Głębokie przemyślenia o górniczym klubie

Niełatwe początki na ławce trenerskiej GKS Bełchatów

#gksnigdyniezginie
#gksnigdyniezginie

Efekt „nowej” miotły lub bardziej nowego zarządzającego, czyli Marcina Węglewskiego na ławce trenerskiej GKS-u Bełchatów skłoniły mnie do pewnych przemyśleń. Czy pamiętacie, jak pracę w Bełchatowie rozpoczynał Artur Derbin? Z miejsca odmienił grę „Brunatnych”? A może szło mu jak po grudzie? W swoich rozważaniach postanowiłem cofnąć się do czasów Mariusza Pawlaka i Andrzeja Konwińskiego i przyjrzeć się ich początkom w ekipie „biało-zielono-czarnych”. Który z tej czwórki miał najlepsze liczby? O tym przekonacie się w dzisiejszym „cyferkowym” felietonie! Zapraszam.

1. Andrzej Konwiński: 6/9 możliwych punktów do zdobycia

Jako jedyny w poniższym zestawieniu miał możliwość przygotować zespół do nowego sezonu. Do Bełchatowa zawitał latem 2016 roku, by objąć rozbity GKS po Krystianie Kierachu, który dokończył sezon 2015/16 w miejsce zwolnionego Rafała Ulatowskiego. „Brunatni” byli wówczas spadkowiczem z I ligi i z pewnością marzyli o szybkim powrocie na zaplecze Ekstraklasy. Miał w tym pomóc właśnie Konwiński, który wcześniej pracował tylko w MKS Kluczbork. Rozpoczął od budowania zespołu na sezon 2016/17. To właśnie za jego kadencji do Bełchatowa zawitali m.in. Marcinowie Grolik i Ryszka, którzy swoją grą cieszą oczy bełchatowskich kibiców do tej pory. Oprócz nich na S3 zawitał król Twittera (szkoda, że nie boisk) Marcin Krzywicki, Robert Pisarczuk, Artur Lenartowski, Adrian Klepczyński czy Dawid Dzięgielewski. Był również Japończyk Takeru Okada, ale… możemy go pominąć jak Konwiński przy ustalaniu składu. Zanim nowy projekt został przetestowany na ligowych boiskach, GKS miał okazję mierzyć się w Pucharze Polski z Miedzią Legnica oraz… Miedzią II Legnica. Wygrana z rezerwami i porażka po rzutach karnych z pierwszą drużyną legniczan były jednak preludium do walki o ligowe punkty, na których chcę się skupić.

Ligowy sezon GKS Bełchatów zaczynał wówczas od domowego spotkania z Olimpią Zambrów. Trener Konwiński w sobotnie letnie popołudnie desygnował na murawę następującą jedenastkę:

Lenarcik – Pisarczuk, Grolik, Klepczyński, Szymorek – Andrzejczak, Rachwał, Lenartowski, Zgarda, Papikjan – Flaszka. 

Jednak zwycięstwo zapewnił joker z ławki rezerwowych: Marcin Krzywicki, który dwukrotnie pokonał bramkarza rywali i zapewnił komplet punktów w debiucie nowego trenera. Wymarzony początek, prawda?

W 2. kolejce I ligi sezonu 2016/17 bełchatowianie udali się do dalekiego Kołobrzegu. Tam po raz kolejny „Brunatni” zdobyli komplet punktów. Patryk Rachwał i Aghwan Papikjan w drugiej połowie spotkania strzelili po golu, a Paweł Lenarcik zachował drugie czyste konto w sezonie! Sześć punktów na sześć możliwych i okazja do świętowania na kołobrzeskiej plaży. Żyć nie umierać, bo to był wymarzony start sezonu! Spadkowicz z I ligi od samego początku pokazywał, że interesuje go tylko szybki awans na zaplecze Ekstraklasy…

… ale zejdźmy na ziemię. W 3. kolejce łańcuchy do nóg piłkarzy GKS-u Bełchatów przywiązali piłkarze Rakowa Częstochowa. Spotkanie rozpoczęło się dla „biało-zielono-czarnych” fenomenalnie, bowiem już w 2. minucie Marcin Krzywicki zdobył kolejną bramkę w tym sezonie. Jednak już w tamtych czasach GKS był w stanie przegrać mecz przed przerwą. Margol i Malinowski w pięć minut odwrócili losy spotkania i trener Konwiński po raz pierwszy musiał przełknąć gorycz porażki.

W tych trzech spotkaniach Konwiński skorzystał z umiejętności 17 zawodników, z czego aż 13 graczy wybiegło choć raz w wyjściowej „jedenastce”. Aż dziewięciu z nich pojawiało się na murawie od pierwszych minut. Oto „żelaźni wojownicy” Konwińskiego: Lenarcik, Pisarczuk, Grolik, Szymorek, Andrzejczak, Rachwał, Lenartowski, Papikjan oraz Flaszka.

To by było na tyle dobrego z czasów Konwińskiego. Start miał wyśmienity. 6 punktów w trzech meczach, pięć zdobytych bramek przy zaledwie dwóch straconych. Z czasem jego GKS zaczął grał coraz gorzej. Nie zdążył zapewne poznać miasta, a zimą już go nie było. 22 punkty, 6 zwycięstw i 9 porażek starczyło na 13. miejsce walecznego spadkowicza. Czy ktoś się spodziewał, że po tak dobrym początku, Andrzej Konwiński tak szybko opuści S3?

2. Mariusz Pawlak: 3/9 możliwych punktów do zdobycia

Bezkrólewie w Bełchatowie nie trwało długo. „Wuefistę Andrzeja” zastąpił bowiem Mariusz Pawlak – mistrz Polski z Polonią Warszawa, jednokrotny reprezentant Polski. Były obrońca przychodził do Bełchatowa po nieudanej misji w II-ligowym Gryfie Wejherowo i… nie napawało to optymizmem. 10 stycznia 2017 roku rozpoczął akcję odmrażania „Brunatnych”. Przepracował okres przygotowawczy, ściągnął do Bełchatowa m.in. Daniela Ciechańskiego czy Adama Nowaka (który zagrał 114 minut przez całą wiosnę). Jego ligowy debiut miał miejsce pod Jasną Górą, gdzie za sprawą celnie wykonanego rzutu karnego Patryka Rachwała „Duma Brunatnej Stolicy” zdobyła premierowy komplet punktów pod batutą nowego dyrygenta na ławce trenerskiej. Zaprezentujmy wyjściową jedenastkę z tego spotkania:

Bruchajzer – Bociek, Grolik, Witasik, Szymorek – Pisarczuk, Rachwał, Zgarda, Lenartowstki, Bartosiak – Dzięgielewski.

W kolejnym meczu Roberta Pisarczuka zastąpił Adrian Klepczyński, ale skład, który ograł częstochowian pechowo uległ przy S3 Polonii Bytom. Jedyna bramka w tym spotkaniu padła dopiero w 90. minucie, a strzelcem okazał się Kamil Włodyka. Stracone w końcówce punkty można było odrobić w Opolu, lecz graczom Pawlaka zabrakło koncentracji. W 48. minucie Dawid Flaszka wyprowadził GKS na prowadzenie, ale po dziesięciu minutach opolanie wyrównali… i poszli za ciosem strzelając jeszcze dwie bramki.

Premierowe meczowe trio trenera Pawlaka to zaledwie 3 zdobyte punkty. Jego podopieczni zdobyli tylko dwie bramki, tracąc przy tym cztery. W tych spotkaniach skorzystał z usług aż 19 zawodników, z czego piętnastu wybiegło choć raz w wyjściowej jedenastce. Natomiast Kamil Bruchajzer, Mikołaj Bociek, Mateusz Szymorek, Patryk Rachwał, Artur Lenartowski oraz Bartłomiej Bartosiak zaczynali spotkania z Rakowem, Polonią oraz Odrą od 1. minuty.

Mariusz Pawlak pozostał w Bełchatowie do kwietnia 2018 roku. W sezonie 2016/17 wywindował GKS na 9. miejsce w tabeli. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali sezonu 2017/18, bowiem Pawlak mógł przygotować zespół według własnej modły do 34. kolejek. Nie wytrwał jednak do końca sezonu, a jego miejsce zastąpił ten, który przywrócił nadzieję bełchatowskim kibicom.

3. Artur Derbin: 4/9 punktów możliwych do zdobycia

Start wiosny w wykonaniu drużyny Pawlaka nie zadowolił włodarzy GKS-u. Zaledwie pięć punktów na dwanaście możliwych skłoniły prezesa do zmiany na stanowisku trenera. To wtedy rozpoczęła się piękna dla bełchatowskiej piłki przygoda Artura Derbina z klubem ze Sportowej 3. Objął zespół w trudnym momencie – tuż przed domowym meczem z ŁKS-em Łódź.

Nowy szkoleniowiec nie zmienił wiele w wyjściowym składzie. Dokonał zaledwie trzech zmian (nie patrzę na zmiany wymuszone kontuzjami bądź kartkami, a na sam fakt obecności innego gracza) i tak od 1. minuty „Derbów Ziemi Łódzkiej” wystąpili:

Lenarcik – Sierczyński, Kendzia, Magiera, Ryszka – Garuch, Rachwał, Janosik, Flaszka, Bartosiak – Giel.

Początek debiutu Artura Derbina w roli trenera GKS-u Bełchatów był trudny. Już w 3. minucie Kamil Juraszek wyprowadził łodzian na prowadzenie, a w 39. minucie podwyższył wynik na 2:0 dla ŁKS-u. „Biało-zielono-czarni” w drugiej połowie odwrócili jednak losy spotkania. Bartłomiej Bartosiak i Dawid Flaszka zdobyli po bramce, a zremisowali trzeci mecz z rzędu.


Drugie starcie pod wodzą Derbina pamiętam doskonale. Ten mecz był niczym kolejka górska, która psuła się na samym szczycie podjazdu, by za chwilkę pomknąć w dół ze zdwojoną prędkością. Mówię to zarówno o grze zawodników GKS-u Bełchatów i Siarki Tarnobrzeg, ale i o jakości obrazu, który wstrzymywał moje emocje i relację na naszym profilu Facebook. Już w 1. minucie Patryk Janasik wyprowadził „Brunatnych” na prowadzenie. W 28. minucie swoje show rozpoczął natomiast Piotr Giel. Już cztery minuty później zdobył drugą bramkę, a „biało-zielono-czarni” prowadzili 3:0 i pewnie zmierzali po komplet punktów. Nic bardziej mylnego: w 33. minucie Filip Kendzia zaliczył trafienie samobójcze, a w 39. minucie Mateusz Broź wykorzystał rzut karny i zrobiło się 3:2. Na szczęście wszystkich pogodził Piotr Giel, który pięć minut przed przerwą skompletował klasycznego hat-tricka i ustalił wynik spotkania. To spotkanie pokazało, że era Artura Derbina może być interesująca.

Mecz numer 3, a zarazem ostatni, który rozpatruję to wyjazdowe starcie z ROW-em 1964 Rybnik. Na rodzinnym Śląsku Artur Derbin poniósł pierwszą porażkę jako trener GKS-u. Zdobył jednak 4 punkty na dziewięć możliwych, co można uznać za wynik solidny. Jego drużyna zdobyła 6 bramek, tracąc o jedną mniej. Już wówczas pokazał, że nie często będzie dokonywać zmian. Zaledwie 12 zawodników wybiegło w tych meczach od pierwszej minuty, a łącznie skorzystał z 18 graczy „Brunatnych”. Początki Derbina przy S3 to jedno, a dalsza przygoda z Bełchatowem to już historia.

4. Marcin Węglewski: 3/9 możliwych punktów do zdobycia

O ile poprzedni trenerzy przychodzili ze względu na słabe wyniki swoich poprzedników, to tym razem sprawa wygląda inaczej. Owszem, Artur Derbin zostawił zespół w dolnych rejonach ligowej tabeli, jednak jego decyzja o odejściu miała związek z ciągnącymi się problemami finansowymi i nieudolnością zarządu w poszukiwaniu nowego sponsora i funduszy na funkcjonowanie klubu.  Jego miejsce zajął dyrektor sportowy klubu – Marcin Węglewski, który ma za zadanie utrzymać (sportowo) drużynę w I lidze.

Sama sytuacja związana z pandemią jest bardzo trudna dla ludzkości, ale i świata sportu. „Brunatni” odczuli to jednak podwójnie, bowiem nie dość, że od miesięcy grają za darmo, to ponadto odszedł trener, który wprowadził drużynę na zaplecze Ekstraklasy. Ten marazm można było zauważyć w pierwszym meczu pod wodzą Węglewskiego. W porównaniu do ostatniego przed-pandemicznego spotkania nastąpiły cztery zmiany w „jedenastce”. Pechowe starcie z Sandecją Nowy Sącz rozpoczęliśmy w następującym ustawieniu:

Lenarcik – Grzelak, Grolik, Kołodziejski, Wołkowicz – Czajkowski, Małachowski – Thiakane, Ryszka, Biel – Zdybowicz.

Powyższa jedenastka nie sprostała jednak graczom z Nowego Sącza i już po pierwszej połowie przegrywała 0:3. Wydawało się więc, że do Głogowa bełchatowianie pojechali niczym „baranki idące na rzeź”. Chrobry jest bowiem w nieprawdopodobnym gazie, dzięki któremu bliżej im do walki o awans aniżeli ostatniego miejsca, które tak bardzo „polubili” na starcie ligi. „Brunatni” w Głogowie jednak się wybudzili i zagrali przyzwoity mecz, w którym szczęście sprzyjało Chrobremu Głogów i po raz kolejni „biało-zielono-czarni” nie ugrali dla siebie choćby punktu.

Słońce wyszło zza chmur dopiero w spotkaniu numer 3. Do Bełchatowa przyjechali gracze Zagłębia Sosnowiec, którzy już w 10. minucie objęli prowadzenie za sprawą „swojaka” Mariusza Magiery. W drugiej połowie podopieczni Marcina Węglewskiego przełamali swoją strzelecką niemoc: najpierw Paweł Czajkowski, a potem Adrian Małachowski z rzutu karnego zapewnili „Brunatnym” długo oczekiwany komplet punktów.

Tym samym trener (dyrektor sportowy) na samym starcie skompletował 1/3 punktów, które można było wyszarpać rywalom na ligowych boiskach. Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki wpływające na formę i atmosferę w drużynie, wynik ten można uznać za solidny. Ze względu na kontuzję (Wołkowicz, Ryszka), ale i słabszą formę niektórych graczy, dał szansę dziewiętnastu zawodnikom, w tym aż siedemnastu zagrało choć raz od 1. minuty. Zaledwie pięciu z nich (Lenarcik, Grolik, Thiakane, Czajkowski, Małachowski) zagrali za każdym razem od początku.

Jakie można wysnuć wnioski?

Odpowiedź może zaskoczyć (a i może nie): otóż żadne. Z powyższej czwórki najlepiej przygodę z ławką trenerską GKS-u rozpoczął Konwiński, który jednak wytrzymał w Bełchatowie zaledwie pół roku. Mariusz Pawlak zaczął dobrze, potem mógł mówić o pechu, a w trzecim spotkaniu nic już nie mogło go obronić. Początek pracy wielbionego przy S3 Derbina był na pewno elektryzujący (remis z ŁKS, turbomecz z Siarką), ale czy zadowalający? Jego zespół stracił aż 5 bramek, choć w późniejszym czasie kluczem do sukcesu „Brunantych” była solidna obrona. Trudno zatem ocenić szkoleniowca Węglewskiego po pierwszych spotkaniach…

…warto jednak porównać początki jego poprzedników z czystej ciekawości. Wszystko wskazuje na to, że Marcin Węglewski będzie ostatnim trenerem w historii „Dumy Brunatnej Stolicy” i do jego pracy będziemy odnosić się jedynie jako historycznej ciekawostki. Jak będzie szło mu dalej? Przekonamy się już w środę, kiedy to przy Sportowej 3 zostanie rozegrany mecz GKS – Chojniczanka. Pamiętajmy również, że wizja szkoleniowca to jedno, a wykonawcy to drugie. Wspierajmy zatem piłkarzy GKS-u Bełchatów w trudnym czasie dla nich!

#GKSnigdyniezginie