Po meczu w Lubinie wiemy to, co wiedzieliśmy już wcześniej, czyli wszystko po staremu. Do poprawy prawie cały GKS…
Mecz z Zagłębiem Lubin był trudny dla Michała Probierza z bardzo prostego powodu. Żaden szkoleniowiec nie odmieni gry ostatniego w tabeli zespołu w dwa dni. Jak już napisałem w przedmeczowej zapowiedzi, wiemy na pewno, że Probierz to człowiek. Czy cudotwórca – czas pokaże. I tak, utrzymanie GKS-u należy powoli rozpatrywać w kategorii piłkarskiego cudu. Oczywiście jeszcze nic nie przesądzamy, bo w polskiej Ekstraklasie nie takie rzeczy się działy, ale…
Cóż, punktów szkoda tym bardziej, że pierwsza połowa piątkowego pojedynku wyglądała obiecująco. Bardzo często do gry pokazywał się Marko Simić, który „przekładanką” nad piłką zwodził obrońców Miedziowych. Szybkość Tomka Wróbla była jak co mecz, ale sam jeden Wróbel to za mało na jakąkolwiek drużynę w tej lidze. Na pewno szkoda sytuacji Mirka Bożoka. To tyle jeżeli chodzi o pierwszą połowę, bo o drugiej lepiej nie pisać. Ze wszystkich piłkarzy GKS-u zeszło powietrze i obudzili się dopiero po stracie gola, czyli w 90. minucie.
Na pewno, co wie trener, trzeba popracować nad skutecznością. WSZYSTKICH! Bo nie tylko Paweł Buzała jest na boisku…
Wiemy też, że lewa strona obrony to nie jest pozycja dla Szymona Sawali. Jeżeli już z konieczności musi grać tam piłkarz, który nominalnym skrajnym obrońcom nie jest, to niech będzie to Maciej Wilusz, a w środku defensywy obok Maćka Szmatiuka można spróbować Pawła Giela. Wysoki jest? Jest. Do wybijania piłek się nadaje. Warto to sprawdzić, bo gorzej i tak nie będzie.
Fajnie patrzy się na Adama Stachowiaka, który w końcowych minutach meczu biegnie w pole karne przeciwnika i liczy na jakiś strzał. Każdy dobry bramkarz musi być trochę szalony i my te wycieczki Stachowiaka rozpatrujemy właśnie w kategorii szaleństwa.
{jvotesystem poll=|29|}