Arkadiusz Malarz: Mecz w Stróżach jak finał Ligi Mistrzów

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

– Zrobimy wszystko by ten finał wygrać. Od początku tygodnia mobilizujemy się na to spotkanie. Co najważniejsze, w klubie znów panuje dobry nastrój i wszystko jest pod kontrolą – mówi przed sobotnim meczem golkiper GKS.

Mrozicie już szampany w Bełchatowie?
Jest na to za wcześnie, bo nie wywalczyliśmy jeszcze promocji. Jeśli wygramy w najbliższej kolejce z Kolejarzem, wtedy wystrzelą korki od szampanów. Na razie do kwestii awansu podchodzimy na chłodno, ale znamy swoją wartość i wiemy, że w I lidze możemy wygrać z każdym.

Sobotni mecz z Kolejarzem Stróże jest dla was jak finał Ligi Mistrzów?
Można tak powiedzieć, bo wiemy, o co walczymy. Zrobimy wszystko by ten finał wygrać. Od początku tygodnia mobilizujemy się na to spotkanie. Co najważniejsze, w klubie znów panuje dobry nastrój i wszystko jest pod kontrolą.

Jeszcze niedawno nie było tak sielankowo, bo przegraliście trzy spotkania z rzędu. Dlaczego w końcówce sezonu wpadliście w dołek?
Nie potrafię tego w racjonalny sposób wytłumaczyć. Każda drużyna w przeciągu całego sezonu przeżywa mniejszy lub większy kryzys, nam się to przytrafiło pod koniec rozgrywek. Na szczęście obniżkę formy mamy już za sobą. Moment zwrotny nastąpił w drugiej połowie przegranego meczu w Ząbkach. Wtedy się podnieśliśmy i zaczęliśmy grać jak przez większość sezonu. Później przyszło zwycięstwo nad Flotą. Po tym meczu zeszło z nas ciśnienie, bo do gry wrócił stary-dobry Bełchatów. O porażkach już zapomnieliśmy.

Po trzech wpadkach z rzędu mieliście myśli typu: „chyba nie damy rady awansować”?
Jesteśmy pewni swoich umiejętności i mogę pana zapewnić, że nie było mowy o zwątpieniu. Choć w szatni padły mocne słowa. Rozmawialiśmy między sobą i ze sztabem szkoleniowym i wyjaśniliśmy sobie kilka spraw. Efekty było widać w meczu z Flotą.

Wśród pierwszoligowców może pochwalić się pan bogatym CV. Jak to się stało, że prawie anonimowy bramkarz w Polsce podpisał kontrakt w Grecji?
Do Grecji wyjechałem po krótkim pobycie w Lechu, gdzie wiele się nie nagrałem. Po sezonie spędzonym w Poznaniu byłem na obozie przygotowawczym z Zagłębiem i miałem w Lubinie podpisać kontrakt, ale pojawiła się oferta z Xanti. Pierwotnie miałem tam walczyć o pozycję drugiego bramkarza, ale szybko wywalczyłem sobie miejsce w składzie, którego nie oddałem już do końca rozgrywek.

Po udanym sezonie w barwach Xanti trafił pan do wielkiego Panathinaikosu. Jak wspomina pan pobyt w Atenach?
To był świetny czas. Po dobrym sezonie w barwach Xanti interesowały się mną trzy wielkie kluby: Panathinaikos, Olympiakos i AEK. Podpisałem pięcioletni kontrakt z Panathinaikosem i od razu wywalczyłem miejsce w składzie. Niestety, nasz trener był zwolennikiem rotacji w składzie i w każdym meczu wymieniał po kilku zawodników. Ja też musiałem się zmieniać w bramce. W pierwszym sezonie przegraliśmy walkę o tytuł z Olympiakosem. Później przyszedł nowy trener, który nie widział dla mnie miejsca w drużynie i odszedłem do Larissy.

Całość przeczytasz TUTAJ