomnimy o tych czterech ostatnich meczach, które nie zakończyły się po naszej myśli.

Piotr Giel dał słowo na prezentacji przedsezonowej i tuż po meczu z ŁKS, że awans wywalczycie i zamierza się z danego słowa wywiązać. Czy Paweł Lenarcik podpisze się pod tą deklaracją?

Powiem tak, naszą drużynę stać na awans i jeżeli w klubie nic złego się nie wydarzy, awansujemy do 1. ligi.

A jak porównasz sytuację finansowo-organizacyjną w klubie do tej z ubiegłego sezonu?

Zmieniła się o 180 stopni. Oczywiście na dobre! Porównując nasz klub do innych II-ligowych zespołów, GKS wygląda bardzo profesjonalnie. Podejście trenerów, zawodników i przede wszystkim zarządu pokazuje, że wszystkim zależy, aby wyprowadzić nasz klub na zasłużone miejsce, czyli minimum do 1. ligi.

Czego mogę ci życzyć na zakończenie?

W najbliższych dniach urodzi mi się dziecko, więc chyba przede wszystkim zdrowia. Jak będzie zdrowie, to będzie też szczęście, a wszystko inne przyjdzie w odpowiednim momencie. No i może jeszcze powrotu do bramki – czego sam sobie życzę (śmiech).