Trzymałem się z Rafałem Grodzickim, Dawidem Nowakiem, Maćkiem Małkowskim, Maćkiem Korzymem, nie wspominając o starszych, jak Piotrek Lech, Mariusz Ujek, Grzesiu Fonfara. No, jakbym o Grzesiu zapomniał, to chyba musielibyśmy jeszcze raz nagrywać! Nie należałem do konfliktowych osób, można mnie było lubić i szanować czego efektem jest to, że do dzisiaj z wieloma chłopakami utrzymujemy kontakt i pomagamy sobie w niektórych sprawach – powiedział na łamach oficjalnej strony naszego sobotniego rywala, grający trener Rozwoju Tomasz Wróbel.
Mecz z Bełchatowem: szczególny czy jak każdy inny?
(…) To na pewno szczególny mecz, bo spędziłem w Bełchatowie fantastyczne lata, fantastyczne chwile.
7,5 roku w Bełchatowie: dużo czy za dużo?
Nie wiem, czy za dużo. Chyba nie, bo do dzisiaj bardzo dobrze wspominam czas spędzony w Bełchatowie. Poznałem tam świetnych zawodników, miałem możliwość pracy z wieloma bardzo dobrymi trenerami, więc to też ukształtowało mnie trochę jako człowieka. Spojrzenie na ten – może – przyszły zawód będę miał bardziej zróżnicowane aniżeli w sytuacji, kiedy pracowałbym tylko z osobami z regionu. To wielki plus. Poznałem też wielu ludzi spoza klubu, z którymi do dziś utrzymuję kontakt i wiem dobrze, że jakbym miał jakiś problem, to mógłbym zwrócić się do nich z prośbą o cokolwiek. Przeżyłem tam naprawdę świetne chwile i mogę mówić o tym miejscu w samych superlatywach.
Szansa na duży transfer z GKS-u Bełchatów: była czy niekoniecznie?
Była. Jeśli mówimy o najfajniejszym transferze w ramach polskiej ligi, to był to Lech Poznań. Rozmawialiśmy już na temat kontraktu, było ciekawie, ale – niestety – miałem jeszcze pół roku do końca umowy w Bełchatowie i na przeszkodzie stanęły kwestie finansowe dotyczące sprzedaży mnie. Co do zagranicznego klubu – był jeden z Rosji. Miałem tam pojechać na 2-3 dni się pokazać. Nie chcę zdradzać nazwy (Anży Machaczkała – dop. red.). Wiele osób wie o tym, bo wspominam o tym nawet w luźnych rozmowach. No i w kontekście żartów, bo jak się dowiedziałem, kto pół roku później tam grał, to… No, mogło być naprawdę ciekawie (Roberto Carlos – dop. red.).
Wicemistrzostwo Polski w 2007 roku: sukces czy porażka?
Zaraz po jego zdobyciu uważałem, że to moja osobista porażka. Przegrywając coś, nigdy nie wygrywasz, ale gdy ten czas tak biegnie, to myślę sobie, że wykonaliśmy wtedy kawał naprawdę dobrej roboty. Od prezesów, przez trenerów, po zawodników. Bardzo mile to wspominam. W takim mieście jak Bełchatów nie jest łatwo o zdobycie wicemistrzostwa Polski. Pokazaliśmy, że sumienną pracą można do czegoś dojść.